Mecz Anwilu Włocławek z Asseco Prokomem Gdynia w momencie, gdy kolejność tabeli PLK od trzeciego do ostatniego miejsca jest już ustalona, ma być zwieńczeniem całego sezonu zasadniczego. Obie drużyny dzieli tylko jeden punkt przewagi gdyńskiego zespołu nad włocławskim oraz trzynastopunktowa zaliczka na korzyść mistrza Polski z bezpośredniego spotkania. Oznacza to, że jeśli podopieczni Igora Griszczuka chcą zająć pierwsze miejsce przed fazą play-off, muszą pokonać rywala różnicą minimum 14 oczek. Każdy inny rezultat da fotel lidera Asseco.
I choć różnica na papierze między obiema drużynami jest ogromna, a o przepaści jaka powstała między zawodnikami Tomasa Pacesasa a resztą stawki niech świadczy mecz z poprzedniej kolejki przeciwko PGE Turowowi Zgorzelec. Już do przerwy gdynianie rozwiali wszelkie wątpliwości aktualnego jeszcze wicemistrza kraju, wygrywając w pewnym momencie 69:28... Był to wielki pokaz siły i potencjału potentata, lecz jak się okazuje - nie przestraszył koszykarzy Anwilu.
- Oni są naprawdę świetni i jako zespół, i indywidualnie. Bardzo groźni w ataku i bardzo rozsądni w obronie. Ale musimy pamiętać, że to tylko ludzie i im też przydarzają się słabsze dni - mówi Krzysztof Szubarga. Polski playmaker to postać, na którą najbardziej liczą fani włocławian. Reprezentacyjny rozgrywający od początku sezonu spisuje się znakomicie jako motor napędowy drużyny, umiejętnie kontrolujący tempo gry.
Problemem jednak może być fakt, iż dość mocno eksploatowany Szubarga stał się bardziej podatniejszy na kontuzje i właśnie w ostatnim czasie przytrafił mu się uraz mięśnia. Szczęście w nieszczęściu, że w tym okresie Anwil grał tylko jeden mecz, więc Polak miał czas na wyleczenie kontuzji. - Normalnie trenuję od dwóch tygodni, więc chyba mogę być dobrej myśli. Z drugiej strony jednak mam świadomość, że te trzy tygodnie pauzy na pewno jakoś wpłynęły na moją formę - tłumaczy zawodnik.
Przez ostatni miesiąc Anwil rozegrał tylko jedno spotkanie ligowe i jeden sparing, więc o ile Szubarga miał czas na wyleczenie dolegliwości, o tyle cała drużyna z pewnością wypadła nieco z reżimu meczowego. I było to widać na początku starcia ze Stalą Stalowa Wola. - Wszyscy mówią o tym, że nawet najlepszy trening nie zastąpi prawdziwego meczu i jest w tym dużo racji. Pierwsza kwarta ze Stalowej Woli była w naszym wykonaniu bardzo słaba i dopiero w kolejnych częściach graliśmy lepiej, jak już się trochę rozkręciliśmy - wyjaśnia rozgrywający Anwilu.
Stal Stalowa Wola, z całym szacunkiem dla trenera Bogdana Pamuły i jego graczy, nie zawiesiła jednak poprzeczki tak wysoko, jak uczyni to Asseco Prokom. Tym bardziej, że ekipa litewskiego szkoleniowca odpadła z rozgrywek euroligowych i może się już skupić tylko na PLK. Mimo to, Szubarga nie traci rezonu i zdradza jak musi zagrać on i jego partnerzy, by w poniedziałkowy wieczór cieszyć się z wygranej. - Będzie niezmiernie trudno powstrzymać zawodników z Gdyni, ale zrobimy co w naszej mocy by zagrać dobrze w obronie. Myślę, że właśnie defensywa może okazać się kluczem. Jeśli jako zespół będziemy sobie pomagać i zmuszać gdynian do indywidualnych akcji, wówczas istnieje szansa, że wygramy. A jeśli by udało się jeszcze odrobić te 13 oczek z pierwszego meczu, wówczas byłoby naprawdę świetnie - kończy swoją wypowiedź Szubarga.