Wiślaczki kroczą więc od wygranej do wygranej, choć po pierwszej minucie zanosiło się na to, że tym razem może przyjść ona łatwiej. Wisła po niespełna 60 sekundach prowadziła już bowiem 6:0 i trener gospodyń musiał poprosić o czas. To na chwilę pomogło, bo Węgierki same zdobyły cztery oczka, ale Janell Burse, Ewelina Kobryn, a zwłaszcza niesamowita Marta Fernández wyprowadziły Wisłę na prowadzenie 14:4. Można więc było przypuszczać, że tym razem być może obejdzie się bez emocji, tyle że zespół z Pécsu nie zamierzał się poddawać. W końcu to Węgierki grały we własnej hali, a punktów do awansu potrzebują jak przysłowiowa ryba wody. I choć wiślaczki po 10 minutach prowadziły 27:19, to MiZo świetnie zaczęło II kwartę. Po skutecznych akcjach odrobiły stratę do tylko dwóch punktów (30:28). Na szczęście dla wiślaczek udało im się przełamać impas i zaczęła się ostra walka "kosz za kosz". W Wiśle brylowała Fernández, która już do przerwy miała 18 zdobytych punktów. To głównie dzięki skutecznym wejściom pod kosz Hiszpanki, gdzie często była faulowana, Wisła zdołała utrzymać prowadzenie. Do przerwy było jednak ono tylko trzypunktowe.
W III kwarcie węgierski zespół zdołał już jednak odrobić straty. Głównie dzięki trafieniom z dystansu. Nie pomyliły się Zsófia Fegyverneky i Krisztina Raksányi, a że wcześniej skuteczna była Amerykanka Nicole Ohlde, więc od stanu 48:46 zrobiło się 49:54, bo dla polskiej drużyny tylko jeden osobisty zdobyła Fernández. I kiedy wydawało się, że rozpędzone Węgierki odskoczą jeszcze bardziej, bo trafiła też najskuteczniejsza w zespole MiZo Anna Vajda, to końcówka kwarty znów należała do Wisły. Punkty Fernández i Kobryn dają tylko trzy oczka straty.
Przed ostatnimi 10-cioma minutami wiślaczki przegrywały więc 53:56 i od razu po rozpoczęciu gry Iziane Castro doprowadza do remisu. Brazylijka trafia spod kosza, a że jest faulowana, więc wyrównuje dodatkowym rzutem osobistym. Znów, podobnie jak w II kwarcie, trawa prawdziwa walka "kosz za kosz", a żadna z drużyn nie jest w stanie odskoczyć na więcej niż dwa oczka. Na dwie minuty przed końcem, po punktach Dalmy Iványi jest 67:69 i wtedy z półdystansu myli się Kobryn. To jeden z decydujących momentów, bo z dobrej pozycji zza linii 6,25 metrów nie trafia Vajda, a gdyby się to udało, wiślaczki zapewne nie zdołałyby się już podnieść. Miało być jednak inaczej. Za trzy trafia bowiem Kateřina Zohnová i był to pierwszy i jedyny celny rzut dystansowy Wisły w tym spotkaniu! Ale jakże ważny. Czeszka wyprowadza bowiem Wisłę na prowadzenie 70:69, a po chwili Węgierki gubią piłkę. Dwukrotnie nie myli się Burse i choć w międzyczasie trafiła też Fegyverneky, to półdystansowa próba Amerykanki w barwach Wisły okazuje się być decydująca. Na 11 sekund przed końcem Burse nie zadrżała ręka i było 74:71. Choć czasu zostało niewiele, Węgierki mają aż dwie próby rzutów dystansowych, które mogą dać remis i dogrywkę. Pierwsza jest jednak zablokowana, a rzut Vajdy równo z syreną wykręca się z kosza i po raz siódmy wygrywa Wisła. W Eurolidze zwyczajnie niezawodna! Nawet gdy gra bowiem gorsze zawody, tak jak dziś, szczęście jest z wiślaczkami, które są coraz bliżej wygrania swojej grupy.
MiZo Pécs 2010 - Wisła Can-Pack Kraków 71:74(19:26, 20:16, 17:11, 15:21)
MiZo: Vajda 18 (7 as.), Ohlde 17, Fegyverneky 12 (2x3), Nagy-Bujdosó 7 (1x3), Quigley 5, Krnjic 5, Iványi 4 (7 zb., 2 prz.), Raksányi 3 (1x3), Mazzante 0.
Wisła Can-Pack: Fernández 25 (3 prz.), Kobryn 14 (6 zb., 3 bl.), Burse 13 (6 zb., bl.), Castro 11, Cohen 4 (6 as.), Wielebnowska 4 (3 prz.), Zohnová 3 (1x3), Majewska 0 (3 bl.).