Przełamanie w dramatycznych okolicznościach - relacja z meczu Sportino Inowrocław - Stal Stalowa Wola

Pierwsze zwycięstwo w obecnych rozgrywkach odnieśli koszykarze Sportino. Drużyna Andrzeja Kowalczyka pokonała beniaminka PLK Stal Stalową Wolę. 31 punktów zdobył dla zwycięzców Ted Scott. Amerykanin, który jest najlepszym strzelcem swojej ekipy, a sobotni mecz rozpoczął na ławce rezerwowych, drugi raz z rzędu zakończył spotkanie przed inowrocławską publicznością z dorobkiem więcej niż 30 oczek. 35 punktów trafił przed dwoma tygodniami PGE Turowowi Zgorzelec.

Scott, podobnie jak reszta jego kolegów, bardzo dobrze zaprezentował się w trzeciej kwarcie. Rzucił w niej 15 punktów, cały zespół 30, w tym siedem razy za trzy. Pozwoliło to odskoczyć rywalowi. Rzuty z dystansu, którymi w tej części raczyli przeciwnika gospodarze, jeszcze w pierwszej połowie były ich zmorą. Na 11 prób, skuteczne były tylko dwie. - Trzecia kwarta okazała się kluczowa w tym pojedynku, ale tym, co zaważyło o naszej przegranej, nie były seryjnie trafiane trójki przez Sportino. To my raziliśmy niemocą w ataku - ocenił Michał Gabiński, dla którego - jak sam przyznał - przyjazd do Inowrocławia był szczególny. - Jest tu fajna atmosfera, ładna hala, sympatyczni ludzie dookoła. Jednym słowem bardzo dobre miejsce do gry w koszykówkę. Sam występowałem tu przez dwa lata, a ten drugi rok, w którym wywalczyliśmy awans do ekstraklasy, jak dotychczas był dla mnie najlepszy w karierze - dodał skrzydłowy Stali.

Przewaga Sportino na początku czwartej kwarty jeszcze bardziej się powiększyła. A gdy doszła do 16, w szeregach gospodarzy coś się zacięło. Od tamtego czasu, przez trzy kolejne minuty nie trafili ani razu. W trzech następnych zdobyli cztery punkty, ale prowadzili wtedy już tylko czterema oczkami. - Obie drużyny miały różne dyspozycje. Raz gospodarze wygrywali 16 punktami, na początku to my mieliśmy ich 10 przewagi. Taka jest koszykówka, i takie są jej wymagania - powiedział szkoleniowiec Stali Bogdan Pamuła. - Ważne rzeczy działy się w końcówce. Kilka drobnych błędów, niecelne rzuty wolne. Zadecydowały detale. Można powiedzieć, że ulegliśmy zaledwie jednym osobistym. Nie ukrywam, że była to dla nas ważna potyczka. Cieszę się jednak, że po trudnym dla nas początku ligi gramy jako zespół, pokazujemy charakter. Jeśli tą drogą pójdziemy dalej, będziemy mieli wiele powodów do radości - stwierdził Pamuła.

Losy meczu mogły zmienić się jeszcze kilka sekund przed końcem. Po niecelnym rzucie inowrocławian, przy ich jednopunktowym prowadzeniu, piłkę dostał Maciej Klima. Zawodnik Stali zrobił z nią kilka kroków i pod presją czasu zdecydował się na rzut ze swojej połowy. Okazał się on niecelny. - Zwycięstwo nie zmienia faktu, że przed nami jeszcze bardzo dużo pracy. Nie funkcjonuje to wszystko tak, jak powinno. Zawodnicy muszą też zrozumieć, że wygrywa zespół, a nie pojedyncze osiągnięcia. Ale to jest już sprawa bardziej mentalna - podsumował trener Sportino Andrzej Kowalczyk, który prowadził drużynę w drugim meczu. Tydzień temu w debiucie prowadzony przez niego zespól uległ w Gdyni mistrzowi Polski Asseco Prokomowi.

Sportino Inowrocław - Stal Stalowa Wola 79:78 (20:20, 18:20, 30:14, 11:24)

Sportino: Ted Scott 31, Grzegorz Arabas 12, Anthony Anderson 8, Slavisa Bogavac 8, Daryl Greene 7, Rafał Bigus 6, Przemysław Łuszczewski 2, Sani Ibrahim 5, Maciej Raczyński 0, Łukasz Żytko 0, Michael Ansley 0, Vitalius Stanevicius 0.

Stal: Jarryd Loyd 15, Michał Gabiński 14, Dawid Godbold 12, Rafał Partyka 10, Klima 8, Tomasz Andrzejewski 6, Marek Miszczuk 5, Marius Kasilevicius 4, Jacek Jarecki 2, Marcin Malczyk 2.

Źródło artykułu: