Michał Gałęzewski: W meczu w Gdańsku graliście falami. Na początku wydawało się, że jeszcze jesteście w szatni, bo gdańszczanie wyszli na ogromne prowadzenie...
Tomasz Panewski: Na sześć spotkań środowych, gramy piąty na wyjeździe. Wielu zawodników pracuje i może wyszło nasze zdekoncentrowanie. Tak wygląda jednak liga. Jesteśmy drużyną i powinniśmy grać cały mecz na sto procent. W sporcie jednak raz się gra lepiej, raz gorzej. W Gdańsku graliśmy falami. Były momenty, w których szło nam bardzo dobrze, ale były też takie, gdy graliśmy jak juniorzy, popełniając szkolne błędy. Liga się jednak nie skończyła, gramy następny mecz i czekamy na rewanż u siebie.
W czwartej kwarcie zdobyliście 15 punktów z rzędu. Czy w tym momencie uwierzyliście, że można coś w tym meczu osiągnąć?
- Doszliśmy do Korsarza, ale zabrakło nam w końcówce sił. Staliśmy jak wmurowani, a drużyna gospodarzy grała z nami jeden na jeden jak chciała i dlatego przegraliśmy ośmioma punktami. Gdyby sił było więcej, mogło być inaczej.
Mecz był dosyć ostry. Przewinień było sporo, trzech zawodników wyleciało z boiska...
- Nie będę komentował sędziowania. To był taki mecz, w którym trzeba było się trochę poprzepychać. To świadczy o tym, że było mocne zaangażowanie.
Zespół z Olsztyna awansował do drugiej ligi stosunkowo niedawno. Jak się wam gra w tych rozgrywkach? Jest to chyba dla was odpowiedni poziom?
- Tak. Gramy jednak bez naszych kluczowych zawodników. Za 2-3 tygodnie obaj wracają i liczę, że miło zaskoczymy olsztyńską publiczność oraz całą drugą ligę.
Spotkanie w Gdańsku było bardzo ważne. Zarówno zespół środowych gospodarzy, jak i gości miał taki sam bilans.
- Zgadzam się, był to ważny mecz. W końcówce walczyliśmy, aby przegrać jak najmniejszą różnicą. Mecz u siebie będzie ważny, gdyż może ułożyć w końcówce tabelę ligową. Osobiście mam nadzieję, że utrzyma się i Korsarz, i my.
Przed wami kolejne spotkanie...
- Tak, gramy w Nowym Dworze Gdańskim. Przed sobotnim pojedynkiem trzeba było podsumować ten środowy, a potem rehabilitacja i rozruch. Jedziemy powalczyć, a co będzie, to zweryfikuje boisko.
Będzie to kolejny mecz z zespołem, który znacie z trzeciej ligi. W końcu gdy awansowaliście do drugiej, to graliście z jego rezerwami, a w tyle pozostawiliście między innymi Korsarza.
- To cieszy, bo poziom w regionie wzrasta z sezonu na sezon. Drużyny z góry tabeli tamtej ligi są bardzo mocne i naprawdę fajnie grają. Dają przykład ekipom z dolnej części tabeli.
Nie uważasz jednak, że drużyn w drugiej lidze jest zbyt wiele? Są przecież aż trzy grupy...
- Jest to bardzo fajne. Przykładowo jestem ja, kilku innych chłopaków i możemy grać w lidze, w której można się dobrze pobawić i zaprezentować koszykówkę na poziomie. W Polsce jest spory potencjał, zainteresowanie i uważam, że to dobre rozwiązanie.
Jesteś już w miarę doświadczonym graczem. Jak ci się gra z samymi młodszymi od siebie?
- (śmiech) Nie ma co ukrywać, doświadczenia mi nie brakuje. Jestem jednak kapitanem, chcę zawsze walczyć o zwycięstwo i dawać przykład. Uważam, że jest dobrze.