Zdobyła "nieznane lądy". Polka napisała historię

Instagram / Liliana Banaszak
Instagram / Liliana Banaszak

To była szybka akcja. Przyszła propozycja, spakowała walizkę i odleciała. Liliana Banaszak w trzy miesiące zdobyła dwa krajowe puchary i mistrzostwa na dwóch różnych kontynentach. - Właśnie po to mnie ściągnięto - mówi.

Z KGHM BC Polkowice najpierw zdobyła Puchar Polski, a po miesiącu sięgnęła po mistrzostwo kraju. Potem pojawiła się ciekawa propozycja, spakowała walizki i poleciała do Kairu. Powód? Dwumiesięczny kontrakt w Al Ahly.

Pod wieloma kwestiami była to propozycja z gatunku tych "nie do odrzucenia". - Nie ma co zaprzeczać - mówi nam Liliana Banaszak. - Nawet nie pod samą kwestią finansową, ale też pod tym względem, że to fajna przygoda. Jak dostałam informację, to lekko otworzyły mi się oczy, bo... nie słyszałam nigdy o lidze w Egipcie. Powiedziałam sobie jednak: "dlaczego nie?".

24-letnia reprezentantka Polski wybrała Egipt kosztem Meksyku. Tam też pojawiła się ciekawa opcja. Dlaczego odrzuciła ten kierunek?

- Myślałam o Meksyku, ale był taki punkt, który zadecydował. Liga tam zaczyna się w maju, a kończy w sierpniu. Dla mnie ważne było to, żebym była dobrze przygotowana do kolejnego sezonu w Europie, dlatego bałam się, że wracając z Meksyku nie będę miała czasu, żeby odpocząć, zregenerować się i właściwie przygotować do kolejnych rozgrywek - tłumaczy.

Tutaj również ważna kwestia - Liliany Banaszak w sezonie 2024/2025 nie będziemy już oglądać w Orlen Basket Lidze Kobiet. Skrzydłowa ma już podpisany kontrakt w Hiszpanii. Czy to kierunek, o jakim marzyła? - Można powiedzieć, że tak. Zawsze jak myślałam o zagranicy, to miałam w głowie, że chciałabym grać właśnie w Hiszpanii - przyznaje.

Trochę profesjonalizmu, dużo amatorki

Pomiędzy Polską, a Hiszpanią, był jednak wspomniany Egipt. Nieco ponad miesiąc gry w Al Ahly przyniósł Banaszak kolejne tytuły. Pomogła bowiem swojej drużynie zdobyć zarówno puchar, jak i tytuł mistrza kraju.

24-latka nie tylko była pierwszą Polką w egipskiej lidze, ale i jedyną zawodniczką zagraniczną w swoim klubie. Oczekiwania względem jej przyjazdu były ogromne. - Była duża presja, bo klub bronił tytułu. Poziom ligi nie jest za wysoki, ale bardzo ważne było, żeby ten tytuł zdobyć ponownie. Właśnie po to mnie ściągnięto - zdradza nam zawodniczka.

Już na miejscu Banaszak zderzyła się z nieco inną rzeczywistością, jeżeli chodzi o podejście i organizację. - Nie mogę powiedzieć, żeby było zbyt profesjonalnie - przyznała z uśmiechem.

Oczekiwania względem niej samej były jednak wysokie. Miała być wzorem, liderką i kluczową postacią. - Tutaj oczekuje się bowiem, że jeżeli przyjeżdża zawodniczka zagraniczna na kontrakcie profesjonalnym, to będzie prezentowała pełny profesjonalizm - zdradza.

I między innymi dlatego, niekiedy musiała czekać po pół godziny na swoje koleżanki z drużyny. Dlaczego? Część z nich pracuje, a niektóre potrafią się spóźnić na zajęcia nawet pół godziny. W Al Ahly trenuje się raz dziennie - wieczorem, o godz. 20:00. Zajęcia trwają od 2,5 do 3 godzin.

- Treningi są długie, ale nie na dużej intensywności - zdradza nam Banaszak. Dodaje jednocześnie, że sama musiała się mocno pilnować w kontekście podejść do treningów. Dlaczego? Chodzi o kwestie zdrowotne i samo przygotowanie do zajęć. Rozgrzewka? To bardziej improwizacja.

- Trener najlepiej od razu wchodziłby w kontakt, robił sprinty. Rozgrzewka nie jest atletyczna, oni się tutaj tylko rozciągają, więc ja przychodziłam wcześniej i robiłam swoje żeby być gotowa. Potem jednak musiałam czekać i pół godziny więc... Było ciężko z tym przygotowaniem - opowiada.

Dodać należy, że profesjonalnie podchodzi się w Al Ahly do sztabu szkoleniowego, który liczył aż 10 osób. Dwóch fizjoterapeutów (jeden tylko na meczach), kilku asystentów. Jak przyznała Banaszak, niektórych z nich widywała jedynie podczas meczów. - Każdy jednak bardzo poważnie podchodził do swojej roli - zdradza.

Zamiana Polski na Egipt to również przeskok, jeżeli chodzi o klimat. - Na szczęście nie było aż takich upałów - przyznała. Co ciekawe po treningach generalnie można było zapomnieć o cieple. - Trzeba było mieć bluzę. A jeżeli chodzi o halę, to była klimatyzowana, więc nie było czuć upałów, nawet jak treningi czy mecze były we wcześniejszych godzinach - dodała.

"Było lekkie zaskoczenie"

Gdy w grudniu władze Orlen Basket Ligi Kobiet podjęły decyzję o skróceniu rozgrywek, jasne było, że dla wielu zawodniczek sezon potrwa ledwie kilka miesięcy. W przypadku Banaszak i KGHM BC Polkowice trwał on... pięć miesięcy, a drużyna rywalizowała najdłużej.

Dlaczego tak mocno skrócono walkę o mistrzostwo Polski? Wszystko przez koszykówkę 3x3 - nasze koszykarki miały szansę wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Paryżu, dlatego rozgrywki ligowe zostały zepchnięte w kąt i zamiast trwać do końca kwietnia, zakończyły się już na początku marca, żeby kadra 3x3 mogła odpowiednio się przygotować do turniejów kwalifikacyjnych. Jak wiemy, do Paryża Biało-Czerwone jednak nie pojadą.

- Było to lekkie zaskoczenie. Nie wiem, jak w innych klubach, ale u nas za dużo nikt o tym nie słyszał. Każdy się zaczynał zastanawiać co robić - mówi nam o decyzji PZKosz (organizatora rozgrywek).

Koniec gry na początku marca i początek nowego sezonu w październiku? To pół roku bez gry. Czy jednak tylko to był powód, przez który Banaszak zdecydowała się na Egipt? Nie. Nawet gdyby rozgrywki w Orlen Basket Lidze Kobiet zakończyły się "normalnie", to miała w głowie krótki kontrakt zagraniczny. Wszystko zależne byłoby od propozycji.

- Myślałam o tym bardzo poważna. Z Kairem wyszła sytuacja idealna. Od razu po sezonie w Polsce dwa miesiące w Egipcie, wracam i mam czas na kadrę - przyznała.

Wróćmy jeszcze na chwilę do sezonu w Polsce. Finały w minionym sezonie były dla 24-latki szczególne. Przed rokiem, gdy po raz pierwszy w karierze miała możliwość gry o złoto, doznała kontuzji, a jej zespół przegrał finałową serię z Polskim Cukrem AZS UMCS Lublin 2:3.

Teraz nie miała już problemów ze zdrowiem i była jedną z kluczowych postaci w układance trenera Karola Kowalewskiego. - Czułam niedosyt po poprzednim sezonie. Może, gdybyśmy wtedy zdobyły mistrza to byłoby trochę inaczej. Miałam poczucie, że brakuje mi tego, żeby zdobyć mistrza. I chciałam pokazać się z jak najlepszej strony. Cieszyłam się, że mogłam dograć do końca i zdobyłyśmy tytuł - zakończyła.

Krzysztof Kaczmarczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
King szybko odebrał Treflowi przewagę. Mazurczak znów decydujący
Szykuje się rewolucja w Legii Warszawa? "Jest nam potrzebna"

ZOBACZ WIDEO: Śmierć zajrzała w oczy Świderskiemu. "Mogliby mnie nie odratować"

Komentarze (0)