Od początku sobotnich zawodów było widać tremę w obu ekipach. W grze obu drużyn widać było chęć odniesienia wygranej. Początkowe fragmenty spotkania nie zapowiadały aż tak fatalnej dyspozycji rzutowej gospodarzy. O pechu może mówić Marek Miszczuk, który aż trzykrotnie nie trafił spod samego kosza w jednej akcji. Za każdym razem udawało mu się jednak zebrać piłkę, co z jednej strony rozbawiło publiczność, a z drugiej strony wprawiło w zażenowanie. Żaden z zespołów w ciągu całego meczu nie potrafił odskoczyć rywalowi na więcej niż 8 oczek. Goście w 14. minucie prowadzili różnicą siedmiu punktów, a gospodarze zaraz po przerwie ośmioma. Zarówno Stal jak i Trefl umiały jednak szybko zniwelować stratę do przeciwnika.
Przez trzy kwarty toczyła się walka punkt za punkt, kosz za kosz. Co jakiś czas zdarzały się przestoje w grze obu zespołów, ale przewaga którejś z drużyn szybko była niwelowana. Gospodarzom wyjątkowo nie szło w rzutach z dystansu. Do przerwy trafili tylko 2 na 13 rzutów zza linii 6.25, a w całym meczu 5 na 29. Nie udało się trafiać nawet z czystych pozycji. - Mam pretensje do siebie, gdyż miałem świetne okazje do trafienia za trzy i się nie udało ani razu - powiedział portalowi SportoweFakty.pl obrońca Stalówki Marcin Malczyk, który nie trafił ani jednej z sześciu prób za trzy punkty. Po raz kolejny Stalowcy zagrali bardzo dobrze na tablicach, ale to i tak nie pomogło w odniesieniu zwycięstwa.
O losach konfrontacji zadecydowała ostatnia kwarta. Goście pozwolili zielono-czarnym na zdobycie tylko siedmiu oczek. - Zagraliśmy bardzo dobrze w obronie zwłaszcza w ostatniej kwarcie, w której to pozwoliliśmy gospodarzom na zdobycie tylko siedmiu oczek - powiedział na konferencji prasowej opiekun Trefla Karlis Muiznieks. Jeszcze na początku tej odsłony meczu prowadzili gracze z Podkarpacia, ale potem przez sześć minut nie potrafili zdobyć żadnego punktu. Wykorzystali to sopocianie, którzy z wyniku 61:59 wyszli na 61:67. Ambitnie grający Stalowcy doprowadzili do wyniku 65:67. Goście nie potrafili w końcówce zadać celnego ciosu i ostatnia akcja należała go Stalówki. Ekipa z hutniczego miasta nie wykorzystała wyśmienitej okazji na doprowadzenie do dogrywki, gdyż Jarryd Loyd nie trafił spod kosza. Zielono-czarni ratowali się faulem, ale niezawodny Gintaras Kadziulis wykorzystał dwa wolne i to Trefl mógł się cieszyć z wygranej.
Stal Stalowa Wola - Trefl Sopot 65:69 (19:22, 19:12, 20:23, 7:12)
Stal Stalowa Wola: Marek Miszczuk 10 (1x3), Jarryd Loyd 12, Tomasz Andrzejewski 11 (1x3), Michał Gabiński 8 (1x3), David Godbold 8, Michał Wołoszyn 6 (2x3), Marcin Malczyk 2, Maciej Klima 2, Rafał Partyka 0.
Trefl Sopot: Gintaras Kadziulis 19 (4x3), Iwo Kitzinger 12 (2x3), Lawrance Kinnard 10 (2x3), Marcin Stefański 8, Saulius Kuzminskas 7, Łukasz Ratajczak 6, Paweł Malesa 5 (1x3), Cliff Hawkins 2, Paweł Kowalczuk 0, Michał Hlebowicki 0.
Sędziowali: Janusz Calik, Wojciech Imiołek, Wojciech Liszka.
Widzów: 1000.