Patryk Kurkowski - Teoria Chaosu: Liga pełna pokrak

Klubom Tauron Basket Ligi jeszcze daleko do miana profesjonalnych. Bo jak inaczej można nazwać to, że wydają pieniądze i kontraktują zawodników po omacku, a potem starają się zatuszować ich odejście. Wszak każdy niewypał grozi utratą wiarygodności, budzi niepewność kibiców, a tego nikt nie chce. Takie są jednak skutki braku scoutingu z prawdziwego zdarzenia, nieumiejętnego penetrowania rynku pełnego pokrak, sprowadzania zawodników po znajomości.

Patryk Kurkowski
Patryk Kurkowski

Gdybym chciał stworzyć pełną listę pokrak, którzy biegali w ostatniej dekadzie po naszych parkietach, zapewne nie znalazłbym czasu na cokolwiek innego, ślęczałbym nad tym dniami i nocami, tygodniami, a może nawet miesiącami. Koszykarskich partaczy mamy aż pod dostatek, co roku odrywamy nowe "perełki", które za niewielką cenę obiecują wielkie wyniki i jeszcze większe sukcesy drużyny, pieczętują to wszystko swoim podpisem na umowie. Zadowoleni z obrotu spraw bynajmniej nie mają najmniejszego pojęcia o środowisku w którym lądują.

W zachwyt wpadają też kluby - opisują wielkie podboje swoich nabytków, wynajdują każdy detal wart odnotowania, charakteryzują ich niemal herosów, bez żadnych wad, mankamentów, zawodników niemal gotowych do podjęcia największych wyzwań, być może nawet w przyszłości występujących w NBA. Tymczasem trener nie zdołał jeszcze "odpalić" taśmy z nagraniem, spojrzeć choć na raz na wybryki swojej gwiazdy, rzecz jasna w meczu życia, gdy cudem zdobywał ponad 30 punktów w NCAA lub egzotycznej lidze.

Wystarczy jednak kilka treningów, kilka meczów, by przekonać się o tym, że w drużynie wylądował kolejny safanduła, że wielki mistrz, to naprawdę odpad niechciany w wielu lepiej zorganizowanych ekipach, błystkotliwiej lustrujących rynek transferowy. Rodzą się wielkie pretensje, dochodzi do pierwszych zgrzytów, cała atmosfera czkawką odbija się na wynikach drużyny. Sytuację nieco przebarwiłem, nie każdy brawurowy zakup po omacku kończy się totalnym fiaskiem, zagubieniem i wpadkami. Dekadencki obraz jest zwiastunem tego, co przynosi amatorszczyzna.

Niestety jest ona wszechobecna w polskich klubach. Co roku decydują się one pod wpływem emocji, nieuchronnie zbliżającego się sezonu tudzież po znajomości na podpisanie umowy wielce niepewnej, budzącej nierzadko spore kontrowersje. To pokłosie braku scoutingu z prawdziwego zdarzenia, tylko nieliczni zatrudniają penetratorów rynku, którzy znajdą zawodnika dopasowanego do koncepcji trenera, zapełnią lukę w odpowiednim miejscu, scalą przewody w kolektyw.

W poprzednim sezonie nawet najlepsi nie ustrzegli się sprowadzenia odpadów, w tę tezę nie wpisuje się tylko Asseco Prokom Gdynia, lecz mistrz Polski dysponuje budżetem niebotycznym jak na nasze warunki, stać go na sprowadzenie graczy o renomie dobrej w Europie. Pozostali napotykali na gruz niezwykle często, nie raczyli nawet wyciągnąć z tego wniosków, tuż przed zamknięciem okienka - gdy byli skonfundowani - powielali beznadziejne schematy.

Wicemistrz Polski Anwil Włocławek nic nie zyskał na pozyskaniu Mike'a Trimboliego, trener Igor Griszczuk nie uwierzył w jego możliwości, zawodnik odszedł na własną prośbę. Brązowi medaliści Polpharma Starogard Gd. testowała Mitara Trivunovicia, gracza tułającego się po słabych klubach. Piąty Turów Zgorzelec, który kilkakrotnie podejmował próbę detronizacji Prokomu, pozyskał takich "tuzów" jak Alex Rindin czy Nejc Glavas, choć lista błędnych transferów w zgorzeleckim klubie jest dłuższa.

Sternicy klubów szukają oszczędności niemal wszędzie, toteż niechętnie widzą na swoim pokładzie kolejnego pracownika połykającego część skromnego budżetu. Szkoleniowcy zaś zbyt często odnajdują u siebie magiczne możliwości, trenerski instynkt, szybko spoufalają się z agentami, wierzą w ich zapewnienia bez pokrycia, rzadko decydując się na zweryfikowanie słów przez osobę trzecią.

Jeszcze nie zdążył rozpocząć się sezon 2010/11 Tauron Basket Ligi, a już sporo klubów dokonywało korekt, bo zagraniczny zaciąg okazał się totalnym niewypałem. Są jednak tacy, którzy próbując ominąć kolejny lej na swojej drodze, zdecydowali się na zakontraktowanie znanych i sprawdzonych koszykarzy.

Amatorszczyzna wciąż więc trwa, głośny szturm na profesjonalizację póki co jest tylko pustym sloganem. Bo jak nazwać kogoś profesjonalnym, kiedy niebotyczne sumy wydaje z taką łatwością, choć jednocześnie skąpi na fachowca...

Oczywiście nawet z dobrym scoutingiem można się przeliczyć, połknąć coś niesmacznego, ale szanse na to są zdecydowanie mniejsze, bo drużyna była budowana z odpowiednim zamysłem, a koszykarze byliby szukani według ściśle określonych kryteriów, których w wielu klubach brak...

Patryk Kurkowski

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×