Król Qyntel Woods - relacja meczu Asseco Prokom Gdynia z Treflem Sopot

Już od kilku dni było bardzo głośno na temat tego spotkania. Kibice chcieli przede wszystkim zobaczyć jak nowo utworzony zespół Trefl Sopot poradzi sobie z Asseco Prokomem, który przecież był bardzo długo związany z tym nadmorskim miastem.

Tradycyjnie w gdyńskiej hali była tylko garstka kibiców, którzy byli świadkami dobrego spotkania określanego przez wielu obserwatorów jako Derby Pomorza. Niewątpliwie ciekawym wydarzeniem był "pojedynek" obu klubów kibica i trzeba przyznać, że sympatycy sopockiej drużyny byli zdecydowanie lepsi.

Gdyby trener Tomas Pacesas nie posiadał w swoim składzie Qyntela Woodsa to śmiem twierdzić, iż aktualni Mistrzowie Polski ponieśliby pierwszą porażkę w lidze PLK w nowym sezonie. Amerykański skrzydłowy ponownie nie był do zatrzymania, o czym świadczą jego świetne statystyki. 32-punktowy dorobek robi wrażenie na pewno na rywalach, ale też potwierdza jaka jest różnica pomiędzy polską ligą, a Euroligą gdzie Woods nie zdobywa tak łatwo kolejnych oczek dla swojej drużyny.

Pierwsze punkty w meczu zdobył Qyntel Woods, jednak to goście prowadzili po dwóch trójkach Hawkinsa oraz Iwo Kitzingera 2:6. Obie ekipy przystąpiły bardzo zmotywowane, dlatego też kolejne akcje upłynęły pod znakiem walki "kosz za kosz". Po siedmiu minutach gry, dzięki amerykańskiemu duetowi Woods-Logan, drużyna z Gdyni wyszła na wysokie prowadzenie 20:12. Sopocianie nie potrafili wykorzystywać dogodnych pozycji rzutowych, w których się znajdowali, przez co po pierwszej kwarcie prowadziło Asseco Prokom 25:20. Kolejna odsłona to niesamowita metamorfoza drużyny Trefla Sopot. Choć na początku gospodarze krok po kroku powiększali przewagę, to w 17 minucie spotkania podopieczni trenera Karlisa Muiznieksisa dogonili swoich rywali i wyrównali wynik po 39. Przede wszystkim na pochwałę zasługuje postawa Iwo Kitzingera, który przez dwadzieścia minut gry zdobył 16 punktów. Po pierwszej połowie goście prowadzili 50:47.

Kolejne dwie odsłony toczyły się pod dyktando drużyny Tomasa Pacesasa, która to miała czasami więcej szczęścia. Litwin wprowadził w drugiej połowie Pape Sowa przez co obrona gdynian stała się dużo szczelniejsza. Goście mieli coraz więcej problemów z trafianiem rzutów, widoczny był brak doświadczenia w tak trudnych sytuacjach. Swoje cały czas robili Woods oraz Logan, którzy z minuty na minutę powiększali swój dorobek punktowy. Pomimo trudniejszej gry, sopocianie nie złożyli broni i mozolnie próbowali dogonić rywali, jednak nie wykorzystali możliwości doprowadzenia do korzystnego wyniku pomimo dogodnych sytuacji – nie trafiali zarówno spod kosza jak i z dystansu. Ostatecznie Mistrzowie Polski wygrali 84:78.

To spotkanie potwierdziło nasze obawy, iż Asseco Prokom nie funkcjonuje jako drużyna. Najważniejszy jest Qyntel Woods, który jest główną strzelbą swojego zespołu. Niestety jeżeli Tomas Pacesas i działacze klubu liczą na awans do TOP 16, to muszą wziąć się za ciężką pracę. Martwi też mały udział Polaków w sukcesie w piątkowym spotkaniu. To wszystko powinno wystarczyć na PLK, jednak chcąc coś osiągnąć w Eurolidze, bez polskich zawodników gdynianie nie mają żadnych szans.

Z kolei patrząc na poczynania Trefla Sopot, zagorzali kibice mogą być bardzo zadowoleni. Ich drużyna walczy na równi z najsilniejszymi rywalami w lidze polskiej. Przed sezonem zakładano, iż najważniejsze jest utrzymanie w lidze, a póki co sopocianie cały czas sprawiają miłe niespodzianki.

Asseco Prokom Gdynia - Trefl Sopot 84:78 (25:20, 22:30, 25:10, 12:18)

Asseco Prokom Gdynia: Qyntel Woods 32, David Logan 24, Ronnie Burrell 9, Pape Sow 6, Daniel Ewing 6, Tyrone Brazeltone 5, Adam Łapeta 2, Mateusz Kostrzewski 0, Jan-Hendrik Jagla 0, Łukasz Seweryn 0, Piotr Szczotka 0, Adam Hrycaniuk 0.

Trefl Sopot: Iwo Kitzinger 22, Saulius Kuzminskas 15, Łukasz Ratajczak 11, Gintaras Kadziulis 10, Cliff Hawkins 9, Paweł Kowalczuk 8, Lawrence Kinnard 3, Paweł Malesa 0, Jakub Kietliński 0.

Źródło artykułu: