- Choć przydarzyła mi się kontuzja, byłem zdecydowany i gotowy, by wyjść na parkiet w przypadku konieczności. Taką decyzję podjąłem zarówno z trenerem, jak i lekarzem przed samym meczem i cały czas przyglądałem się uważnie jak to spotkanie się dla nas układa - wyjaśnia na wstępie Michał Hlebowicki, który nie wystąpił w drugim starciu rywalizacji o trzecie miejsce Tauron Basket Ligi, pomimo, że wziął udział w przedmeczowej rozgrzewce. Koszykarz doznał kontuzji ścięgna Achillesa jeszcze w Starogardzie Gdańskim, więc w meczu w Sopocie zagrałby tylko w przypadku wyjątkowych okoliczności.
- Spotkanie ułożyło się jednak dla nas bardzo dobrze i nie było potrzeby wyjścia na parkiet - dodaje Hlebowicki, który oglądał to spotkanie razem z innym kontuzjowanym koszykarzem, Sauliusem Kuzminskasem. I choć w obliczu absencji swoich podstawowych podkoszowych graczy, trener Karlis Muiznieks z pewnością miał głowę pełną wątpliwości przed pierwszym podrzutem piłki, te rozwiały się wraz z nadejściem drugiej kwarty. O ile bowiem na początku meczu Polpharma dotrzymywała jeszcze kroku gospodarzom, wraz z upływem kolejnych minut na parkiecie rządzili już tylko miejscowi.
Paweł Kowalczuk w każdej akcji uprzykrzał życie Patrickowi Okaforowi i ten w całym meczu trafił tylko dwa rzuty z gry (na 13 prób), zaś Marcin Stefański i Lawrence Kinnard raz po raz z uporem maniaka atakowali tablicę, co przełożyło się na 28 zbiórek już w pierwszej połowie, w tym aż 15 w ataku! - Chłopaki zagrali świetny mecz w obronie i w kapitalny sposób opanowali zbiórki. Właściwie to wyeliminowali grę Polpharmy na tablicach, która bardzo często właśnie dzięki temu elementowi wygrywa mecze - twierdzi Hlebowicki a dość powiedzieć, że sam Kinnard miał więcej zebranych piłek (11) niż Okafor i Uros Mirković (osiem) razem wzięci.
Również skuteczność starogardzian pozostawiała wiele do życzenia. Podopieczni Miliji Bogicevicia trafili łącznie zaledwie 16 z 52 rzutów z gry, w tym tylko cztery trójki, ale to także efekt bardzo dobrej defensywy Trefla. - Obrona sprawiła, że rzutami z dystansu Polpharma zdobyła tylko dwanaście punktów w całym meczu. A przecież we własnej hali trafili aż czternastokrotnie, czyli zdobyli w ten sposób o 30 punktów więcej - wskazuje polski skrzydłowy, uśmiechając się po chwili. - Chyba nasze obręcze też nam trochę pomagają w tym wszystkim.
Radość zawodników drużyny z Sopotu była wielka po ostatniej syrenie, lecz również bardzo krótka. Wszak Trefl doprowadził jedynie do remisu w rywalizacji o trzecie miejsce i teraz będzie musiał udowodnić swoją wyższość nad rywalem po raz drugi z rzędu. I to w jego hali. - Polpharma ma mały plusik, bo decydujący mecz gra u siebie - przyznaje Hlebowicki, choć po chwili dodaje - To jest jednak ostatni pojedynek sezonu i zarówno my, jak i zawodnicy Polpharmy zrobią wszystko, żeby ten mecz wygrać. Byliśmy już bardzo blisko w pierwszym meczu, ale się nie udało, więc teraz postaramy się nie powielić błędów z tamtego spotkania. Musimy zagrać tak, jak w drugim starciu - kończy swoją wypowiedź gracz Trefla, który z pewnością wybiegnie na parkiet by wspomóc swoich kolegów.
Co ciekawe w ostatnich sześciu sezonach aż pięciokrotnie kwestia brązowych medali rozstrzygała się po trzech spotkaniach i tylko raz w tej sytuacji, w sezonie 2003/2004, triumfowali goście. Była to drużyna Polonii Warszawa, która ograła Anwil Włocławek w jego Hali Mistrzów. W rozgrywkach 2005/2009 każdorazowo już trzeci mecz wygrywali gospodarze: ponownie Polonia (2006), dwukrotnie Śląsk Wrocław (2007 i 2008) oraz Anwil (2009). W sezonie 2004/2005 Energa Czarni Słupsk potrzebowała zaś tylko dwóch spotkań by rozprawić się z Polpakiem Świecie.