Andrzej Pluta: Jestem dumny i bardzo szczęśliwy

Andrzej Pluta nie mógł pomóc Anwilowi Włocławek w czwartym spotkaniu półfinałowej rywalizacji, ale jego koledzy poradzili sobie bez swojego najlepszego rzucającego i po bardzo wyrównanym meczu pokonali Polpharmę Starogard Gdański. Kapitan Anwilu w meczu numer trzy odniósł kontuzję, która wykluczy go prawdopodobnie również z gry w pierwszych meczach wielkiego finału.

W zeszłym sezonie Anwil Włocławek pokonał Polpharmę Starogard Gdański 3-1 w fazie ćwierćfinałowej play-off i łatwo awansował do półfinału rozgrywek. W obecnym sezonie los zetknął oba zespoły dopiero w półfinale, gdzie stawką był awans do wielkiego finału. Lepsi ponownie okazali się włocławianie, i ponownie stosunkiem 3-1, choć wygranie serii przyszło im o wiele ciężej.

- Chciałem pogratulować Polpharmie wielkiego serca do gry, wielkiej woli walki i ogólnie uważam, że to była bardzo dobra seria w ich wykonaniu - mówi z szacunkiem o rywalu Andrzej Pluta, kapitan włocławskiego Anwilu. Zapytany o to, czy starogardzka ekipa czymś ich zaskoczyła, zawodnik odpowiada bez wahania - Oni przez cały sezon grali bardzo równo, bardzo zespołowo i bardzo dobrze w obronie. Wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać w rywalizacji z nimi.

Podopieczni Miliji Bogicevicia przegrali dwa pierwsze mecze tej konfrontacji, by następnie przedłużyć serię do minimum czterech spotkań dzięki zwycięstwu w pojedynku numer trzy. To właśnie to starcie okazało się być koszmarem dla Pluty. W jednej z akcji 36-letni gracz spadając, nadepnął na stopę swojego kolegi z zespołu, Rasharda Sullivana i doznał kontuzji stawu skokowego, która spowoduje co najmniej dziesięciodniową przerwę od koszykówki.

Mimo braku najlepszego strzelca (średnio 20 punktów w dwóch pojedynkach w Hali Mistrzów), włocławianie pokazali wielki charakter w meczu numer cztery, który wygrali 80:76. - Jestem ogromnie dumny z moich kolegów i szczęśliwy, że po bardzo dobrym całym sezonie w naszym wykonaniu, zbieramy owoce naszej pracy i gramy w finale - tłumaczy Pluta, dodając - Już po pierwszych dwudziestu minutach wiedziałem, że będzie dobrze. Trzymaliśmy się blisko Polpharmy, nie pozwalaliśmy im odskoczyć. Oczywiście przykro mi było, że musiałem śledzić to wszystko z ławki rezerwowych, ale po to jest drużyna, by się zastępować.

Anwil w tym sezonie już niejednokrotnie musiał radzić sobie w okrojonym składzie. Na początku sezonu, zresztą w meczu z Polpharmą w Starogardzie Gdańskim, urazu kolana nabawił się Krzysztof Szubarga, zaś przeciwko Polonii Azbud Warszawa w ćwierćfinale sztab szkoleniowy nie mógł skorzystać z Dru Joyce’a, który wyjechał do Stanów Zjednoczonych w sprawach rodzinnych. - W momentach takich, jak ten wychodzi charyzma zespołu, jego charakter. My zdaliśmy ten egzamin bardzo dobrze - twierdzi koszykarz.

Charakter Anwilu staje się jego wizytówką, lecz czy może być inaczej skoro trenerem zespołu jest niegdyś najbardziej charyzmatyczna postać ligi, Igor Griszczuk? Białorusin z polskim paszportem uchodzi za szkoleniowca, który potrafi wyzwolić w zawodnikach wielką energię, wielką pasję i wolę walki. A przecież nie od dzisiaj wiadomo, że charakter i ambicja są równie ważne w zawodowym sporcie, jak umiejętności, talent czy taktyka. I choć włocławian z pewnością czeka bardzo trudna przeprawa w finale, gdzie murowanym kandydatem do złota jest obrońca trofeum Asseco Prokom Gdynia, właśnie owa chęć zwyciężania w każdym kolejnym spotkaniu może być czynnikiem, który sprawi, że Anwil będzie w stanie dotrzymać kroku gdynianom. - Dotarliśmy do finału i w tej fazie również zaprezentujemy się jak prawdziwy zespół. Wierzymy, że możemy grać z Prokomem jak równy z równym - kończy Pluta.

Źródło artykułu: