Miami Heat znaleźli się w niezwykle trudnej sytuacji. Żaden zespół w historii rozgrywek nie wygrał serii po trzech porażkach z rzędu. Bohater Celtów Paul Pierce przestrzega jednak przed nadmiernym optymizmem. - Przecież rywalizacja jeszcze trwa. Wszystko jest możliwe - powiedział gracz Bostonu.
To właśnie jego celny rzut równo z końcową syreną przesądził o zwycięstwie C's w AmericanAirlines Arena. - Świetny gracz oddał świetny rzut. Nie widziałem dokładnie całej akcji, ale wiem, że piłka znalazła się w koszu - powiedział Dwyane Wade. Lider miejscowych robił wszystko co w jego mocy, aby dać wygraną Żarowi. Zdobył 34 punkty, ale w trakcie ostatniej akcji nie było go na parkiecie. Na 14 sekund przed końcem przy remisie po 98 D-Wade próbował rzutu trzypunktowego. Spudłował, a na domiar złego wylądował na stopie Ray'a Allena i doznał urazu łydki.
Po akcji Flasha piłkę zebrali goście i to oni mieli szansę na przechylenie szali na swoją korzyść. Piłkę dostał Pierce i to on miał zadać decydujący cios. Zadał go.
- Powiedziałem trenerom, aby dali mi piłkę, a ja znajdę swoją klepkę i załatwię sprawę - relacjonuje the Truth.
- Nasza sytuacja jest frustrująca, ale to nie koniec walki - zapowiedział Wade.
Miami Heat - Boston Celtics 98:100 (29:27, 20:21, 23:32, 26:20)
Miami: Dwyane Wade 34 (8 as), Michael Beasley 16, Dorell Wright 15, Udonis Haslem 10 (8 zb), Mario Chalmers 10, Quentin Richardson 5, Joel Anthony 4, Jermaine O'Neal 2, Carlos Arroyo 2.
Boston: Paul Pierce 32 (8 zb), Ray Allen 25, Rajon Rondo 17 (8 as), Kevin Garnett 16, Tony Allen 4, Glen Davis 4, Rasheed Wallace 2, Glen Davis 0, Kendrick Perkins 0 (12 zb).
Stan rywalizacji: 3:0 dla Bostonu
W San Antonio święto, ponieważ miejscowe Ostrogi przełamały remis w serii z Mavericks. Wygrana nie przyszła im łatwo, a została okupiona złamanym nosem Manu Ginobiliego. Argentyńczyk w trzeciej kwarcie meczu został uderzony łokciem przez wchodzącego na kosz Dirka Nowitzkiego. Zawodnik miejscowych po kilku minutach powrócił na parkiet i pomógł swojej drużynie w czwartej kwarcie, w której zdobył 11 ze swoich 15 punktów. - To jeden z tych graczy, którzy grają pomimo mniejszych kontuzji - powiedział trener Gregg Popovich.
Ta odsłona pojedynku rozpoczęła się od prowadzenia gości (70:66). Spurs za sprawą między innymi wspomnianego wcześniej Ginobiliego doszli rywali. Od remisu po 70 żadnej ze stron nie udało się na dłużej przejąć inicjatywy. Palmę pierwszeństwa gospodarze na dobre przejęli na 2:34 przed końcem meczu. Trafił wówczas Tony Parker i wyprowadził swój zespół na prowadzenie 82:81. Francuz nie poprzestał na tym i po jego kolejnych rzutach Ostrogi odskoczyły na pięć oczek. Dallas zabrało się za odrabianie strat, ale przewaga gospodarzy była zbyt duża.
Po stronie Mavericks bardzo dobry mecz zagrał Nowitzki. Niemiec zaliczył 35 punktów i miał 7 zbiórek. Reszta partnerów poza Jasonem Terrym i J.J. Bareą nie była w stanie wydatnie mu pomóc.
- Szkoda straconej okazji. W pewnym momencie mieliśmy bezpieczne prowadzenie, ale nie zdołaliśmy go utrzymać. Jeśli chcemy zdobyć Mistrzostwo, to nie możemy pozwalać sobie na coś takiego - stwierdził Terry.
Po stronie zwycięzców po raz kolejny w tej serii brylował Tim Duncan. Najwyraźniej zawodnik Spurs w starciach z Mavericks przeżywa swoją drugą młodość. Zaaplikował rywalom 25 oczek.
San Antonio Spurs - Dallas Mavericks 94:90 (23:16, 24:28, 19:26, 28:20)
San Antonio: Tim Duncan 25, Tony Parker 23, Geroge Hill 17, Manu Ginobili 15, Antonio McDyess 6, Richard Jefferson 6, DeJuan Blair 2, Matt Bonner 0, Roger Mason 0.
Dallas: Dirk Nowitzki 35 (7 zb), Jason Terry 17, Jose Juan Barea 14, Shawn Marion 7, Jason Kidd 7, Brendan Haywood 4, Rodrigue Beaubois 2, Eduardo Najera 2, Caron Butler 2, Erick Dampier 0.
Stan rywalizacji: 2:1 dla San Antonio
Świetnie przeciwko Nuggets spisał się Paul Millsap. Silny skrzydłowy Jazz zagrał najlepszy mecz w swojej karierze w fazie playoff (22 pkt, 19 zb) i pomógł swojemu zespołowi po raz drugi w serii pokonać Denver.
Nuggets dobrze zagrali jedynie w pierwszej kwarcie, kiedy zdołali odskoczyć miejscowym na jedenaście punktów. Później na parkiecie niepodzielnie panowała już tylko jedna drużyna. Jazz dzięki runowi 8:2 odrobili stratę i wyszli na prowadzenie, które systematycznie powiększali. Spora w tym zasługa Millsapa, który miał serię 9 trafień z rzędu. Ku radości miejscowych kibiców po słabszym początku na swój poziom wskoczyli Carlos Boozer i Deron Williams, a to zwiastowało kłopoty dla Denver.
Drużyna z Kolorado była bezradna wobec ataków gospodarzy. Jazz w pewnym momencie prowadzili już różnicą 23 punktów. Wtedy nie było już ratunku dla Bryłek. Nie pomogli nawet Carmelo Anthony i Chauncey Billups (po 25 pkt).
Utah Jazz - Denver Nuggets 105:93 (21:27, 31:21, 32:20, 21:25)
Utah: Deron Williams 24 (10 as), Paul Millsap 22 (19 zb), Carlos Boozer 18 (8 zb), Wesley Matthews 14, C.J. Miles 10, Kyrylo Fesenko 9, Kyle Korver 8 (6 as), Ronnie Price 0, Sundiata Gaines 0, Othyus Jeffers 0, Kosta Koufos 0.
Denver: Carmelo Anthony 25 (7 zb), Chauncey Billups 25, Ty Lawson 9, Nene 8, Arron Afflalo 8, J.R. Smith 8, Chris Andersen 5,Joey Graham 3, Kenyon Martin 2, Anthony Carter 0, Malik Allen 0, Johan Petro 0.
Stan rywalizacji: 2:1 dla Utah