Trener pruszkowian Paweł Czosnowski stwierdził nawet, że bez klęski z Rosą Radom jego zespół nie znalazłby się w tym miejscu, w którym jest teraz. - Bez wątpienia ta porażka podziałała na nas jak zimny prysznic. Teraz zawodnicy wiedzą już, jak moment dekoncentracji może skończyć się w tej lidze. Najważniejsze, że potrafiliśmy się podnieść po tej klęsce i pokazać swoją wartość - mówi szkoleniowiec pruszkowian.
Opiekun Znicza Basket w niedzielę może przejść do historii klubu. Pruszkowianie w rozgrywkach pierwszej ligi grają od 2005 roku, dwukrotnie awansując do play-off, tylko raz w sezonie 2006/2007 wygrywając pięć spotkań z rzędu. Znicz Basket pod wodzą Czosnowskiego trzy razy wygrał cztery mecze, ale dwukrotnie nie potrafił przekroczyć tej bariery. Szkoleniowiec nie przykłada jednak do tego wagi. - To są tylko cyfry. Oczywiście miło jest ustanawiać jakieś rekordy, przechodzić do historii, ale to jest tylko dodatek. Na koniec liczy się przecież bilans zwycięstw do porażek - tłumaczy Czosnowski.
Przegrana z Sokołem na inaugurację ligi wymusiła z kolei na włodarzach Sportino ruchy kadrowe. Do drużyny dołączyli Wojciech Kus i Aleksander Lichodziejewski. Posiadający polskie i belgijskie obywatelstwo zawodnik po dwóch meczach został jednym z liderów inowrocławian, notując średnio (13 i 7,5 zbiórki na mecz). Kus jak do tej pory nie zachwyca.
Sportino do tej konfrontacji przystąpi w najsilniejszym składzie, zaś w Zniczu Basket niepewny jest występ Krzysztofa Zarankiewicza, który nabawił się uraz podczas meczu ze Startem Lublin.
Znicz Basket - Sportino Inowrocław (niedziela, godzina 18:00). Wstęp wolny.