Wynik mógłby być wyższy - wywiad ze Stipe Modriciem, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Anwil Włocławek pokonał w weekend Siarkę Tarnobrzeg 75:60, momentami prezentując taką koszykówkę, którą fani kujawskiego klubu chcieliby oglądać znacznie częściej. Stipe Modrić, chorwacko-słoweński skrzydłowy Anwilu, uważa jednak, że przed włocławianami jeszcze wiele pracy, gdyż potencjał drużyny predestynuje ją do znacznie lepszej gry. O aktualnej sytuacji w klubie koszykarz opowiada w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Relację z meczu zatytułowałem "Jest światełko w tunelu". Zgodzisz się?

Stipe Modrić: Sam nie wiem. Generalnie może masz trochę racji jeśli spojrzymy na nasze ostatnie występy. Ktoś mógłby powiedzieć, że po tych ostatnich meczach, teraz zagraliśmy trochę lepiej. Aczkolwiek z drugiej strony, my zagraliśmy dobry basket już z Albą Berlin, tyle tylko, że wtedy rywal był o klasę lepszy, dlatego przegraliśmy. Teraz jednak wygraliśmy i jedynie to teraz się liczy. Dwa kolejne punkty.

Można by powiedzieć "nareszcie"...

- O, tak, to fakt. Trzy przegrane mecze to było już za dużo. Ile razy pod rząd można schodzić z parkietu będąc pokonanym (śmiech)? Ale poważnie, bardzo chcieliśmy to wygrać i nie skłamię mówiąc, że chcieliśmy wykorzystać sytuację, że mierzmy się ze słabszym rywalem, który w dodatku miał zagrać osłabiony brakiem dwóch graczy i w takim składzie też zagrał.

Uważasz, że Eric Taylor i Kevin Goffney, którzy nie zagrali w Hali Mistrzów, mogliby odmienić losy meczu?

- Nie, nie sądzę. Gdyby oni byli na parkiecie, wówczas nie graliby inni. Może trochę korzystniej Siarka wypadłaby w ataku, ale to też nie jest powiedziane, że tak akurat by było. Brak liderów często sprawia, że inni zawodnicy wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności i zdobywają punkty. Może więc gdyby grali dwaj Amerykanie, mniej punktów rzuciliby ci, którzy przeciwko nam spisali się najlepiej.

Ponadto, można również gdybać w drugą stronę - co by było, gdy wy byście byli w swojej najlepszej formie po solidnym przepracowaniu okresu przygotowawczego...

- Dokładnie. Przecież w normalnych okolicznościach prawdopodobnie wygralibyśmy ten mecz zdecydowanie wyżej. Zobacz jak toczyła się gra w pierwszej i trzeciej kwarcie. To były dobre momenty, ale cały czas tylko namiastki tego, co tak naprawdę chcemy grać. Mimo wszystko jednak już te kilka minut solidnej obrony i skutecznego ataku tuż po zmianie stron sprawiły, że nasze prowadzenie wzrosło do kilkunastu punktów. Dlatego gdybyśmy tym tempem i stylem grali dłużej, wynik z pewnością byłby wyższy.

Dobra gra w pierwszej i trzeciej kwarcie to i tak lepszy wynik, niż jeszcze kilka tygodni temu.

- Tak, na pewno. Powiem tak - te ostatnie tygodnie są tak dziwne, że ja ich nie rozumiem. Mamy naprawdę dobry zespół, każdy z chłopaków to solidna półka i wydaje się, że nasze osiągnięcia powinny być zupełnie inne. Tymczasem przegraliśmy trzy mecze z siedmiu... Coś wyraźnie siedziało w naszych głowach i nie pozwalało na dobrą grę. Mam nadzieję, że zwycięstwem nad Siarką rozpoczęliśmy dobrą passę, choć kalendarz przed nami wyjątkowo trudny.

Mówisz, że coś siedziało w waszych głowach. Możesz to zdefiniować bardziej szczegółowo?

- Nie bardzo, bo gdybym wiedział dokładniej o co chodzi, to powiedziałbym o tym głośno i wspólnie w klubie zastanowilibyśmy się nad tym, jak to rozwiązać. Czasami jest jednak tak, że jedna niespodziewana porażka powoduje pewien niepokój przed kolejnym meczem, blokuje zespół psychicznie i sprawia, że ucieka koncentracja, co jest tylko przyczyną kolejnego przegranego meczu i tak dalej. Bardzo ciężko jest wówczas się przełamać i wyjść z kryzysu. Nie wiem czy my meczem z Siarką już z niego wyszliśmy, ale na pewno zrobiliśmy w tym kierunku znaczący krok. Choć tak naprawdę dobry basket pokazaliśmy już z Albą.

A Stipe Modrić nareszcie zdobył punkty - po raz pierwszy od czterech meczów - i ogólnie dał dobrą zmianę.

- Tak sądzisz? Ja tak nie sądzę. Owszem, jest trochę lepiej, jest pewien progres w mojej grze, ale daleki jestem od stwierdzeń, że grałem poprawnie. Wiem, że stać mnie na zdecydowanie więcej i do tego cały czas dążę, choć jest ciężko. Muszę powiedzieć jednak, że bardzo pozytywnie wpłynęło na mnie to, że na trzecią kwartę wyszedłem w pierwszej piątce. Wiem, że stało się to dzięki przypadkowi, bo byłem faulowany niesportowo już po zakończeniu pierwszej połowy i musiałem rzucać wolne, ale naprawdę poczułem się jakoś tak... dobrze. Nie wiem jak to określić, ale dało mi to taki pozytywny zastrzyk energii i sprawiło, że grałem bardzo pewnie.

Póki co to jednak Nikola Jovanović jest podstawowym silnym skrzydłowym.

- Tak i nic nie zanosi się na to, by miało to się zmienić, ale to dobrze. Nikola w tym sezonie gra po prostu wybitnie i nie będzie przesadą jeśli powiem, że w dużej mierze dzięki jego punktom mamy na koncie cztery zwycięstwa. Ja natomiast jestem pewien, że na chwilę obecną nie byłbym w stanie dawać drużynie tyle, co on. To jest efekt tego, że dołączyłem do zespołu bardzo późno i nie przepracowałem okresu przygotowawczego tak, jak powinienem, ale również tego, że Nikola jest w tym sezonie praktycznie bezbłędny. A ponadto ja i Nikola różnimy się stylem gry i rolą w zespole. On jest strzelcem, a ja bardziej koszykarzem zadaniowym.

Wrócę jeszcze do samego meczu - 60 punktów straconych to nareszcie taka defensywa, którą we Włocławku chciano by oglądać.

- I to też jest taka defensywa, którą my chcielibyśmy prezentować. Ktoś może powiedzieć, że ok, ale rywal nie miał w składzie dwóch czołowych zawodników i że w ogóle jest to słaba ekipa, ale myślę, że w tym zwycięstwie więcej było naszej dobrej obrony, niż braku skuteczności rywala. Innymi słowami mówiąc - to my spowodowaliśmy, że Siarka nie trafiała do kosza.

Przed wami seria bardzo ciężkich spotkań zarówno w lidze, jak i w europejskim pucharze. Te mecze pokażą prawdziwą siłę Anwilu?

- Rzeczywiście, kalendarz mamy bardzo ciężki. W poniedziałek rano lecimy do Włoch by we wtorek zagrać z Pepsi Casertą. Następnie wracamy w czwartek do Polski i od razu jedziemy na weekendowy mecz z PBG Basketem Poznań. Następnie mamy starcie z rosyjskim zespołem Krasnie Krilya, więc nie wiem czy opłaca nam się wracać do Włocławka w międzyczasie (śmiech). Dopiero na początku grudnia zagramy w Hali Mistrzów z Treflem Sopot, a to przecież też będzie bardzo trudny mecz. Także ogółem można powiedzieć, że tak - przed nami seria wyzwań i mam nadzieję, że spiszemy się dobrze. Nie zakładamy sobie żadnych konkretnych celów, ale na pewno podejdziemy do każdego meczu z nastawieniem walki o zwycięstwo. Czy te spotkania pokażą prawdziwą siłę Anwilu? Nie jestem w stanie udzielić na to pytanie odpowiedzi, bo w tej chwili każdy wynik jest możliwy. Co prawda mam wrażenie, że w naszej grze widać postęp, ale to jeszcze nie to, co chcielibyśmy grać. Potencjał mamy większy, niż obecnie to pokazujemy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×