Wszyscy sceptycznie patrzyli na nowy twór jaki powstał w Sopocie po przeniesieniu Prokomu. Mniej przychylni stawiali go na końcu tabeli, ci trochę bardziej – w środku. Nikt się nie spodziewał, że beniaminek wespnie się tak wysoko i będzie spędzać sen z powiek najlepszym zespołom. W pierwszym meczu sezonu wyszli bez żadnych kompleksów i tak pozostało po dziś dzień, ulegając dotychczas wyłącznie na derbach w Gdyni i we Włocławku z Anwilem. Trefl do tej pory nie poniósł żadnej porażki na własnym parkiecie, a krytycy ugryźli się w języki za swoje opinie przedsezonowe i stawiają aktualnie klub z Sopotu jako mocnego przeciwnika na fazę play-off.
Zupełnie inaczej się miała sytuacja w Gdyni, gdzie Mistrz Polski od samego początku jest stawiany jako faworyt. O ile opinie się potwierdziły, o tyle ze stylu gry zespołu nie można być zadowolonym. Asseco idzie, co prawda, jak burza przez polską ligę, lecz na arenie europejskiej wypada blado. Nawet w PLK często te zwycięstwa są chwiejne i wywalczone dopiero w ostatnich minutach. Przykładem takiego spotkania może być mecz przeciwko Polpharmie Starogard Gdański. Jeszcze przed czwartą kwartą stan gry był bardzo niepewny, a na tablicy widniał wynik: 57:53, na korzyść gospodarzy. Ten mecz ocaliła fenomenalna gra Davida Logana, który zanotował aż 30 oczek, a mecz skończył się szczęśliwie dla Prokomu 67:77.
Asseco ma gwiazdy i bardzo utalentowanych graczy, lecz nie wykorzystuje potencjału jaki ma w sobie. Wygrywają mecze jedynie dzięki indywidualnym umiejętnościom zawodników lub przeciwko słabym klubom. Paradoksalnie odwrotnie sytuacja się ma w Sopocie, gdzie nie dojrzymy nazwisk gwiazd, za to zobaczymy bardzo dobrą grę zespołową i zagrania taktyczne. Tego niestety nie ma w Gdyni, gdzie rozegranie piłki kończy się przeważnie na jednym podaniu. Może takie jest założenie trenerskie, że taktyką jest brak taktyki? Niestety, takie rozwiązanie nie ma szansy bytu na dłuższy czas.
Odbiegając już jednak od opisu gry, zwróćmy uwagę na promocję koszykówki, jaka pojawiła się w Trójmieście i okolicach. Póki koszykarski światek toczył się w Hali 100-lecia w Sopocie, o baskecie na Pomorzu mało się słyszało. Od tego sezonu zrobiło się głośno. Ruszyły akcje reklamowe, billboardy, bannery... Jednym słowem – zaczęło się coś dziać i to cieszy. Duży szum towarzyszył "Mistrzowskiemu Otwarciu", które odbyło się z pompą i... faktycznie się udało. Widowisko było godne 6-krotnych Mistrzów Polski. Ironicznie można rzec, że bardziej rozreklamowany na Pomorzu był mecz otwarcia przeciwko CSKA Moskwa, niż sam Eurobasket.
W Sopocie promocja skupiła się na utrzymaniu obecnych kibiców. Hasła "Jesteśmy waszą drużyną", mają ukazać więź między miastem a kibicami i przekonać ich, że to właśnie w tej hali spotykali się przez te ostatnie lata, by wspólnie dopingować. Skromna akcja przynosi skutki, albowiem na spotkania przychodzi sporo ludzi, a wśród przetrzebionego Klubu Kibica pozostali ci najwierniejsi i... najgłośniejsi.
Akcje promocyjne nie odniosą jednak skutku, jeśli mecz nie będzie w stanie zainteresować publiczności. Już wiemy, że przy Treflu pozostali najwierniejsi kibice, lecz co z Asseco? Mimo liczebnego grona kibiców, są oni niezauważalni podczas spotkań. Idealnie stan rzeczy przedstawia sytuacja, gdy na mecz przybyli kibice Arki. Chociaż było ich kilkakrotnie mniej, byli w stanie "ruszyć halą" i przekrzyczeć Klub Kibica. Sprawa jest świeża i czeka na uspokojenie, lecz zapewne bez rewolucji się nie obędzie.
Wspomniany na początku podział kibiców był również powiązany z innymi ideami. Wielu sympatyków koszykówki ma też swoich pupili w piłce nożnej, a nienawiść między Lechią Gdańsk i Arką Gdynią nie pozwala tym pierwszym na przyjazd do Gdyni. Pikanterii dodaje fakt, iż trwają rozmowy nad zmianą nazwy z Asseco Prokom Gdynia na Arka Gdynia, co również będzie miało znaczący wpływ na sytuacje podczas spotkań.
Podsumowując, w Trójmieście mamy aktualnie dwie bardzo dobre drużyny, które są skrajnie różne. Mimo, iż tę sytuację często określa się (chociaż błędnie) jako podział klubu, to ci bracia nie są w ogóle do siebie podobni. Z jednej strony gwiazdy i prestiż, a z drugiej ukazana ciężka praca trenera. Prawie każdego jest to w stanie zadowolić, gdyż oba zespoły prezentują inną koszykówkę. W Sopocie ujrzymy pięknego ducha sportu i ładnie taktycznie zaplanowane zagrania, zaś w Gdyni widowisko. Podział ten uzdrowił nieco koszykówkę na Pomorzu, która potrzebowała najwidoczniej odświeżenia i impulsu do działania. Wszystko to jest z pewnością na korzyść dla kibiców. Miejmy tylko nadzieję, że promocja nie skończy się tak samo szybko, jak się zaczęła...