Do wszystkiego ze spokojem - wywiad z Rashardem Sullivanem, środkowym Anwilu Włocławek

Anwil Włocławek nie miał większych problemów z pokonaniem Polonii Azbud Warszawa w pierwszym meczu ćwierćfinałowym play-off Tauron Basket Ligi. Wszyscy koszykarze w zespole Igora Griszczuka zapisali się w statystykach, a jedną z czołowych postaci był Rashard Sullivan. Amerykanin zanotował double-double w postaci 10 punktów i 12 zbiórek, a po ostatniej syrenie opowiedział specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl o tym jak wtorkowy mecz wyglądał z perspektywy parkietu.

Michał Fałkowski: Czy to było najłatwiej wygrane wasze spotkanie w tym sezonie?

Rashard Sullivan: Powiem tak: wysiłek jaki włożyliśmy w to spotkanie sprawił, że ten mecz był jednym z łatwiejszych jakie przyszło nam rozegrać w tym sezonie. Bardzo dobrze rozpoczęliśmy mecz w ataku, praktycznie wszystkie nasze próby kończyły się skutecznie i wraz z upływem minut nabieraliśmy pewności siebie. A ponadto w momencie gdy do gry wchodzili koszykarze z ławki i oni także zdobywali punkty, nabraliśmy do siebie wzajemnego zaufania. To wszystko przesądziło o losach spotkania, które chyba jednak najłatwiejsze nie było...

To Anwil zagrał tak dobry mecz czy Polonia Azbud tak słaby?

- Wszystko po trochu. W pierwszej połowie wychodziło nam praktycznie wszystko w ataku. Naprawdę szukaliśmy się na parkiecie wierząc w nasze umiejętności i generalnie zagraliśmy bardzo rozsądną, zespołową koszykówkę.

Co kryje się pod nazwą zespołowa koszykówka w kontekście tego meczu?

- Mam na myśli organizację gry w ataku. Podania, podania i jeszcze raz podania. Z dobrych podań, z asyst biorą się łatwe punkty. Nikt z nas nie starał się rzucać przez ręce czy na siłę z trudnych pozycji. W takiej sytuacji oddawał piłkę i akcja szła dalej. I to w tym wszystkim chodzi.

Jak po takim meczu można ocenić defensywę zespołu, który choć wygrywa znaczną różnicą punktów, rzucając ich bardzo dużo, to jednak również sporo ich traci - 83?

- Myślę, że graliśmy dzisiaj równo w obronie przez cały mecz. Na tyle solidnie, że rywale musieli się nieźle napocić by mieć choć trochę miejsca wolnego, a jeśli już je mieli, to wynikało to raczej z nagłych wydarzeń na boisku, niż z wypracowanej strategii. Ponadto 83 punkty stracone wiążą się również z tempem meczu, a te było naprawdę mocne. Wiele akcji trwało raptem kilkanaście sekund.

W pierwszej kwarcie straciliście jednak aż 27 punktów. Rywal zaskoczył was tym, że zaczął od mocnego uderzenia?

- Przecież my nie gramy z ludźmi, którzy nie wiedzą co to jest koszykówka. Polonia to naprawdę dobry zespół. Jest tam kilku niezłych graczy, takich jak chociażby Eddie Miller, którzy swoją grą sprawiają, że cała drużyna czuje się pewnie. I tak też rozpoczęli dzisiejszy mecz. Pewni swego, skoncentrowani, bez respektu. Trafili kilka rzutów i poszło. Łatwo nabiera się wiatru w żagle, gdy atak przynosi efekty.

Trener Igor Griszczuk stosował częste zmiany by móc zachować intensywność gry. Rotował nawet w samej końcówce meczu. To także miało wpływ na zwycięstwo?

- Trener rotował moim zdaniem podobnie jak podczas sezonu zasadniczego, więc ja nie dostrzegam żadnej zmiany w tym z jaką intensywnością graliśmy kilka tygodni temu i jak graliśmy dzisiaj. Czy to jest pierwsza kwarta czy ostatnia - u nas zaangażowanie w atak i obronę zawsze jest takie samo. Nie sądzę więc by to była jakaś wielka nowość, aczkolwiek utrzymanie rytmu gry jest bardzo ważne, więc z pewnością miało wpływ na końcowy wynik i można powiedzieć, że wygraliśmy również dzięki temu.

W środę fani mają spodziewać się podobnego scenariusza?

- Zrobimy wszystko by tak było, ale to nie będzie łatwy mecz. Przeciwnicy nie mają kompletnie nic do stracenia. Wyczyszczą swoje głowy i przyjdą walczyć nie mając w pamięci wyniku z pierwszego meczu. Play-off to taki czas, gdzie wszystko może się zdarzyć i niczego nie można być pewnym. My na pewno wyjdziemy na parkiet by zagrać na podobnym poziomie, ale co będzie, to się dopiero okaże.

Po tym meczu podniosły się głosy, że zwycięzca tej serii jest już znany, a kwestią sporną pozostaje jedynie bilans końcowy. Jak byś się odniósł do tego?

- Takie gadanie nie ma kompletnie żadnego sensu. Wiem, że kibice chcieliby żebyśmy wygrywali każdy mecz i ja, a także moi koledzy i wszyscy w klubie, również byśmy sobie tego życzyli, ale to jest sport i tutaj wszystko może się zdarzyć. Nie ma co na razie koncentrować się na przykład na sobotnim, trzecim meczu tej rywalizacji, skoro dopiero drugie spotkanie przed nami. Do wszystkiego trzeba podchodzić ze spokojem i nie rozważać rzeczy, na które nie ma się w chwili obecnej wpływu.

10 punktów i 12 zbiórek to bardzo dobry wynik...

- Tak, grało mi się dzisiaj naprawdę nieźle i generalnie jestem usatysfakcjonowany z tego, że pomogłem w drużynie odnieść zwycięstwo. Mogłem trochę więcej punktów zdobyć w drugiej połowie, ale nic na siłę. Wówczas już wysoko prowadziliśmy, mogliśmy więc grać na większym luzie i moje kolejne punkty niczego by nie zmieniły.

Nie wszyscy kibice wiedzą, ale w ostatnich tygodniach zostałeś ojcem. Jak się z tym czujesz?

- Wow, tego nie da opisać się słowa. Świetnie to za mało powiedziane.

Komentarze (0)