Jacek Seklecki: Świetny początek meczu przeciwko Anwilowi. Wychodziło wam niemal wszystko i chyba zaskoczyliście włocławian.
Leszek Karwowski: - Myślę, że to raczej Anwil zaskoczył sam siebie, bowiem wyszedł na parkiet nie do końca skoncentrowany. Gdyby od początku włocławianie grali tak, jak czynili to w drugiej połowie, to pewnie wszystko wyglądałoby tak jak w trzeciej i czwartej kwarcie, w której narzucili swój styl gry, a my musielibyśmy się do tego dostosować, co ostatecznie się stało.
Od drugiej kwarty to Anwil zaczął nadawać tempo grze. Co się wtedy stało?
- Wiadomo, że każdy mecz przebiega sinusoidalnie. Raz jedna drużyna przeważa, innym razem druga. Rzadko kiedy mecz przebiega linearnie. Tak po prostu wyszło. Anwil grał u siebie, więc w końcu przejął inicjatywę w tym meczu. Mieli za sobą doping zgromadzonej publiczności, a w takich warunkach gra się o wiele łatwiej.
Anwil grał bez Alexa Dunna. W pewnym sezonie wykorzystaliście to, bo wygraliście klasyfikację zbiórek, ale nie przełożyło się to na wynik.
- Zgadza się, ale muszę przyznać, że nasza gra opiera się w większym stopniu o rzuty z dystansu, niż o grze pod koszem. Zbiórki sprawiały, że mieliśmy więcej możliwości ponawiania akcji, ale akurat w tym dniu nie byliśmy zbyt dobrze dysponowani i przestrzeliliśmy o wiele za dużo rzutów z dystansu, które powinny wpaść.
Wasza gra opiera się na obwodzie, ale po przeciwnej stronie było podobnie, gdzie świetnie zagrał Andrzej Pluta.
- Andrzej jest po prostu fantastycznym zawodnikiem i mecze takie jak ten przeciwko nam są dla niego codziennością i żadnym wyróżniającym się ponad inne wynikiem.
W tym meczu przekroczył barierę 8000 punktów w ekstraklasie.
- To tylko dodaje kolorytu jego osobie. Jest świetnym rzucającym, w trzeciej kwarcie wziął na siebie ciężar zdobywania punktów i razem z Nikolą Jovanoviciem rozstrzelali nasz zespół i to wystarczyło. Szacunek dla Pluty!
Nieco ponad cztery minuty potrzebował Pan, aby zaliczyć dwa bloki w tym meczu, czyli wyrównać swoją ligową średnią.
- Zły jestem, ponieważ miałem z pięć bloków, a zapisali mi tylko dwa (śmiech). A tak poważnie, to mam taki okres w swojej grze, że wyczuwam łatwo zawodników, którzy oddają rzuty w okolicach kosza, ale każda seria się kiedyś kończy i nie należy przywiązywać do tego jakiejś szczególnej wagi.
Ta seria trwa od początku sezonu i w każdym meczu zapisuje Pan na swoim koncie przynajmniej jeden blok i jest najlepiej blokującym koszykarzem w lidze.
- To jest tylko 28 bloków. To dla mnie jako zawodnika i człowieka to niewiele znaczy. Cieszę się, że łatwo mi to przychodzi, jednak nic poza tym. Statystyki statystykami, miło, że ktoś to zauważa, a mnie że taka seria trwa, ale tak jak powiedziałem, kiedyś się skończy i to przecież nic nie zmieni.