Przed sezonem PGE Turów Zgorzelec postawił sobie za cel minimum wywalczenie kolejnego wicemistrzostwa kraju. Drużynie jednak nie idzie. Zwłaszcza na wyjazdach. Mimo ciągłych zmian w składzie "czarno-zieloni" wciąż zawodzą i w sobotę doznali już szóstej na wyjeździe, a ósmej łącznie porażki w rozgrywkach.
W minionych latach o ile we własnej hali zgorzelczanie nie pozostawiali koszalinianom złudzeń, o tyle AZS z powodzeniem odgryzał się na własnym parkiecie. "Czarno-zieloni" ostatni raz w sezonie zasadniczym wygrali na wyjeździe z AZS 6 listopada 2004 r. 83:81. W kolejnych czterech meczach w Koszalinie gospodarze zwyciężali cztery razy z rzędu.
Ze złej passy niewiele robił sobie przed meczem gracz PGE Turowa Adam Wójcik. - Jeśli chodzi o mnie mam dobre wspomnienia z historii gier w Koszalinie. Jeśli mnie pamięć nie myli przegrałem tam tylko raz. Wiem, że w poprzednim sezonie pomiędzy obiema stronami doszło do incydentu. Trener uderzył kibica gospodarzy, a takie zdarzenia zapadają kibicom w pamięci. Brawami z pewnością nie zostaniemy tam powitani. Mimo że zagramy na trudnym terenie postaramy się o zwycięstwo - przyznał.
Przypomnijmy, że po przegranym przez zgorzelczan meczu w Koszalinie 68:70 (13 grudnia 2008 r.) jeden z kibiców miejscowych prowokował ówczesnego szkoleniowca PGE Turowa Saso Filipovskiego. Ten w efekcie uderzył prowodyra głową i po kilku tygodniach pożegnał się z klubem ze Zgorzelca. Trener zgorzelczan Andrej Urlep nie miał do dyspozycji TJ’a Thompsona, którego w klubie ze Zgorzelca już nie ma. Przypomnijmy, że Amerykanin podczas ostatniego meczu ze Sportino Inowrocław wdał się w słowną utarczkę z trenerem Urlepem i ten mógł podjąć tylko jedną decyzję.
Od pierwszych sekund meczu trener "czarno-zielonych" posłał do boju Krzysztofa Roszyka, Michaela Wrighta, Roberta Witkę, Justina Gray’a i Michał Chylińskiego. Początek spotkania należał do gospodarzy, którzy po skutecznych akcjach Igora Milicicia i Dante Swansona prowadzili 4:0, a po 5. min gry po punktach zdobytych z dystansu przez Milicicia 14:5. Zgorzelczanie w przeciwieństwie do AZS na początku spotkania grali na bardzo słabej skuteczności. Mimo wielu zbiórek w ataku goście seryjnie pudłowali z czystych pozycji (w pierwszej połowie 0/12 za 3 pkt.). Koszalinianie nie zwalniali tempa i po pierwszej kwarcie wygrywali 21:11. To ustawiło mecz, mimo że gra PGE Turowa lepiej wyglądała w drugiej kwarcie głównie za sprawą wprowadzonego Brandona Wallace’a. Amerykanin po raz pierwszy trafił dla gości z dystansu, a także popisał się skutecznymi akcjami w defensywie, m.in. popisując się trzema blokami. Po jego kolejnej trójce w 13. min PGE Turów przegrywał tylko 21:26. Później grali już jednak tylko podopieczni trenera Mariusza Karola, którzy w 19. min po akcji 2+1 Michaela Kueblera odskoczyli na dystans 16. oczek (39:23). Justin Gray miał problemy z rozgrywaniem akcji (w pierwszej połowie PGE Turów miał zaledwie 3 asysty), a pod koszem pieczołowicie pilnowany był Michael Wright. Do przerwy AZS prowadził 44:30 i pachniało szóstą już wyjazdową porażką zgorzelczan w sezonie.
Ta stała się faktem. Losy meczu rozstrzygnęły się na początku trzeciej kwarty kiedy w ostatniej minucie jednej z akcji Dante Swanson zdobył punkty z blisko 10 metrów. Ten sam koszykarz po chwili zebrał piłkę pod swoim koszem a następnie pomknął z nią przez całe boisko i AZS wygrywał już 57:40. Później AZS kontrolował przebieg meczu i ostatecznie zasłużenie zwyciężył 90:75. Jedno jest pewne. Jeśli PGE Turów chce myśleć o zrealizowaniu przedsezonowych celów musi dokonać celnych korekt w składzie. Okienko transferowe zamyka się 15 lutego.
AZS Koszalin - PGE Turów Zgorzelec 90:75 (21:11, 23:19, 20:21, 26:24)
AZS: Swanson 20 (1), Reese 17 (3), Kovać 10 (2), Surmacz 9, Kuebler 9 (2), Milicić 7 (1), Balcerzak 6 (2), Metelski 6, Arabas 4, Tica 2.
PGE Turów: Wright 23, Wysocki 14 (1), Gray 13 (1), Wallace 13 (3), Chyliński 5 (1), Bochno 3 (1), Witka 2, Wójcik 2, Johnson 0, Roszyk 0.