Mateusz Stępień: Podczas weekendowego turnieju w Inowrocławiu, w dwóch pierwszych meczach pokonaliście swoich rywali, w trzecim, jak powiedział trener Krutikow "dostaliście lekcje basketu", przegrywając różnicą 25 punktów. Skąd wzięła się tak różna postawa?
Maciej Strzelecki: Przeciwnik był wymagający (Rock Tartu, mistrz Estonii). Od początku postawił nam trudne warunki, zastosował twardą obronę. Nasza gra nie wyglądała dobrze w tym meczu, o czym może świadczyć końcowy wynik (48:73 - przyp.red). Pokazuje on, jak naprawdę graliśmy.
Rozpoczęliście to spotkanie fatalnie, od 3:27 w 13 minucie, a między 4 a 14, ani razu nie trafiliście celnie do kosza.
- Jesteśmy w okresie przygotowawczym, może nam brakować sił, ale nie jest to żadne wytłumaczenie. Źle funkcjonowała u nas skuteczność. Nie trafialiśmy z dystansu, ani spod kosza. W drugiej połowie coś się ruszyło, ale to ciągle nie było to, czego oczekujemy. Ten mecz nam po prostu nie wyszedł.
Arkadiusz Kobus powiedział mi w piątek, że waszą obecną formę ocenia na 60 proc. Jak pan to widzi?
- Mamy jeszcze dużo do zaoferowania. Z tego zespołu można wyciągnąć więcej. Skład drużyny jest ciekawy, taka mieszanka doświadczonych graczy, którzy mają za sobą wiele lat w ekstraklasie, a także dużo młodzieży. Jak dla mnie, to co pokazaliśmy do tej pory, to 50 proc. naszych możliwości, albo nawet i mniej.
Czyli są jeszcze duże rezerwy?
- Tak, ale chcemy, by najwyższa forma przyszła na ligę. Mam nadzieję, że dobrze trafimy z nią na początek sezonu, a potem będziemy utrzymywać dobrą dyspozycję, by zająć jak najlepsze miejsce po pierwszej, a potem po drugiej rundzie. To jest nasz cel.
Drużyna ma silną strefę podkoszową: jest pan, Wojciech Żurawski, Łukasz Ratajczak, a jednak w tym spotkaniu z Rock Tartu, wyraźnie przegraliście walkę o zbiórki. Dlaczego?
- Być może przeciwnicy byli trochę fizycznie silniejsi, ale nie to było tego głównym powodem. Podstawowym był brak dobrego zastawienia. Po części jest to nasza wina. Ale wszystko jest do poprawy.
Jak ocenia pan poziom całego turnieju?
- Był on dość wysoki. Zmierzyliśmy się z silnymi zagranicznymi rywalami, którzy w swoich krajach grają w ekstraklasie. Należy rywalizować z takimi zespołami, bo lepiej przegrać z wymagającym zespołem, a potem wyciągnąć z tego wnioski, niż wysoko pokonać jakiegoś słabeusza.
Co musicie jeszcze poprawić przed rozpoczęciem sezonu. Dużo nieporozumień jest w taktyce, zwłaszcza w ataku.
- Na pewno ten element tak. Warto zawrócić uwagę na fakt, że nie trenujemy tym składem zbyt długo, więc nie można do razu oczekiwać cudów. Choć nasze mecze z piątku i soboty wyglądały już nieźle. Zwłaszcza w tym drugim pokazaliśmy charakter, gdy po przerwie odrobiliśmy stratę 19. punktów i wygraliśmy. A jeśli chodzi o to, nad czym musimy popracować, to do poprawy jest również skuteczność rzutów i gra w obronie.
Rozgrywki ruszają 25. września. Myśli pan, że zdążycie ze wszystkim?
- Nie ma się co denerwować. Trenujemy ciężko, po dwa razy dziennie. Wygląda to coraz lepiej. Przygotowujemy się do ligi i mam nadzieję, że wszystko będzie OK.