Faworyt tylko o krok - zapowiedź meczu Anwil Włocławek - Asseco Prokom Gdynia

Koszykarze Tomasa Pacesasa zapewniają, że nie interesuje ich odbieranie złotych medali przed własną publicznością i już w sobotę będą chcieli pokonać Anwil Włocławek po raz drugi z rzędu, co da im możliwość wzniesienia w górę pucharu za mistrzostwo Polski. Choć Asseco Prokom Gdynia prowadzi w serii 3-0, podopieczni Igora Griszczuka nie zamierzają ułatwiać im zadania i zapowiadają walkę do ostatnich sekund.

Ewentualne zwycięstwo w czwartkowym meczu znacznie podniosłoby morale Anwilu Włocławek i jednocześnie udowodniło koszykarzom tego klubu, że naprawdę są w stanie nie tylko rywalizować z Asseco Prokomem Gdynia, ale z nimi wygrywać. Ostatecznie to jednak podopieczni Tomasa Pacesasa rozstrzygnęli tamten mecz na swoją korzyść i najlepszy koszykarz włocławian, Nikola Jovanović mógł tylko z niedowierzaniem kręcić głową.

- Naprawdę nie mam pojęcia jak to się stało, że przegraliśmy. Jeszcze na kilka minut przed końcem prowadziliśmy różnicą siedmiu punktów i byliśmy bardzo blisko. To jest w ogóle jakiś fenomen, że za każdym razem brakuje nam niewiele, jakiegoś szczegółu, jednego udanego rzutu więcej czy jednej zbiórki - tłumaczy serbski skrzydłowy, który zdobył 16 punktów i zebrał dziewięć piłek. Co ciekawe, dokładnie taki sam wynik uzyskał jego vis-a-vis w zespole Asseco, Jan Hendrik Jagla. Obaj panowie toczą niezwykle emocjonujący bój, który nieznacznie wygrywa Niemiec: 19,6 do 16 w punktach i 7,3 do 4,3 w zbiórkach.

W trzecim meczu finałowym to jednak nie skrzydłowy gdynian zapewnił swojemu zespołowi wygraną, a amerykański duet David Logan - Daniel Ewing. Pierwszy z nich po przerwie zdobył aż 16 ze swoich 25 punktów, a drugi w ostatnich trzech minutach rzucił siedem oczek. - To było dla nas bardzo, ale to bardzo istotne zwycięstwo, choć wywalczone po wyjątkowo ciężkim meczu. Teraz jednak zapowiada się jeszcze większa walka, bo gospodarze nie mają już wyjścia - mówi litewski szkoleniowiec gości, który myślami przy sobotnim spotkaniu był już z pewnością kilka minut po ostatnim zwycięstwie.

W trzech poprzednich grach losy każdego z nich decydowały się w końcowych sekundach, więc dziwić nie może podobna prognoza co do meczu numer cztery. Tym bardziej, że jak określił to trener Pacesas, Anwil nie ma już wyjścia i jeśli chce przedłużyć finałową serię, po prostu musi wygrać. Z kolei zwycięstwo faworyta oznacza siódmy tytuł mistrzowski z rzędu dla Asseco i - co ważniejsze - pierwszy wywalczony tzw. sweepem, czyli bez żadnej porażki na koncie w play-off. - Powiem krótko - mam nadzieję, że za dwa dni zakończymy sezon - ucina wszelkie dyskusje o możliwych rozstrzygnięciach środkowy Adam Hrycaniuk, co tylko obrazuje jak wielka jest motywacja zespołu z Gdyni.

Inne nastroje są z pewnością we Włocławku, choć wspomniany Jovanović zapewnia, że on i jego koledzy z drużyny nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i nie zamierzają składać broni. - Wiemy w jakiej znaleźliśmy się sytuacji, ale nie dramatyzujemy. Musimy myśleć o najbliższym meczu, jak gdyby było 0-0. Czy to jest w ogóle możliwe? Oczywiście, że tak. Dla nas każde kolejne spotkanie to tabula rasa. Po prostu wyjdziemy na parkiet i będziemy się starać walczyć od pierwszej do ostatniej minuty - twierdzi skrzydłowy Anwilu.

W drużynie z Włocławkan nie zagra jednak kluczowy zawodnik, Mujo Tuljković. Bośniak w czwartek doznał kontuzji kolana, która w praktyce może pozbawić go kontaktu z koszykówką przez najbliższe trzy miesiące. Brak Tuljkovicia jest sporym problemem dla trenera Griszczuka, gdyż inni skrzydłowy, Bartłomiej Wołoszyn i Brett Winkelman, spisują się dużo poniżej oczekiwań. A na dodatek trzeci mecz serii był pierwszym po kontuzji dla Andrzeja Pluty i niestety absencja ta odbiła się na formie kapitana drużyny, który trafił tylko dwa z siedmiu rzutów z gry.

Co ciekawe, we wszystkich potyczkach play-off obu zespołów w tej dekadzie - a było ich aż siedem - tylko raz zdarzyło się by goście wywieźli z Hali Mistrzów dwa zwycięstwa z rzędu. Było to w finale sezonu 2005/2006, kiedy ówczesna ekipa z Sopotu pokonała włocławian 66:64 oraz 84:53 i dzięki temu objęła prowadzenie w serii 3-1. W kolejnym spotkaniu zapewniła sobie natomiast trzecie mistrzostwo z rzędu. Wówczas jednak koszykarze Prokomu przegrali jedno z pierwszych dwóch spotkań u siebie. W rozgrywkach 2006/2007 z kolei, Asseco było w identycznej sytuacji, jak obecnie, lecz po trzech pierwszych wygranych pojedynkach (dwa u siebie i jedno na wyjeździe), PGE Turów Zgorzelec zwyciężył w meczu numer cztery i przedłużył serię, ale tylko do piątego starcia.

Mecz odbędzie się w sobotę, 29 maja o godzinie 20.00 w Hali Mistrzów we Włocławku. Bezpośrednią transmisję przeprowadzi telewizja TVP Sport.

Komentarze (0)