W podobnej sytuacji, również bez zwycięstwa, znajdowała się ekipa Żubrów. Osłabiony i odmłodzony po poprzednim sezonie skład dopiero jednak zbiera doświadczenie i płaci "frycowe" na I-ligowych parkietach, co było widoczne w trakcie niedzielnego meczu.
Kibice przy al.Unii wreszcie mogli zobaczyć pełen skład łódzkiej drużyny. W wyjściowej piątce znaleźli się kontuzjowani do niedawna Kuba Dłuski i Piotr Trepka, a ich powrót do gry był wyraźnie widoczny już od pierwszych akcji. Spotkanie rozpoczęło się od szybkich punktów Daniela Walla i jak się potem okazało ... były to zwycięskie punkty, bowiem właśnie od stanu 2:0, ŁKS już ani na moment nie oddał prowadzenia. Bardzo dobrze blisko kosza grał Wall, przechwyty i szybkie kontry notował Bartek Szczepaniak, swoje punkty dołożył Dłuski i przewaga gości rosła z minuty na minutę - 13:3, 20:7 i 29:9 na koniec I kwarty. Mogła być ona jeszcze wyższa, jednak gospodarze kilka akcji wyraźnie przekombinowali, próbując efektownych rozwiązań, które jednak nie okazały się efektywne.
Po pierwszej kwarcie nastąpił zimny prysznic. Nie mówimy tu jednak o sytuacji na boisku, a o tej przy stoliku sędziowskim i nie w przenośni, a dosłownie. Zerwała się bowiem przyczepiona do sufitu hali płachta, na której zebrała się woda z przeciekającego dachu, a "główna fala" skupiła się na spikerze zawodów, który został doszczętnie przemoczony. "Oberwało się" także arbitrom przy stoliku, dziennikarzom i sprzętowi elektronicznemu... Czy w tej sytuacji obudzi się i zareaguje wreszcie właściciel obiektu - łódzki MOSiR, czy też nadal rządzić w hali będzie prowizorka, a kibice zaopatrzyć się będą musieli w parasole i kalosze? Czas pokaże...
Druga i trzecia odsłona tego pojedynku wyglądały dość podobnie. Łodzianie stopniowo zwiększali przewagę nad rywalem, a trener Radosław Czerniak dał pograć wszystkim 11 zawodnikom ze swojej kadry. Wynik 54:25 w połowie meczu i 75:38 po 30 minutach - mówi sam za siebie.
Ciekawie zrobiło się natomiast w końcówce spotkania, a to ze względu na próbę rzucenia "setki", czego domagali się kibice gospodarzy, zgromadzeni w hali przy al. Unii. Po lekko chaotycznym początku 4. kwarty wydawało się, że bariera 100 punktów nie padnie, jednak ostatnie minuty okazały się dla łodzian bardzo udane. Zawodnicy ŁKS-u grali także bardzo widowiskowo, co poderwało coraz żywiej reagującą publiczność. Ta odsłona to popis Tomasza Pisarczyka, który właśnie w ostatnim fragmencie spotkania zdobył aż 14 punktów, stając się najskuteczniejszym zawodnikiem spotkania. Udane wejście zaliczył Przemysław Grabowski, dwukrotnie trafiając zza linii rzutów za 3 punkty. Zawodnicy ŁKS-u bawili się w tym fragmencie gry koszykówką, czego efektem zakończenie akcji z powietrza przez Grabowskiego, czy też alley-oop w wykonaniu Trepki z Pisarczykiem. Właśnie ten ostatni zawodnik zdobył 20 sekund przed końcową syreną magiczny setny punkt, oczywiście widowiskowym wsadem, powodując ogromny aplauz publiczności...
Cóż można powiedzieć po tym spotkaniu o zespole z Białegostoku? W sumie niewiele - zawodnicy starali się, przynajmniej na początku, jednak musi upłynąć jeszcze trochę czasu, aby mogli oni rywalizować z silnymi I-ligowcami. Właśnie do takich należeć powinien bowiem ŁKS i mimo słabego początku rozgrywek, łodzianie, jeśli tylko nie będą ich prześladowały kontuzje, grać będą coraz lepiej.
ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź - Żubry Białystok 101:60 (29:9, 25:16, 21:13, 26:22)
ŁKS Sphinx Petrolinvest: Pisarczyk 20, Wall 16, Kalinowski 13, Dłuski 11, Szczepaniak 11, Grabowski 10, Kenig 7, Kromer 4, Bartoszewicz 4, Trepka 3, Krajewski 2.
Żubry: Kulikowski 17, Brzozowski 15, Szczepiński 14, Zalewski 6, Stolarz 4, Zabielski 2, Łotowski 2, Kaczanowski 0, Rapucha 0.
Sędziowali: Ottenburger, Nejman i Tracz.