Nie pozostawili złudzeń - relacja z meczu PGE Turów Zgorzelec - Trefl Sopot

W meczu 16. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki PGE Turów Zgorzelec pokonał Trefl Sopot 83:67. Bohaterem spotkania był obchodzący 7 stycznia 30. urodziny Michael Wright. Amerykanin zdobył dla swojego zespołu 28 punktów.

Grzegorz Bereziuk
Grzegorz Bereziuk

Mecz określany mianem hitu kolejki 16. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki miał dostarczyć kibicom basketu wielu emocji. Tych nie było za sprawą gospodarzy, którzy losy meczu na swoją korzyść rozstrzygnęli już w pierwszej kwarcie. - Początek meczu oddaliśmy bez walki. Graliśmy bardzo słabo w ataku oraz defensywie. Nie walczyliśmy o każdą piłkę i efekt tego musiał być widoczny - stwierdził po spotkaniu trener Trefla Karlis Muiznieks.

"Czarno-zieloni" przystąpili do spotkania mocno skoncentrowani. Po akcjach świętującego 30. urodziny Michaela Wrighta, Roberta Witki, Justina Graya i Konrada Wysockiego wygrywali 13:0! Warto oddać, że pierwsze punkty z gry sopocianie zdobyli dopiero w 5. minucie spotkania. Były one autorstwa Pawła Kowalczuka, który popisał się wsadem. W ekipie gości szału radości po efektownej akcji być jednak nie mogło. Od stanu 20:4 przyjezdni zdołali nieco zniwelować straty. Stało się tak głównie po udanych akcjach najlepszego w ekipie Trefla Cliffa Hawkinsa. Ten w pierwszej kwarcie zdobył 10 spośród wszystkich 18 punktów.

Obraz gry nie zmienił się w drugiej kwarcie i do szatni gospodarze schodzili na prowadzeniu 52:37. Warto odnotować, że miejscowi przegrali walkę na deskach, co zdarza im się niezwykle rzadko - 13:19. Trefl ponadto miał aż 10 zbiórek w ataku. - Po ciężkiej porażce w Nancy byliśmy przybici. Wiedzieliśmy co zrobiliśmy tam źle i szybko wyciągnęliśmy wnioski. Bardzo dobrze zagraliśmy na początku spotkania. W przeciwieństwie do meczu we Francji nie brakowało nam agresywności. Niestety dla nas mieliśmy niesamowicie słaby dzień na tablicach. W pierwszej połowie rywale nas zmiażdżyli. Po przerwie było już lepiej, ale z kolei nie potrafiliśmy trafiać z czystych pozycji. 3 trafienia na 21 prób jest fatalnym bilansem. Swój cel jednak osiągnęliśmy - wygraliśmy i to większą ilością punktów niż Trefl wygrał z Turowem w pierwszym spotkaniu - przyznał po spotkaniu trener zgorzelczan Andrej Urlep.

W trzeciej kwarcie goście, w składzie których niezwykle ambitnie walczył były gracz PGE Turowa Iwo Kitzinger starali się zniwelować straty, ale niewiele z tego wynikało. Być może miał na to wpływ fakt, że za 5 przewinień parkiet musiał opuścić Łukasz Ratajczak. Znaczną część drugiej połowy z perspektywy ławki rezerwowych z powodu 4 fauli oglądał też Paweł Kowalczuk. W 24. minucie PGE Turów prowadził po akcji Krzysztofa Roszyka już 61:41 i było po meczu. Ambitnie grający zespół z Sopotu zdołał jeszcze w ostatniej ćwiartce zniwelować straty do 10 oczek po akcji 2+1 Lewranca Kinnarda (60:70), ale na więcej nie było już ich stać. Wpływ miały na to skuteczne akcje Justina Graya i Konrada Wysockiego.

- Rywale zagrali bardzo dobre spotkanie. W trzeciej kwarcie było już to czego oczekiwałem od swoich graczy. Niestety w czwartej kwarcie determinacji nam nie wystarczyło. To nie pozwoliło nam powalczyć o zwycięstwo - przyznał trener Trefla Karlis Muiznieks. - W tym meczu zabrakło nam wracającego do zdrowia Sauliusa Kuzminskasa - dodał znany w Zgorzelcu a obecnie gracz Trefla Marcin Stefański. Ostatecznie PGE Turów pokonał Trefl Sopot 83:67.

PGE Turów Zgorzelec - Trefl Sopot 83:67 (28:18, 24:19, 18:18, 13:12)

PGE Turów:
Wright 28, Gray 20 (2), Witka 7 (1), Chyliński 7 (1), Wysocki 7 (1), Thompson 5 (1), Wójcik 4 (1), Roszyk 3 (1), Wallace 2, Bochno 0.

Trefl: Hawkins 19 (4), Kinnard 13, Kitzinger 13 (1), Stefański 7, Kowalczuk 6, Malesa 5 (1), Ratajczak 2, Kadziulis 2, Kietliński 0.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×