Szaleństwo popłaca - relacja ze spotkania AZS Politechnika Radomska - Unia Tarnów

Oczopląsu można było dostać przyglądając się świetlnej tablicy w hali Politechniki Radomskiej po spotkaniu miejscowego AZS-u z tarnowskimi Jaskółkami. Sędziowie wyrzucili z parkietu aż sześciu graczy. W sumie obdarowali zawodników i szkoleniowców obydwu zespołów aż pięcioma przewinieniami technicznymi. Trzeba jednak przyznać, że w pełni zasłużenie.

Radomianie wygrali w tej rundzie prestiżowe derby z Rosasportem Radom i okazało się, że było to dla nich wodą na młyn. Szefowie klubu stanęli bowiem na rzęsach, żeby znacznie poprawić sytuację organizacyjno-finansową klubu i dokonali cudu. A zawodnicy odwdzięczają im się grą na najwyższym drugoligowym poziomie. - Bo każdy z nas ma również świadomość, że gra dla siebie. Co więcej, ta gra naprawdę sprawia nam mnóstwo przyjemności - przekonuje Tomasz Czajkowski, najskuteczniejszy zbierający ligi.

W niedzielny wieczór, oprócz przyjemności, radomianie zaprezentowali jednak ogromne serce do gry, chwilami wręcz możnaby stwierdzić koszykarską furię. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dlatego też zanotowali na swoim koncie ósme zwycięstwo z rzędu.

O tym, jak poważnie podeszli do konfrontacji z wiceliderem niech świadczy fakt, że drugi trener zespołu akademików Roman Bukalski, już cztery godziny przed spotkaniem zameldował się w hali Politechniki, żeby samemu dopilnować ostatnich przygotowań do tego arcyważnego spotkania. Najwcześniej na trening rzutowy wyszli również Rafał Sebrala i Grzegorz Mordel. Później dołączył do nich Grzegorz Zadęcki, który przeczuwał, że będzie mógł walczyć o tytuł MVP spotkania. I nie pomylił się. To właśnie on wespół z Pawłem Pirosem systematycznie upuszczali krwi rywalom. W szeregach tych ostatnich tymczasem rękawice podjął Kamil Kamecki, jednak w pojedynkę nie był w stanie przechylić szali zwycięstwa na stronę wicelidera.

W pierwszych minutach pojedynku jego stawka nieco usztywniła zawodników obydwu zespołów, bowiem popełniali sporo błędów, a i w ofensywie nie prezentowali pełni swoich umiejętności. Gdy nerwy opanowali goście, wydawało się, że szybko wypracują sobie przewagę i siódme zwycięstwo z rzędu stanie się faktem. Zapomnieli chyba jednak, że akademicy rozkręcają się ostatnio dość długo, ale gdy złapią swój rytm, nawet najlepsi muszą mieć się na baczności. I tak też było tym razem, gdy wspomniany Piros zaczął trafiać za "trzy" oczka, a co chwila szalone kontry Pawła Lewandowskiego kończył Zadęcki bądź Rafał Sebrala.

To co działo się po przerwie zakrawało na pojedynek na mocniejszą psychikę. W bitwie nerwów na prowadzenie wyszli goście, bowiem po podwójnym przewinieniu technicznym z parkietu spadł Hubert Hernik. Za chwilę w jego ślady poszli kolejni, ale to tylko potęgowało emocje. Wystarczy wspomnieć, że sędziowie gwizdnęli aż 67 przewinień. Osłabiony radomski team tymczasem rzucił się wręcz z furią na rywali kontynuując koncert basketu. Koszykarze Unii tymczasem zanotowali kompromitująco niską skuteczność z rzutów wolnych, pudłując aż 19. - No i gdybyśmy je wykorzystywali, pewnie wynik byłby inny. Cóż, w tej sytuacji zapowiada się jeszcze bardziej emocjonująca końcówka sezonu zasadniczego - zawyrokował rozgrywający Unii Daniel Badeński.

AZS Politechnika Radomska - Unia Tarnów 91:76 (20:20, 26:14, 23:21, 22:21)

AZS Politechnika: Zadęcki 29 (2), Piros 21 (4), Lewandowski 15 (3), Sebrala 10 (2), Czajkowski 4 oraz Szczytyński 4, Cetnar 3, Hernik 2, Mordel 0.

Unia: Kamecki 28, Zych 11, Wilusz 5, M.Szewczyk 4, Majchrzak 4 oraz D.Szewczyk 9, Bryzek 6, Badeński 5, Sobiło 2, Markowski 2, Grys 0.

Źródło artykułu: