Wolałbym trafiać z pozycji wypracowanych niż fartownych - rozmowa z Marcinem Malczykiem, koszykarzem Stali Stalowa Wola

Zwycięstwo Stalówki z AZS-em Koszalin było trzecią wygraną zielono-czarnych w tegorocznych rozgrywkach. Stalowcy, mimo że prowadzili już różnicą 25 oczek doprowadzili do nerwowej końcówki. Kluczem do sukcesu była na pewno twarda obrona, ale i bardzo dobra dyspozycja wszystkich graczy ekipy z Podkarpacia.

Kamil Górniak: Twoje rzuty prawie z połowy boiska były bardzo efektowne. Można powiedzieć, patrząc na waszą przewagę, że zaważyły one o waszej wygranej.

Marcin Malczyk: Myślę, że nie można tak mówić. To są szczęśliwe rzuty oddawane bez żadnej presji. Jak wpadnie to jest fajnie, ale jak nie to nic się nie dzieje, gdyż nikt nie wymaga, aby one wpadały do kosza. Fajnie, że udało mi się trafić. Wolałbym jednak trafiać z pozycji wypracowanych niż z takich fartownych (śmiech).

Takie rzuty dodają chyba także pewności siebie na parkiecie?

- Czasem na pewno dodają, można poczuć wiatr w żagle i grać dalej dobrze. Głównie w tym spotkaniu miałem zadania obronne. Miałem powstrzymywać Michaela Kublera, z którym w zeszłym sezonie grałem w Baskecie Kwidzyn, a wcześniej w Kagerze Gdynia. Na koniec udało mu się trafić cztery razy za trzy punkty. To jest jego specjalność. Robi to z zamkniętymi oczami. Niestety dla nas wprowadził zamieszanie w końcówce meczu i nerwową atmosferę.

No właśnie. Po trzech kwartach prowadziliśmy 23 oczkami i wydawało się, że ostatnie dziesięć minut to będzie już spacerek. Tymczasem okazało się inaczej.

- Tak już czasem bywa, że trener daje odpocząć graczom z pierwszej piątki. Na parkiecie pojawiają się młodzi koszykarze, którzy szarpią. Było widać, ze wpadło im kilka bardzo szczęśliwych rzutów. Nie wiem czy Tomasz Stępień zagrał kiedyś taki mecz w swojej karierze. Życzę mu jak najwięcej takich pojedynków, ale nie zawsze takie coś się będzie udawało. Była trójka z faulem, kilka gwizdów nie do końca po naszej myśli i nerwowa końcówka. Wygraliśmy ośmioma punktami, ale nie było tak emocjonująco jak w Inowrocławiu, gdzie przegraliśmy tylko jednym oczkiem.

W potyczce ze Sportino było blisko pierwszego wyjazdowego zwycięstwa. Czy uda się je odnieść w Warszawie z Polonią, która we własnej hali jest bardzo groźna, o czym przekonał się Turów Zgorzelec?

- Polonia jest bardzo mocna we własnej hali. Mają trójkę graczy z USA, która potrafi rzucić 65 punktów. Polacy w składzie Czarnych Koszul dorzucają resztę, czyli 10-12 oczek. Na pewno musimy się skoncentrować na obronie. W kadrze są doświadczeni Przemek Frasunkiewicz i Mariusz Bacik, którzy w koszykówkę grać potrafią. Na pewno będziemy się starali zagrać tak jak z AZS-em, z dużą wolą walki w obronie. Trzeba także dobrze wyprowadzać kontry. Może uda się także trafić takie szczęśliwe rzuty. Na pewno powalczymy.

Początek sezonu miałeś nie najlepszy. Potem zaskoczyłem z Polonią 2011 Warszawa i jest z każdą potyczką coraz lepiej.

- Jest nas dużo na każdą pozycję. Raz zagra jeden dobrze, raz drugi. Każdy coś wnosi do zespołu. Jeśli trener desygnuje mnie do gry, to będę się starał robić jak najwięcej dla drużyny. Jeżeli będę dostawał szansę, to będę się starał grać jak najlepiej. Jeśli pojawi się ktoś inny, to będę i kibicował, aby grali bardzo dobrze i pomagali zespołowi.

Trener Bogdan Pamuła ma duże pole manewru. W środę pojawiło się na parkiecie 11 zawodników. To na pewno działa na waszą korzyść, gdyż jest duża rotacja w składzie i nikt nie biega przez 40 minut na parkiecie.

- Dokładnie tak. Każdy pogra maksymalnie 20 minut na pełnych obrotach. Na pewno grając przez całe zawody na 100 proc. ciężko jest wytrzymać kondycyjnie. Na pewno taki gracz chciałby odpocząć trochę w obronie. A tak grając te 20 minut to zawodnik jest w stanie biegać cały czas po parkiecie i dawać z siebie wszystko.

No właśnie. Jeśli ktoś zawiedzie, to jest inny na tej pozycji, który może go zastąpić. Wyrównany skład jest waszym atutem.

- Dokładnie. Jak ktoś ma słabszy dzień, to na parkiecie pojawia się następny i stara się dać jak najwięcej. Jeśli i jemu nie idzie to pojawia się kolejny. Jest tak duża rotacja, że każdy daje z siebie maksimum możliwości. Oto właśnie chodzi w koszykówce.

Komentarze (0)