Mecz z ekipą z Grecji miał dla zgorzelczan kolosalne znaczenie. W przypadku zwycięstwa sytuacja czarno-zielonych w tabeli grupy G Pucharu Europy mogłaby ulec znacznej poprawie. Zadanie nie było jednak łatwe. Ekipa z Aten w rozgrywkach wygrała bowiem wszystkie dotychczasowe spotkania. W Zgorzelcu czuli respekt przed rywalem, ale nie zamierzali przed nim klękać.
- Myślę, że każdy zespół jest do ogrania i z każdym można powalczyć. Swojej szansy musimy upatrywać przede wszystkim w twardej defensywie i dobrze zorganizowanym ataku. Tego będziemy potrzebować. Wierzymy, że będziemy mieli swój dzień, będziemy trafiać ważne rzuty i to będzie klucz do sukcesu - przyznał przed arcyważnym spotkaniem Bartosz Bochno, koszykarz PGE Turowa.
Trener Andrej Urlep już przed spotkaniem miał problem. W meczu nie mógł bowiem zagrać TJ Thompson. Mimo że poprzedni klub Amerykanina Ilisiakos załatwił wszelkie formalności grecka federacja nie przysłała do klubu ze Zgorzelca listu czystości. Do PGE Turowa wprawdzie dotarł e-mail, ale bez potrzebnego załącznika. Czy było to zwykłe niedopatrzenie? Można mieć wątpliwości. – To skandal! Otrzymaliśmy wiadomość, że w załączniku znajdują się wszelkie potrzebne dokumenty. Tymczasem okazało się inaczej. Od razu interweniowaliśmy, ale nikt z drugiej strony nie podnosił słuchawki - denerwował się dyrektor sportowy PGE Turowa Waldemar Łuczak.
Sam mecz był kapitalnym widowiskiem. Grecy rozpoczęli od prowadzenia 10:2. To zmusiło trenera Urlepa do wzięcia czasu i przekazania uwag swoim podopiecznym. A ci pokazali, że słuchać potrafią. W 6. minucie po ośmiu punktach z rzędu Roberta Witki było już 19:12 dla gospodarzy. Zgorzelczanie byli pewni siebie i nie odpuszczali żadnej piłki. Świetne spotkanie rozgrywał cały zespół, a punkty zdobywali wszyscy zawodnicy. Wyjątkiem był Bartosz Bochno, który walczył w obronie. Pierwszą kwartę PGE Turów wygrał 26:20, a w drugiej ćwiartce utrzymywał bezpieczną przewagę. W pewnym momencie meczu po udanej akcji Brandona Wallace’a czarno-zieloni ku uciesze blisko 2000 fanów wygrywali już różnicą 13 oczek (44:31). W ataku szalał będący w kapitalnej formie Konrad Wysocki. Pod koszem trudny do upilnowania był Michael Wright, a Justin Gray świetnie otwierał kolegom drogę do kosza. Amerykanin w całym meczu miał aż 11 asyst! Do szatni gracze PGE Turowa schodzili przy 10. punktowej przewadze kiedy równo z syreną z dystansu trafił Michał Chyliński (49:39).
Po przerwie ekipa z Grecji zacieśniła szyki obronne i to szybko odbiło się na wyniku. Pod koszem zgorzelczan szalał Kostas Charalampidis, który w całym meczu zdobył 30 punktów. Głównie za jego sprawą Panellinios odrobił straty i przegrywał tylko 54:56.
W ostatniej ćwiartce zgorzelczanie zdołali jednak odbudować przewagę i mimo że w końcówce się rozluźnili, to ostatecznie zasłużenie wygrali 81:76.
PGE Turów Zgorzelec - Panellinios BC 81:76 (26:20, 23:19, 12:17, 20:20)
PGE Turów: Wysocki 22 (5), Wright 21, Chyliński 8 (2), Roszyk 8 (1), Witka 8 (2), Wallace 7, Gray 5 (1), Wójcik 2, Bochno 0.
Panellinios: Charalampidis 30 (5), Johnsen 12 (2), Blakney 10 (2), Smith 9, Ostojic 6, Vougioukas 4, Papamarios 3 (1), Davis 2, Xanthopoulos 0, Kalaitzis 0.