Radosław Piesiewicz poważnie podpadł władzom na najwyższym szczeblu. Jego dymisji domaga się Sławomir Nitras, który kieruje Ministerstwem Sportu. Wobec szefa Polskiego Komitetu Olimpijskich jest wiele zarzutów, a sprawy posunęły się tak daleko, że do instytucji weszła kontrola Krajowej Administracji Skarbowej.
Na celowniku znalazł się nie tylko PKOl. Podobna kontrola jest prowadzona w Polskim Związku Koszykówki, którego Piesiewicz także jest prezesem. Wygląda jednak na to, że tutaj lada moment dojdzie do zmiany.
Portal sport.pl ustalił, że Piesiewicz zrezygnuje ze stanowiska szefa PZKosz. Tym samym nie wypełni drugiej kadencji, która powinna się zakończyć w 2026 roku. Decyzję miało wymusić na nim twarde stanowisko klubów, które nie wyobrażały sobie dalszej współpracy z tym działaczem.
ZOBACZ WIDEO: Tego gola można oglądać w nieskończoność. Rośnie kolejna gwiazda FC Barcelony?
- W szerszym gronie prezesi klubów zgodzili się, że Piesiewicz jest w tej chwili niewygodnym balastem dla koszykówki. Że w wojnie, którą toczy z ministrem sportu, zamknął się w oblężonej twierdzy, którą jest PKOl, a koszykówka na tym traci. Piesiewicz stracił zaufanie i poparcie ludzi basketu - mówi anonimowy informator sport.pl.
W poniedziałek odbyło się zebranie zarządu Polskiego Związku Koszykówki. To wtedy zapadła decyzja o odejściu Piesiewicza. Nowe wybory mają się odbyć 21 października. Co ciekawe, obecny prezes poprzednie wygrał jednogłośnie.
Ostatnie tygodnie jednak sprawiły, że wiele się zmieniło. Na Piesiewicza zaczęły spadać gromy po igrzyskach olimpijskich. Minister Nitras domaga się od niego m.in. rozliczenia wszystkich kosztów poniesionych przy okazji igrzysk olimpijskich Paryż 2024.
Na całym zamieszaniu traci PKOl. W krótkim czasie ze współpracy wycofało się kilku dużych sponsorów. Do tego dochodzi poważne nadszarpnięcie wizerunku tej organizacji. Piesiewicz jednak nie daje za wygraną i na razie nie zamierza odejść.