Podopieczni Marka Brzeźnickiego i Romana Bukalskiego już od dawna mówili, że to konfrontacja z Albą będzie dla nich kluczową. Po ubiegłotygodniowym zwycięstwie nad Unią Tarnów radomianie uwierzyli chyba w swoją moc i nie ukrywali, że może nawet zaatakują tegoroczny rekord wygranych meczów z rzędu, który pobił ich rywal zza miedzy Rosasport Radom.
Co ciekawe, w pierwszej połowie meczu w Chorzowie prowadzili grę i było niemal pewne, że zwycięstwa sobie odebrać nie dadzą. Wszak nie tylko perfekcyjnie bronili, ale i rzutami za trzy "oczka" karcili każdą stworzoną przez rywali dziurę w defensywie. - Zwłaszcza w pierwszej kwarcie, to co sobie założyliśmy, funkcjonowało jak należy - przyznaje drugi trener zespołu akademików Roman Bukalski. Zresztą wystarczy wspomnieć, że do przerwy goście prowadzili różnicą siedmiu punktów, a na swoim koncie mieli osiem celnych "trójek".
Co się z nimi stało w drugiej połowie nie jest w stanie wytłumaczyć nikt. - Po prostu zgłupieliśmy - najbardziej dosadnie określił Roman Bukalski. Nie dość, że postawa radomian w defensywie była delikatnie mówiąc niezadowalająca, to jeszcze piłka jak zaczarowana fruwała wszędzie, tylko nie do kosza rywali. Co gorsza, goście wdali się w pyskówki z sędziami, za co przewinienie techniczne ptrzymał nawet Paweł Lewandowski, co wyeliminowało go z kolejnego pojedynku. Gospodarze tymczasem systematycznie punktowali, wygrali drugą połowę różnicą 23 punktów i mogli świętować niespodziewany triumf.
Alba Chorzów - AZS Politechnika Radomska 83:69 (18:27, 16:14, 24:15, 25:13)
Alba: Spychała 23 (1), Adamczyk 12, Białdyga 10 (3), Lis 10 (2), Lewicki 8 (2) oraz Jankowiak 6, Pełka 5, Nowak 5, Walczuk 4, Jesionek 0.
AZS Politechnika: Zadęcki 20 (4), Czajkowski 11, Sebrala 11 (1), Piros 10 (2), Lewandowski 3 (1) oraz Kulik 6 (2), Szczytyński 4, Mordel 4, Cetnar 0.