Zespół z Krakowa, co podkreślali trenerzy, z góry założył sobie jak najmocniejsze wejście w ten mecz. No i plan udało się w pełni zrealizować. Francuski pierwsze punkty zdobyły dopiero po trzech minutach gry, gdy na tablicy widniał już wynik 8:0. Nawet on przepowiadał ósmą wygraną. Wiślaczki kontynuowały swoją świetną postawę, odskakując rywalkom na czternaście punktów, by ostatecznie wygrać kwartę piętnastoma (32:17). Co ciekawe przez pierwsze 10 minut gospodynie nie popełniły ani jednego przewinienia.
Ten wynik wpłynął na losy całego spotkania. Wprawdzie początek drugiej odsłony to solidny zastój gospodyń, które nie potrafiły zdobyć punktu przez cztery minuty, ale Francuzki zdołały zbliżyć się ledwie na dziewięć punktów różnicy (34:25). Wtedy jednak szybką "trójką" popisała się Iziane Castro Marques i nadzieja na odrabianie strat prysnęła. Tym bardziej, że trener José Ignacio Hernández ponownie wprowadził do gry Janell Burse, której dał odpocząć na początku tej kwarty. No i z Amerykanką na parkiecie Wisła spisywała się o wiele lepiej, spokojnie powiększając prowadzenie, które do przerwy wynosiło siedemnaście oczek (52:35). Zresztą drugą kwartę zakończyła kuriozalna sytuacja, bo przy ostatnim rzucie, niemal z połowy boiska, faulowana była Liron Cohen. Zawodniczki z Lille sprezentowały jej tym samym trzy rzuty osobiste. Wykonane zresztą bezbłędnie.
I choć początek drugiej połowy wyglądał podobnie jak drugiej kwarty, kiedy to Francuzki przynajmniej przez chwilę były w stanie odrobić część strat, to udało im się zniwelować przewagę Wisły tylko do 11 punktów (61:50). Znów jednak "trójką" popisała się Castro, wyraźnie uspokajając grę.
Wiślaczkom zabrakło niewiele, aby zespół z Lille odprawić ze straconą setką, ale też rywalki mogły solidnie poćwiczyć rzuty osobiste. Gospodynie popełniały bowiem w końcówce gry sporo przewinień. Łącznie w całym spotkaniu Francuski aż 24-krotnie mogły trafiać rzuty osobiste. I wykorzystały 17. Nie zmienia to faktu, że zespół z Francji był najsłabszym, jaki Wisła gościła we własnej hali, a ósma wygrana przyszła o wiele łatwiej, niż poprzednie.
Krakowska drużyna jest więc już pewna miejsca w górnej części tabeli po fazie grupowej, a to oznacza, że w kolejnej rundzie zagra z przewagą własnego parkietu. To spory atut, który pozwala wierzyć, że historyczny sukces Wisły, jakim jest aż osiem zwycięstw, może przełożyć się na jak najdłuższą grę w tych prestiżowych rozgrywkach.
Wisła Can-Pack Kraków - ESB Villeneuve d'Ascq Lille Métropole 93:73 (32:17, 20:18, 16:17, 25:21)
Wisła Can-Pack: Burse 28 (17 zb., 1 bl.), Fernández 20, Castro 19 (4x3), Cohen 8 (1x3, 4 as.), Kobryn 8 (10 zb.), Majewska 5 (1x3), Wielebnowska 2, Zohnová 2, Vučurović 1, Gburczyk 0.
Lille: Comfort 20 (8 zb.), Datchy 17 (3x3), Paul 12 (1x3), Cata-Chitiga 11, Anderson 8 (4 as.), Bertal 5, Traore 0, Tanqueray 0, Gomis 0, Mbuyamba 0.