Bardzo dobra postawa w minionych spotkaniach spowodowała, że w wyjściowej piątce pojawił się Marcin Piechowicz i to właśnie on otworzył wynik (2:0). Dwie szybkie akcje Politechniki dały jej prowadzenie (2:4). Gra była bardzo szybka i wyrównana, na co nie wskazywał wynik. Gospodarze oddawali więcej rzutów, ale ich rywale byli efektywniejsi w trójkach (6:10). Na parkiecie błyszczał Adam Lisewski, wokół którego działo się dużo dobrego. Zagłębiacy zdołali doprowadzić do remisu 12:12 i od tego momentu zaczęli przeważać na parkiecie. Pomagało im w tym pięć przewinień stołecznej ekipy. W szeregach przyjezdnych zaczęły wkradać się niedoskonałości, a wprowadzony na boisko starszy z braci Piechowiczów pokazywał swoje najlepsze zagrania. Politechnika czekała do ostatniej chwili, by oddać rzut, ale piłkę przejęli koszykarze MKS-u, a Krzysztof Koziński równo z syreną trafił z połowy boiska (27:19).
Po ośmieszającej Inżynierów indywidualnej akcji, w której cała obrona nie zdołała powstrzymać Łukasza Szczypki, ich szkoleniowiec poprosił o czas (32:20). Po 22 minutach spotkania zanosiło się na pogrom lidera pierwszoligowej tabeli. Wydarzenia właśnie na to wskazywały, bo MKS zaczął więcej rzucać i więcej trafiać, a przyjezdni mieli kłopoty ze skutecznością. Na 11 punktów warszawian pięć padło z wolnych. Na 6 minut przed końcem połowy niegroźnej kontuzji łokcia w jednej z akcji nabawił się Piotr Pamuła. Stołeczni zawodnicy znów szybciej od gospodarzy złapali pięć przewinień, co działało tylko na ich niekorzyść (45:32). Co więcej, byli oni wolniejsi od dąbrowian. Okazał się to tylko chwilowy stan, warszawianie bowiem powrócili do poprzedniej postawy, która i tak nie wystarczała do niwelowania strat (49:38).
Na początku drugiej połowy celność obu drużyn spadła, a to za sprawą dobrej obrony, w ciągu 2,5 minuty zostały zdobyte jedynie cztery "oczka" (51:40). Za linią boczną Mladen Starcević denerwował się coraz bardziej, jego podopieczni nie byli w stanie realizować podstawowego zadania - odrabiania strat. Dąbrowianie cały czas utrzymywali minimum 10 punktów przewagi. W tej odsłonie spotkania najlepszym zawodnikiem był Piotr Pamuła (60:46). Po świetnej zbiórce Łukasza Szczypki, Marek Piechowicz wpakował piłkę do kosza (62:46). Politechnika gasła w oczach, przyjezdni bowiem gubili się we własnych akcjach, a ponadto nie byli w stanie powstrzymać rywali obroną (67:46). Mimo że na 3 minuty przed końcem kwarty gospodarze mieli na swoim koncie pięć przewinień, to stołeczni koszykarze nie umieli tego wykorzystać (74:54).
Dwa trafione wolne Łukasza Wilczka pogorszyły sytuację Zagłębiaków (74:58). O ile przez 1,5 minuty nie mogli oni trafić, o tyle tę niemoc przerwał Krzysztof Koziński (76:58). W grę gospodarzy wkradła się nerwowość, która automatycznie zwiększyła liczbę błędów, więc Wojciech Wieczorek był zmuszony poprosić o przerwę (77:62). Przez bardzo długi czas żadna z ekip nie była w stanie celnie rzucić. Na 3,5 minuty przed końcową syreną MKS stracił jeden ze swoich filarów - Adam Lisewski musiał zejść za pięć przewinień. Po dwójce Leszka Karwowskiego szkoleniowiec MKS-u ponownie poprosił o czas (79:67). Wynik z miejsca po dąbrowskiej stronie ruszył dopiero Krzysztof Koziński (81:67). Na minutę przed końcem było 81:69, mimo to emocje były bardzo duże, a to ze względu na ogromną nieskuteczność gospodarzy. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 83:69.
Przez swoją słabą postawę Politechnika poniosła pierwszą porażkę w tegorocznych rozgrywkach, a jej pogromcą trochę niespodziewanie okazał się dąbrowski MKS. Zagłębiacy bowiem nie mogą zaliczyć tych rozgrywek do najlepszych, a do meczu przystępowali ze wspomnieniem bolesnej porażki z Górnikiem Wałbrzych.
MKS Dąbrowa Górnicza - AZS Politechnika Warszawska 83:69 (27:19, 22:19, 25:16, 9:15)
MKS: Krzysztof Koziński 18, Marek Piechowicz 15 (11 zb), Piotr Zieliński 11, Łukasz Szczypka 10, Radosław Basiński 10, Mariusz Piotrkowski 6, Adam Lisewski 6 (6 zb), Marcin Piechowicz 5, Radosław Lemański 2.
AZS: Piotr Pamuła 20, Leszek Karwowski 17, Jarosław Mokros 13, Michał Nowakowski 9, Mateusz Ponitka 4 (7 zb), Łukasz Wilczek 3, Roman Szymański 2, Patryk Pełka 1, Marek Popiołek 0.