Bohaterem tego spotkania został Qyntel Woods. Amerykański skrzydłowy nie rozpoczął za dobrze spotkania, w pierwszej połowie jego gra kończyła się na długim kozłowaniu i w konsekwencji stracie piłki, albo na nieudanych wejściach w pole trzech sekund. Woods przeżył metamorfozę w drugiej części tego spotkania. Trener Pacesas ukrył swojego lidera na boisku, a jego koledzy wypracowywali mu czyste pozycje rzutowe. W pewnym momencie zawodnik Asseco Prokomu poczuł się tak pewnie, że byliśmy świadkami popisu jego niesamowitej techniki, motoryki oraz wirtuozji w ofensywie. To on pociągnął swój zespół do ataku, a jego kolejne zdobycze punktowe budowały morale zespołu. Drużyna Asseco Prokomu uwierzyła w zwycięstwo mając w swoich szeregach tak świetnie dysponowanego partnera. Nie wolno również zapomnieć o Burrellu oraz Loganie, którzy także zdobywali punkty kiedy drużynie nie szło.
Pierwsza kwarta rozpoczęła się od agresywnej obrony Mistrzów Polski, którzy w ciągu czterech minut mieli już dwa przechwyty, a szansę na zdobycie punktów wykorzystali Adam Hrycaniuk oraz Piotr Szczotka. Goście starali się szanować piłkę w ataku, mądrze rozgrywali przez co wyszli na prowadzenie po dwóch rzutach osobistych Qyntela Woodsa 14:9. Niestety zespół z Oldenburga szybko zaczął nadrabiać min. po trójce Jasmina Pekovica. Przed spotkaniem okazało się, że do dyspozycji Tomasa Pacesasa jest Daniel Ewing oraz Pape Sow, dzięki temu trener gdynian mógł rotować składem i szukać najlepszego rozwiązania na dany moment. Ostatnie dwie minuty nie były aż tak bardzo porywcze w wykonaniu obu zespołów. Obaj rozgrywający starali się uspokoić grę tym samym lepiej znaleźć na parkiecie swoich partnerów. Pierwszą kwartę wygrał Asseco Prokom 21:20.
Kolejna odsłona rozpoczęła się od słabej gry zawodników Asseco Prokomu w obronie. Podopieczni trenera Predraga Krunica świetnie wykorzystywali pick&roll. Przede wszystkim słabo spisywali się zawodnicy podkoszowi, którzy nie potrafili powstrzymać swoich rywali Milana Majstorovica oraz Marko Scekica. Z kolei w ataku fatalnie spisywali się Woods, Harrington oraz Logan popełniając błędy w kozłowaniu, w podawaniu piłek przez co ułatwiając gospodarzom zdobycie łatwych punktów. Niestety trener gości cały czas trzymał zawodników, którym najwyraźniej nie szło. Po kolejnej zdobyczy Majstorovica, drużyna z Oldenburga prowadziła 34:24. Na szczęście chwilę później udało się wykreować dwukrotnie Logana a ten zdobył sześć oczek i poprawił wynik meczu. To właśnie końcówka pierwszej połowy należała do Amerykanina z polskim paszportem, na nim opierała się gra w ofensywie. Po dwudziestu minutach gry Logan na swoim koncie zanotował 14 punktów, a jego drużyna przegrywała 36:41.
Druga połowa miała zupełnie inny przebieg w porównaniu do pierwszej. Zmieniona taktyka przez Tomasa Pacesasa poskutkowała, przede wszystkim ograniczono czas przetrzymywania piłki Qyntelowi Woodsowi. Rozgrywać mieli Harrington i Ewing a to dało wyśmienity efekt. Drużyna z Gdyni bardzo dobrze zagrała pod swoich liderów. Przede wszystkim prawdziwym liderem został Woods zdobywca 21 punktów. Amerykanin rzucał, ale również swoimi efektownymi wjazdami pod kosz kreował czyste pozycje rzutowe swoich partnerów. Z drugiej strony rzucali Paulding (zagrał równe czterdzieści minut!) oraz Foster. Zdobycze punktowe w zespole z Oldenburga rozłożyły się na kilku zawodników. Ostatnie dziesięć minut dostarczyły niesamowite emocje za sprawą dziwny decyzji gości oraz szaleńczej pogoni niemieckiej ekipy. Wynik prawie cały czas oscylował na granicy remisu, dzięki czemu po każdej udanej akcji w ataku jakaś drużyna wychodziła na prowadzenie. Kolejny raz Jan-Hendrik Jagla udowodnił, że jest bardzo ważnym ogniwem swojego zespołu. To właśnie jego podania pozwalały Woodsowi zdobywać łatwe punkty spod kosza, ale również w szeregach Mistrzów Polski panowała wyższa kultura gry - nie było niezrozumiałych akcji indywidualnych. Na trzy minuty przed końcem spotkania gdynianie znów się pogubili, kilka nieustawionych akcji w ofensywie sprawiło, że po rzucie za trzy punkty Majstorovica to gospodarze wyszli na prowadzenie 79:78. Ostatnie sześćdziesiąt sekund zmieniało się jak w kalejdoskopie, najpierw fatalne ponowienie gry przez jednego z zawodników EWE Baskets zostało wykorzystane przez Burrella i szybko zamienione na dwa punkty, a chwilę później ten sam zawodnik po walce na tablicach wymusił kolejny faul i wykorzystał dwa rzuty wolne. Wynik na szczęście już się nie zmienił, a Asseco Prokom Gdynia wygrało swoje drugie spotkanie w Eurolidze.
Niektórzy mogą powiedzieć, że zwycięstwo jest najważniejsze lecz należy podkreślić, iż podopieczni Tomasa Pacesasa ponownie w niektórych fragmentach gry prezentowali się jako kolektyw. Momentami ich postawa mogła naprawdę się podobać, oby więcej takich chwil – a najlepiej przez całe spotkanie. Warto również podkreślić ważną rolę Hrycaniuka oraz w mniejszym stopniu Kostrzewskiego i Szczotkę, którzy mieli mniej czasu na udowodnienie o swojej przydatności. Wydawać by się mogło, że trener Pacesas powinien dawać więcej szans Polakom, ponieważ oni odgrywają jedną ważną rolę, wprowadzają pewnego rodzaju spokój dzięki czemu akcje w ofensywie Mistrzów Polski są zdecydowanie skuteczniejsze. Kolejnym graczem jest Jan-Hendrik Jagla, szalenie inteligentny gracz swoją obecnością na parkiecie zdecydowanie podnosi IQ drużyny. Zwycięstwo może przyszło w ogromnych bólach, ale przyszło zasłużenie. Mniej my nadzieję, że gdynianie odblokują się i nie przestraszą się następnych przeciwników.
EWE Baskets Oldenburg - Asseco Prokom Gdynia 80:82 (20:21, 21:15, 20:28, 19:18)
EWE Baskets: Perkovic 12, Paulding 11, Boumtje 11, Bailey 11, Majstorovic 11, Foster 10, Carter 8, Scekic 6.
Asseco Prokom: Woods 25, Logan 19, Sow 8, Burrell 8, Ewing 8, Jagla 6, Hrycaniuk 4, Szczotka 2, Harrington 2.