Dainius Adomaitis: Im nie można pozwolić odskoczyć

Zespół Energi Czarnych Słupsk zakończył już rywalizację w sezonie 2009/2010. Podopieczni Dainiusa Adomaitisa nie dali rady drużynie mistrza Polski, Asseco Prokomowi Gdynia i przegrali ćwierćfinałową fazę 0-3. Litewski szkoleniowiec docenia klasę rywala, choć jednocześnie zauważa, że wynik mógłby być inny gdyby jego drużyna mogła wystąpić w pełnym składzie.

Najpierw kontuzji doznał Tyrone Brazelton a następnie Marcin Sroka i skład Energi Czarnych Słupsk został uszczuplony na tyle, by pozbawić kibiców złudzeń czy ekipa ta jest w stanie rywalizować z Asseco Prokomem Gdynia w ćwierćfinale play-off Tauron Basket Ligi. Mimo to, w pierwszym meczu słupszczanie długo prowadzili by ostatecznie dać sobie odebrać zwycięstwo w samej końcówce. Podobnie było również w drugim pojedynku, w którym czempion wygrał czwartą kwartę różnicą 18 oczek.

Trzeci, sobotni akt różnił się jednak od poprzednich diametralnie. Co prawda do przerwy Prokom prowadził ledwie pięcioma punktami, ale po zmianie stron na parkiecie istnieli tylko przyjezdni z Gdyni. - Wielka szkoda, że w ten sposób skończyliśmy sezon. Mam na myśli ostatnie piętnaście minut, które były dla nas prawdziwym dyshonorem - mówi Dainius Adomaitis, trener Energi Czarnych, znajdując po chwili wytłumaczenie - Na nasze usprawiedliwienie powiem, że Asseco Prokom w rywalizacji z nami to ten sam zespół, który odnosił sukcesy w Eurolidze i będzie je nadal odnosił w TBL.

Przyczyn porażki należy szukać we wspomnianych brakach kadrowych Czarnych, które znacznie uszczupliły skład i spotęgowały zmęczenie. - Na dwadzieścia minut każdego pojedynku mieliśmy jeszcze siły i stąd w pierwszych dwóch kwartach radziliśmy sobie całkiem nieźle. Później jednak zaczynały się problemy - tłumaczy Adomaitis. Litwin mógł rotować właściwie szóstką zawodników, nie licząc juniorów i Wojciecha Żurawskiego oraz Dawida Przybyszewskiego, czyli koszykarzy, którzy odgrywali nawet nie drugoplanową rolę i spędzali na parkiecie śladowe ilości minut.

Do drugiej kwarty fani Energi Czarnych mieli jeszcze prawo mieć nadzieję, że ich ulubieńcy będą w stanie rozstrzygnąć na swoją korzyść choćby jeden mecz. Wszak przegrywali tylko pięcioma punktami i przy odrobinie szczęścia oraz niedyspozycji przeciwnika mogli pokusić się o sprawienie niespodzianki. Oblicze mistrza kraju po zmianie stron rozwiało jednak wszelkie wątpliwości. - Jest bardzo ciężko zagrać dobry mecz, mając świadomość, że jeśli coś się nie powiedzie, będzie on ostatnim w sezonie - opowiada litewski szkoleniowiec pomorskiej drużyny.

- Z takim zespołem jak Prokom nie można dopuścić do sytuacji, w której rywal odskakuje na kilka, a potem kilkanaście punktów. Jeśli zaczynasz odstawać, oni odjeżdżają i wówczas jest już po meczu. Dla nich nie ma znaczenia czy grają pierwszą czy drugą piątką - dodaje Adomaitis. Taka też sytuacja zaistniała zaraz na początku trzeciej kwarty niedzielnego meczu, którą to część spotkania Asseco Prokom wygrał 35:13 i tym samym zwiększył przewagę do 27 oczek, których gospodarze nie byli w stanie już odrobić. - Wierzę, że gdybyśmy mieli do dyspozycji cały, zdrowy skład, rywalizacja byłaby bardziej zacięta. Zarówno Tyrone, jak i Marcin byli kluczowymi zawodnikami dla tego zespołu. A tak nie pozostaje nam nic innego jak życzyć gdynianom powodzenia w półfinale - mówi Litwin.

W półfinale TBL Asseco zmierzy się w bratobójczym pojedynku z Treflem Sopot. Jaką radę ma Adomaitis dla sopockiego zespołu? - Im nie można pozwolić odskoczyć. Trzeba trzymać się blisko nich tak długo, jak to tylko możliwe i potem liczyć na łut szczęścia w końcówce. Nie zawsze będą trafiać decydujące rzuty i wtedy trzeba zachować koncentrację i spokój - kończy swoją wypowiedź trener Energi Czarnych.

Komentarze (0)