W niedzielny wieczór Rosa, ani SKK nie zaprezentowały basketu, którym chciałyby się chlubić w całym sezonie. - Ale ja już przed meczem mówiłem, że będzie to ciężki bój. I moje słowa się sprawdziły - podkreśla trener radomian Piotr Ignatowicz. A wszystko przez to, że gospodarzom chyba zbyt łatwo przyszło dość wysokie prowadzenie w pierwszej połowie. Trzeba przyznać, że szybkie złapanie dwóch fauli przez Piotra Misia znacznie ograniczyło jego poczynanie. W tym czasie natomiast pod tablicami dzielił i rządził Tomasz Sosnowik.
Kilka chwil po przerwie Rosa prowadziła 19 punktami i kibice zacierali ręce na kolejny pogrom. Tymczasem moment przestoju, a następnie nieprzeciętna skuteczność w rzutach z dystansu Kamila Sulimy i Sebastiana Okoły sprawiły, że goście niemal zupełnie zniwelowali różnicę. Przegrywali pięcioma "oczkami" i mieli dwukrotnie piłkę. Wtedy na parkiecie pojawił się Paweł Wiekiera i można powiedzieć, że wespół z Jakubem Zalewskim, Piotrem Kardasiem i Maciejem Majem otrząsnął zespół z marazmu i poprowadził do zwycięstwa.
Konfrontacja miała szczególny wymiar dla Marcina Nędzi, radomianina, który obecnie występuje w SKK. W pierwszych fragmentach swojego występu sprawiał wrażenie, jak gdyby mógł pociągnąć swój obecny zespół do zwycięstwa. W ostatniej kwarcie jednak to zadanie nieco go przerosło i musiał usiąść z powrotem na ławce. Udowodnił jednak, że będą z niego ludzie.
Rosa Radom - SKK Siedlce 68:60 (22:19, 21:9, 13:20, 12:12)
Rosa: Sosnowik 13, Donigiewicz 8 (1), Wiekiera 8 (1), Przybylski 6, Kardaś 6 (1) oraz Zalewski 10 (2), Maj 8, Wróbel 5, Nikiel 4, Cetnar 0, Podkowiński 0.
SKK Siedlce: Okoła 19 (3), Wójcicki 17 (5), Miś 14, Sulima 6 (2), Strychalski 2 oraz Nędzi 2, Bal 0, Chomka 0, Czyż 0.