2. kolejka Euroligi: 18 punktów Lampego nie dało zwycięstwa Maccabi

W starciu gigantów Caja Laboral Baskonia okazała się lepsza od Maccabi Tel Awiw, pokonując izraelskiego mistrza 86:81, choć w drużynie gości świetnie spisał się Polak Maciej Lampe, który rzucił 18 oczek. Drugi z naszych rodaków, Paweł Kikowski nie pojawił się na parkiecie w meczu Olimpiji Lublana z Maroussi Ateny, w którym jego drużyna uległa Grekom. Swoje mecze wygrały ponadto ekipy Barcelony, Montepaschi, Panathinaikosu czy Efesu Pilsen.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Grupa A

Jak szwajcarski zegarek funkcjonuje mistrz ACB, Regal FC Barcelona w obecnych rozgrywkach Euroligi. Prowadzeni na parkiecie przez Juana Carlosa Navarro, Hiszpanie po raz drugi z rzędu pozwolili swojemu rywalowi na rzucenie ledwie 59 punktów, a sami zdobyli 81 (tydzień temu 82). "La Bomba" świetnie współpracował z Terence’m Morrisem i razem do spółki uzyskali 37 oczek, dając prawdziwy koncert gry w trzeciej kwarcie, kiedy to Barcelona podwyższyła prowadzenie do ponad dwudziestu punktów. - Rozpoczęliśmy to spotkanie bardzo niemrawo i zaczęliśmy grać swoje dopiero w drugiej połowie. Wygraliśmy dzięki fantastycznej skuteczności za dwa - ponad 70 procent. To budujące - tłumaczył po meczu trener Xavier Pascual, a nietęgą minę miał za to Velimir Perasović. - Nie można pozwolić sobie ani na moment dekoncentracji jeśli grasz przeciwko Barcelonie i to jeszcze na wyjeździe. Moi koszykarze chyba tego nie wiedzą i stąd ten wynik. Podeszliśmy do tego meczu zbyt przestraszeni, by móc cokolwiek osiągnąć - nie szczędził słów krytyki swoim podopiecznym Chorwat i miał ku temu solidne podstawy. Wszak Cibona jest jedynym zespołem w Eurolidze, który po dwóch kolejkach nie przekroczył jeszcze bariery 100 rzuconych punktów, a defensywa stołecznej ekipy pozostawia wiele do życzenia.

Regal FC Barcelona - Cibona Zagrzeb 81:59 (16:13, 23:14, 25:14, 17:18)
(Navarro 20 (4x3), Morris 15 (1x3), Grimau 9 - Tomas 16 (2x3), Gordon 12 (1x3), Vukusić 8 (2x3))

Tydzień temu Montepaschi Siena pozwoliło rywalowi na zdobycie ledwie 40 punktów. Przeciwko Żalgirisowi Kowno nie było już tak dobrze, ale po dwóch kolejkach Włosi i tak są najlepiej broniącą ekipą w Eurolidze. Już na samym początku spotkania gospodarze wypracowali sobie trzynaście punktów przewagi, lecz ambitnie grający Litwini zmniejszyli straty do dwóch oczek. W drugiej kwarcie podopieczni Simone Panigianiego nie dali już jednak najmniejszych szans Żalgirisowi i do przerwy wygrywali różnicą 18 punktów. - Jestem zadowolony, choć nie prezentujemy jeszcze takiego poziomu, jaki bym chciał by moi zawodnicy prezentowali. Podobać się mogła druga kwarta, choć w innych fazach meczu graliśmy ospale w obronie - oznajmił na konferencji prasowej trener włoskiego mistrza. Jego podopieczni zagrali bardzo zespołowo, a sam Terrell McIntyre rozdał 7 asyst (na 16 zespołu). To jednak nie on, a Benjamin Eze był najskuteczniejszym graczem z dorobkiem 16 oczek, choć 15 dorzucił także Henry Domercant. Dla pokonanej drużyny z Kowna 17 punktów uzyskał superstrzelec Marcus Brown. - Nie da się rzucić dziewięciu punktów w jednej z kwart i wygrać w Sienie. A tak się niestety stało co jest wielką zasługą bardzo dobrej defensywy Montepaschi. Wygrali zasłużenie, a my musimy jak najszybciej wyciągnąć wnioski - tłumaczył przyczyny porażki Gintaras Krapikas, trener Litwinów.

Montepaschi Siena - Żalgiris Kowno 84:64 (23:21, 25:9, 17:14, 19:20)
(Eze 16, Domercant 15 (3x3), Sato 13 (1x3, 10 zb.) - Brown 17 (3x3), Salenga 13 (2x3), Watson 10 (6 zb.)

1. Montepaschi Siena 4 2-0 169-104 +65
2. Regal FC Barcelona 4 2-0 163-118 +55
4. Żalgiris Kowno 3 1-1 135-136 -1
4. Fenerbahce Ulker Stambuł 3 1-1 137-158 -21
5. ASVEL Villeurbanne 2 0-2 128-149 -21
6. Cibona Zagrzeb 2 0-2 99-166 -67

Grupa B Efes Pilsen Stambuł odkuł się za porażkę sprzed tygodnia i kontrolując spotkanie od drugiej połowy, pokonał mistrza Serbii - Partizan Belgrad. Złota drużyna poprzednich rozgrywek w Turcji długo nie mogła znaleźć swojego rytmu, lecz po zmianie stron wreszcie wstrzelili się Charles Smith oraz Preston Shumpert (razem 35 oczek), sprawiając tym samym, że dwa oczka pozostały w Stambule. - Po głupiej porażce z Lietuvosem, dziś wiedzieliśmy, że musimy wygrać i to zrobiliśmy. To dla nas ważny krok w marszu po awans do kolejnej fazy. Rywal szarpał, jak tylko mógł, ale nasza defensywę była tego dnia solidnym kolektywem - skomentował występ swoich podopiecznych Ergin Ataman. W drużynie gości świetny mecz rozegrał środkowy Aleks Marić, który rzucił 19 punktów, lecz nie ustrzegł swojego zespołu przed porażką. - Efes zasłużył na wygraną, a ja mam mieszane odczucia. Z jednej strony radziliśmy sobie całkiem nieźle przez trzy kwarty, ale zupełnie straciliśmy koncepcję gry w najważniejszych momentach. Cóż, mam bardzo młoda drużynę i oni muszą nabrać doświadczenia, by wygrywać - stwierdził na konferencji prasowej Dusko Vujosević, trener Partizanu. Efes Pilsen Stambuł - Partizan Belgrad 77:67 (15:15, 20:22, 22:16, 20:14) (Smith 18 (3x3), Shumpert 17 (3x3), Rakocević 14 (2x3) - Marić 19 (5 zb.), McCalebb 10 (7 as.), Vesely 10 (2x3)) Pokonując Entente Orlean, podopieczni Rimasa Kurtinaitisa zanotowali drugie zwycięstwo w tegorocznej edycji Euroligi i nadal pozostają bez porażki. Po raz drugi pierwsze skrzypce w zespole grał Martynas Gecevicius, który zakończył spotkanie z dorobkiem 16 oczek. Gospodarze po trzech kwartach przegrywali już różnicą 15 punktów, więc w ostatniej odsłonie rzucili na szalę wszystkie swoje siły i pozwolili przeciwnikom na zdobycie tylko ośmiu oczek. Do pełni szczęścia zabrakło jednak czasu i nie pomogła nawet skuteczna gra Cedricka Banksa czy Justina Doellmana (obaj po 15 oczek). - Jak się słabo rozpoczyna zawody, to później trzeba gonić. My staraliśmy się jak mogliśmy, ale przeciwnik wygrał doświadczeniem i nie pozwolił na roztrwonienie całej przewagi - powiedział po ostatnim gwizdku sędziego Philippe Herve, trener Entente, zaś zadowolenia nie krył Kurtinaitis, szkoleniowiec Lietuvosu. - Po dwóch meczach mamy na koncie dwie wygrane, więc nie mam prawa się do niczego przyczepiać, choć uważam, że zawsze jest coś, co można poprawić. Ogólnie jednak cieszymy się, bo dobrze rozpoczęliśmy ten sezon na arenie międzynarodowej. Entente Orlean 45 - Lietuvos Rytas Wilno 62:69 (11:20, 18:21, 17:20, 16:8) (Banks 15 (3x3), Doellman 15 (2x3), Nichols 11 (1x3) - Gecevicius 16 (4x3, 6 zb.), Bjelica 11, Popović 11 (2x3, 9 as.))

1. Unicaja Malaga 4 2-0 158-132 +26
2. Lietuvos Rytas Wilno 4 2-0 146-132 +14
3. Olympiacos Pireus 3 1-1 162-158 +4
4. Efes Pilsen Stambuł 3 1-1 147-144 +3
5. Partizan Belgard 2 0-2 131-149 -18
6. Entente Orlean 2 0-2 134-163 -29

Grupa C Mistrz Izraela, Maccabi Tel Awiw był bardzo blisko zwycięstwa w stolicy Kraju Basków, gdyż na kilka minut przed ostatnią syreną prowadził 73:69, lecz skuteczne zagrania zwłaszcza Fernando San Emeterio i Tiago Splittera pogrzebały nadzieje Maccabi, dając dwa punkty Caji Laboral. Podobać się mogła przede wszystkim gra Brazylijczyka, gdyż w całym meczu zdobył 26 oczek. - Niewiele brakowało a opuszczalibyśmy Hiszpanię w bardzo dobrych nastrojach. Mieliśmy swoje szanse, ale przeciwnik okazał się skuteczniejszy, a my straciliśmy zupełnie głowę w ostatnich minutach - skwitował postawę swoich koszykarz Pini Gershon, trener przegranych, dla których najwięcej punktów - 18 - zdobył Polak Maciej Lampe, choć trafił ledwie 5 z 15 rzutów z gry. - To był bardzo ciężki mecz, z czego zdawaliśmy sobie sprawę jeszcze przed jego rozpoczęciem. Przed meczem powiedzieliśmy sobie, że nie możemy przegrać drugiego spotkania z rzędu i bardzo chcieliśmy wygrać. Jestem zadowolony z przebiegu drugiej kwarty, ale mam wielkie pretensje do moich graczy o trzecią odsłonę. Na szczęście w końcówce zachowaliśmy zimną krew - stwierdził natomiast opiekun zwycięzców, Dusko Ivanović. Caja Laboral Baskonia - Maccabi Tel Awiw 86:81 (25:25, 30:19, 14:22, 17:15) (Splitter 26 (7 zb.), Huertas 16 (3x3), Eliyahu 12 (7 zb.), San Emeterio 12 - Lampe 18 (4x3, 7 zb.), Eidson 16 (2x3), Bluthenthal 12 (4x3), Wisniewski 12 (4x3)) Maroussi Ateny prowadziło już z Olimpiją w Lublanie 58:52 na kilka minut przed końcem spotkania, ale fenomenalny tego dnia Matt Walsh trafił swoją szóstą i siódmą trójkę (32 punkty ogółem) tego dnia i po chwili gospodarze wyrównali do stanu 64:64. Okazało się jednak, że to właściwie wszystko na co stać ich tego dnia, gdyż Dimitris Mavroeidis (18 oczek) oraz Levon Kendall szybko rzucili czternaście oczek z rzędu i przyjezdni mogli cieszyć się z pierwszej wygranej w tym sezonie w Eurolidze. - Ostatnio niefortunne przegraliśmy w ostatniej akcji, teraz szczęście uśmiechnęło się do nas. Mamy więc na koncie jedno zwycięstwo i wierzę, że nie ostatnie. Ogólnie zagraliśmy poprawnie, choć niektórych błędów mogliśmy się ustrzec - radował się po pojedynku trener Greków, Georgios Bartzokas. Jego optymizmu nie podzielał Jure Zdovc, czyli opiekun ekipy słoweńskiej. - To był bardzo dobry i bardzo ciężki mecz, któraś drużyna musiała wygrać, a któraś przegrać. Padło na nas, bo zabrakło skuteczności w ostatnich minutach. To nasza druga porażka, lecz musimy o tych szybko zapomnieć. Przed nami kolejne, ważniejsze pojedynki - powiedział po meczu szkoleniowiec Olimpiji. Union Olimpija Lublana - Maroussi Ateny 75:81 (17:18, 16:15, 19:20, 23:28) (Walsh 32 (7x3), Becirović 13 (1x3, 6 as.), Ozbolt 11 (2x3, 6 zb.) - Mavroeidis 18, Lucas 14 (1x3, 4 as.), Calathes 13 (1x3), Homan 12 (5 zb.))

1. Lottomatica Rzym 4 2-0 151-134 +17
2. Maccabi Tel Awiw 3 1-1 166-151 +15
3. Maroussi Ateny 3 1-1 146-141 +5
4. CSKA Moskwa 3 1-1 135-139 -4
5. Caja Laboral Baskonia 3 1-1 151-158 -7
6. Union Olimpija Lublana 2 0-2 140-186 -46

Grupa D - Jestem bardzo szczęśliwy i dumny z moich koszykarzy. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty w obronie, nie dając się rozszaleć najlepszym strzelcom Khimki. Sądzę, że byliśmy po prostu fizycznie i mentalnie przygotowani na zwycięstwo w tym starciu - nie szczędził pochwał po meczu Panathinaikosu Ateny z Khimki Moskwa trener "Koniczynek", Żeljko Obradović i nic w tym dziwnego. Jego zawodnicy zmiażdżyli na własnym parkiecie wicemistrza Rosji różnicą 35 punktów, a czterech koszykarze drużyny gospodarzy uzyskało prawie tyle samo punktów, co cały zespół gości. Mowa tu m.in. o Dimitrisie Diamantidisie, który 22 oczka zdobył na fantastycznej skuteczności z gry (7/8 oraz 5/5 z linii rzutów wolnych, a także pięć zbiórek i cztery asysty). Panathinaikos już po dziesięciu minutach prowadził czternastoma punktami, a do przerwy zdążył powiększyć przewagę do 26 punktów, następnie tylko kontrolując przebieg meczu. Po stronie rosyjskiej szarpać w ataku próbował jedynie Keith Langford, lecz nawet jego zdobycz nie zasługuje na słowa pochwały. - Proszę spojrzeć w statystyki. Oni rozdali 24 asysty, a my tylko trzy... Czy coś jeszcze trzeba dodawać? Zupełnie się dziś pogubiliśmy - kręcił z niedowierzaniem głową Sergio Scariolo. Panathinaikos Ateny - Khimki Moskwa 101:66 (28:14, 23:11, 21:25, 29:16) (Diamantidis 22 (3x3, 5 zb.), Peković 20, Spanoulis 12 (6 as.), Shermadini 10 - Langford 14 (2x3), Lopez 9 (1x3), McCarty 9 (1x3), Mozgov 9 (6 zb.))

1. Panathinaikos Ateny 4 2-0 176-133 +43
2. Real Madryt 3 1-1 175-156 +19
3. Armani Jeans Mediolan 3 1-1 146-145 +1
4. EWE Baskets Oldenburg 3 1-1 157-160 -3
5. Khimki Moskwa 3 1-1 150-182 -32
6. Asseco Prokom Gdynia 2 0-2 153-181 -28

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×