Trefl Sopot kontra PGE Turów Zgorzelec - to chyba najciekawsza para ćwierćfinałów play-off Polskiej Ligi Koszykówki. Wszystko za sprawa bardzo dobrej, wręcz zaskakującej postawy sopocian w sezonie zasadniczym i zupełnego przeciwieństwa PGE Turowa. Zgorzelczanie to wicemistrz Polski z ostatnich trzech lat, ale w tym sezonie nie pokazują zupełnie niczego, co mogłoby dowodzić tezę o bardzo dobrym zespole z przygranicznego miasta.
Ruchów kadrowych w Zgorzelcu było co niemiara, a największe piętno odcisnęło chyba złe dobranie szkoleniowca. Funkcję tę na początku powierzony Sasy Obradoviciowi, ale zespół zamiast wygrywać i górować w lidze przegrywał ze słabszymi rywalami do momentu, w którym włodarzom wicemistrza Polski cierpliwość się skończyła. Serba zastąpiono bardzo znanym w Polsce Andrejem Urlepem, ale to tez nie zmieniło wyników Turowa, co ostatecznie dało temu zespołowi dopiero piąte miejsce po sezonie zasadniczym.
Piąte miejsce skazujące zgorzelczan nie tylko na walkę o play-off w eliminacjach, ale brak przewagi własnego parkietu już w ćwierćfinale. Preplay-off z wielkimi problemami Turów przebrnął, pokonując o włos dzielną Kotwicę, ale teraz czeka już na niego zdeterminowany Trefl Sopot. Beniaminek zajął po sezonie zasadniczym czwarte miejsce i przez wielu trenerów drużyn PLK został okrzyknięty największym zaskoczeniem tego sezonu.
Sam sezon zasadniczy nic jednak nie daje. Przewagę parkietu ma Trefl, ale swoją siłę dopiero musi udowodnić. A jest co udowadniać, bowiem w tych rozgrywkach sopocianie rywalizowali z Turowem już dwa razy. We własnej hali sensacyjnie wygrali na początku sezonu, by później w Zgorzelcu wysoko przegrać. Nastroje przez ćwierćfinałem są jednak bardzo bojowe.
- Cóż, naszym celem numer jeden jest mistrzostwo kraju, więc czy naprawdę możemy mówić o sukcesie? - w ten zaskakujący sposób o czwartej lokacie przed fazą play-off mówi Lawrence Kinnard, skrzydłowy Trefla choć po chwili śmieje się już głośno. - Oczywiście jest to wielki wynik całej drużyny. Jesteśmy w czołówce silnej ligi, wiele bardzo dobrych zespołów zostawiliśmy za plecami i w spokoju przygotowujemy się do najważniejszej części sezonu - wyjaśnia już na poważnie Amerykanin.
- We wrześniu czy październiku założyliśmy sobie, że po 26 meczach będziemy w pierwszej czwórce i tak też się stało - mówi Kinnard. Trefl swój cel wypełnił, ale w żadnym stopniu nie może na tym poprzestać. Pierwsze dwa mecze sopocianie rozegrają na własnym parkiecie, a dodatkowo mieli więcej czasu na przygotowanie się do rywalizacji ćwierćfinałowej. Trefl miał 20 dni odpoczynku przed play-off podczas gdy Turów tylko pięć.
- Mieliśmy kilka dni przerwy, niedużo, ale staraliśmy się je wykorzystać. Oczywiście w lepszej sytuacji jest Trefl, który odpoczywał przez ostatnie dni, ale z pewnością przygotowaliśmy się skutecznie. O szansach obu zespołów nie ma teraz co rozmyślać - mówi obwodowy zespołu Turowa, Justin Gray.
Początek rywalizacji obu zespołów we wtorkowy wieczór. Pierwsze dwa mecze zostaną rozegrane w Sopocie po czym rywalizacja przeniesie się na drugi koniec Polski do Zgorzelca.