Nikola Jovanović: Jesteśmy drużyną na miarę finału

Anwil Włocławek był bardzo blisko pokonania Asseco Prokomu Gdynia w drugim meczu finałowym play-off TBL, lecz ostatecznie przegrał po emocjonującej końcówce 91:84. Po meczu częściową przynajmniej winę za porażkę zespołu wziął na swoje barki Nikola Jovanović. Serb, choć rozegrał bardzo dobre spotkanie w ataku, w defensywie nie był w stanie sprostać szalejącemu Janowi-Hendrikowi Jagli.

W pierwszej połowie drugiego meczu finałowego pomiędzy Asseco Prokomem Gdynia a Anwilem Włocławek największa gwiazda faworyzowanego zespołu, Qyntel Woods nie zdobył żadnego punktu. Do kosza sporadycznie trafiał także David Logan, więc dlaczego mimo to gospodarze remisowali z, grającymi na fali w pierwszych dwóch kwartach, włocławianami 47:47? Ponieważ najlepszy mecz w tym sezonie rozgrywał Jan-Hendrik Jagla.

Niemiec, o którym przed poniedziałkowym meczem nie pisano inaczej jak o największym rozczarowaniu personalnym gdyńskiego klubu, tym razem rozpoczął starcie w podstawowej piątce i już w pierwszej kwarcie zdobył 11 punktów, zaś w drugiej dodał kolejnych osiem oczek. - Jagla znalazł niesamowitą formę. Gdy miał tylko trochę wolnego decydował się na rzuty z dystansu, które, przy jego wzroście, są kompletnie nie do zablokowania - komentuje występ skrzydłowego Asseco Prokomu Nikola Jovanović.

To właśnie serbski koszykarz miał utrudniać Niemcowi życie w ataku, lecz okazał się "jedynie" odpowiedzią Anwilu w ataku. Jovanović zdobył 20 punktów, lecz Jagla zakończył mecz z dorobkiem 31 oczek i po ostatniej syrenie koszykarz z Włocławka musiał wziąć na swoje barki odpowiedzialność za tą sytuację. - To jest mój błąd, że nie potrafiłem go zatrzymać. Niestety, on wpadł w trans i praktycznie każdy jego rzut z daleka lądował w koszu, a na domiar złego, gdy decydował się wchodzić pod kosz, miał nad nami przewagę fizyczną - wyjaśnia Jovanović, który przy Jagli wygląda jak młodszy brat.

Podopieczni Igora Griszczuka nie przegrali jednak tylko ze względu na kapitalną formę skrzydłowego zza zachodniej granicy, ale także przez własne błędy. Podczas gdy Asseco Prokom w końcówce meczu wszystkie swoje piłki kierował do będącego w gazie Woodsa, Anwil miał wielkie problemy z organizacją gry w ataku i jedynym pomysłem było wymuszanie fauli. Niestety, celność rzutów osobistych pozostawiała wiele do życzenia. - To jest nasz wielki problem. Nie trafiamy rzutów wolnych, a przecież to najłatwiejsze okazje. W tym meczu spudłowaliśmy ich aż 12, a przegraliśmy tylko siedmioma punktami... - żałuje Jovanović. Serb nie uczestniczył w decydujących akcjach spotkania, bowiem w 35. minucie popełnił piąty faul.

Mimo porażki, koszykarz Anwilu dostrzega pewne pozytywy, które pozwalają mieć nadzieję przed spotkaniami we Włocławku. - Przegraliśmy dwa mecze, ale myślę, że możemy być zadowoleni. Poprawiliśmy naszą defensywę, poprawiliśmy grę zespołową i pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną na miarę finału - mówi serbski skrzydłowy i rzeczywiście, w sobotę Anwil przegrywał w pewnym momencie różnicą 28 punktów, zaś w poniedziałek toczył wyrównany bój właściwie przez całe spotkanie. - W serii to Prokom prowadzi 2-0, ale teraz przenosimy się do Hali Mistrzów, gdzie przy dopingu naszych kibiców postaramy się rozstrzygnąć dwa mecze na swoją korzyść. Stale robimy progres i wierzę, że nie jesteśmy bez szans - kończy Jovanović.

Komentarze (0)