Udana pogoń gospodarzy, którzy pierwszy raz od dwóch lat pokonują tyszan! - relacja z meczu MKS Dąbrowa - GKS Tychy

Rywalizacja zagłębiowsko-śląska od zawsze wzbudza wielkie emocje. Co więcej, dąbrowski MKS od dwóch lat nie umiał pokonać rywali z Tychów. Udało im się to dopiero w tym sezonie, którego póki co nie zaliczą do tych najlepszych. Gdyby jednak Dawid Witos w ostatniej sekundzie trafił za trzy, to z Zagłębia z tarczą wyjeżdżaliby właśnie tyszanie.

W tym artykule dowiesz się o:

Na parkiet bardziej zmobilizowani wyszli dąbrowianie, a przyjezdni na ich tle wypadali dosyć blado. Po dwóch minutach gry dla GKS-u trafił dopiero Piotr Hałas (6:3). Od tego momentu tyszanie rozkręcili się i zniwelowali straty do dwóch punktów, a gra przestała być jednostronna (10:8). Aby doprowadzić do remisu brakowało im niewiele, zazwyczaj na przeszkodzie stawali obrońcy MKS-u. Dopiero Tomasz Bzdyra zdołał całkowicie odrobić straty (10:10). Zawodnicy obu drużyn grali bardzo ambitnie, walcząc o każdą piłkę. Rzut wolny Tomasza Bzdyry wyprowadził przyjezdnych na pierwsze w tym meczu prowadzenie (14:15). Tyszanie zmienili swoją grę całkowicie, stała się ona przede wszystkim skuteczna, natomiast dąbrowianie osłabli w końcówce i nie byli w stanie celnie rzucić (14:18).

Początek drugiej kwarty to przede wszystkim kontynuacja braku skuteczności w szeregach MKS-u, który nie potrafił wykorzystać nawet stuprocentowych okazji. Pierwsze punkty zdobył dopiero Mariusz Piotrkowski (16:22). O ile obrona gospodarzy znów była na normalnym poziomie, o tyle skuteczność już nie. Jednocześnie tyscy koszykarze również nie trafiali zbyt często (16:24). Dwie trójki pod rząd znacznie poprawiły rezultat MKS-u (24:26). Do szatni z korzystniejszym wynikiem schodził jednak GKS (26:30).

Zadaniem Zagłębiaków na tę połowę spotkania była poprawa skuteczności, ale to Dawid Witos rzucił jako pierwszy (28:35). Tyszanie wzmocnili obronę, a dąbrowianie powoli się rozkręcali. Kolegów do walki próbował poderwać Adam Lisewski, który raz po raz trafiał. Było to za mało na tyski zespół, który mimo błędów był w stanie utrzymywać bezpieczną przewagę (40:46). Gospodarze ciągle walczyli, ale to gra przyjezdnych wyglądała lepiej. Trójka Łukasza Szczypki obudziła dąbrowskich kibiców, ale przede wszystkim zniwelowała straty do jednego "oczka" (45:46). Na 1,5 minuty przed końcem tej odsłony meczu z parkietu za pięć fauli musiał zejść Piotr Zieliński. Niecelne rzuty MKS-u spowodowały, że nadal prowadzili tyszanie (45:49).

Czwarta kwarta rozpoczęła się od bardzo ambitnej obrony Zagłębiaków, co zwiastowało że będą oni walczyć do ostatniej sekundy. Trójka Mariusza Piotrkowskiego doprowadziła do remisu (50:50). Natomiast przy stanie 50:55 Wojciech Wieczorek poprosił o czas. GKS rozgrywał ładne akcje, ale nieskuteczne. Radosław Basiński odzyskał prowadzenie, które MKS utracił w premierowej odsłonie spotkania (57:55). Na dwie minuty przed końcową syreną trójka Piotra Hałasa doprowadziła do remisu (60:60). Pod koniec bardzo dobrą zmianę dał Marcin Piechowicz, który najpierw rzucił ważną dwójkę, a potem zaliczył zbiórkę (62:60). Na sześć sekund przed końcem Mariusz Niedbalski poprosił o czas, bo jego podopieczni byli przy piłce. W ostatniej sekundzie z trudnej pozycji za trzy rzucał Dawid Witos, ale nie trafił.

Dąbrowianie zwyciężyli 62:60 i tym samym przerwali złą passę, od dwóch lat nie byli bowiem w stanie pokonać swoich rywali z Tychów. Zawodnicy GKS-u schodzili z parkietu ze zwieszonymi głowami.

MKS Dąbrowa Górnicza - GKS Tychy 62:60 (14:18, 12:12, 19:19, 17:11)

MKS: Adam Lisewski 17 (12 zb), Łukasz Szczypka 11, Mariusz Piotrkowski 11, Paweł Zmarlak 8 (9 zb), Marcin Piechowicz 5, Radosław Basiński 4 (7 zb), Krzysztof Koziński 3 (3 zb), Radosław Lemański 3, Rafał Partyka 0, Piotr Zieliński 0

GKS: Piotr Hałas 15, Dawid Witos 12, Tomasz Bzdyra 11 (7 zb), Mariusz Bacik 9, Mariusz Markowicz 6, Krzysztof Mielczarek 5 (9 zb), Mateusz Dziemba 2, Piotr Pustelnik 0, Paweł Olczak 0

Komentarze (0)