Sobotnie spotkanie pomiędzy Stalą Stalowa Wola a Treflem Sopot nie zakończyło się po myśli graczy z Podkarpacia. Stalowcy przez całe 40 minut toczyli zacięty i równy bój z faworyzowanym zespołem z Trójmiasta. Zawodnicy ze Stalowej Woli praktycznie w każdym elemencie radzili sobie lepiej niż rywal, a mimo to przegrali. - Zabrakło nam chyba tylko skuteczności, gdyż gra w defensywie wychodziła nam dobrze. Pozwoliliśmy gościom zdobyć tylko 69 punktów. Byliśmy lepsi w zbiórkach, asystach, przechwytach, mieliśmy mniej strat a mimo to przegraliśmy. Nie wiem dlaczego tak się stało - zastanawiał się po meczu wychowanek Stalówki Michał Wołoszyn.
Stalowcom nie wychodziły głównie rzuty z dystansu. Trójki to bardzo silna broń podopiecznych Bogdana Pamuły. O ile we wcześniejszych meczach zarówno Marek Miszczuk jak i Michał Wołoszyn trafiali po kilka razy, to w sobotę ani im, ani żadnemu innemu zawodnikowi ekipy z hutniczego miasta nie szło w tym elemencie. - Rzuty za trzy punkty to nasza specjalność, a w sobotę ten element zawiódł. Nie graliśmy konsekwentnie. Nie trafialiśmy z pozycji, z których najczęściej wpadały nam rzuty. Dopadła nas chyba jakaś niemoc. Jesteśmy zespołem, który korzysta z tego, że potrafi trafiać z dystansu. W sobotę próbowaliśmy jak mogliśmy, ale niestety nie wychodziło nam i przegraliśmy - dodaje skrzydłowy zielono-czarnych.
Być może dwutygodniowa przerwa w rozgrywkach nie podziałała dobrze na graczy ze Stalowej Woli. Możliwe jest, że przez brak regularnej gry w lidze celowniki zawodników beniaminka ekstraklasy nieco się rozregulowały. Taką ewentualność bierze pod uwagę również i Michał Wołoszyn. - Może coś w tym jest, że przez tą przerwę rozregulowaliśmy sobie celowniki. Nie ma co na to zwalać. Tak czasami bywa. Z rzutem tak niestety jest, że raz wpada, raz nie. Walczyliśmy w obronie, ale nasza niekonsekwencja raziła po oczach - zakończył 25-letni koszykarz drużyny z Podkarpacia.