W szranki staną sąsiedzi w tabeli. Polpharma wygrała trzy z ośmiu meczów, w efekcie plasuje się na ósmym miejscu. Czarodzieje z Wydm zaś triumfowali także w trzech spotkaniach, ale z siedmiu rozegranych, w tabeli zajmują na dziewiątej pozycji.
Choć taktyka Dariusza Szczubiała nie jest już najmniejszą tajemnicą, to jednak od lat jego zespoły sprawiają sporo niespodzianek, czasem nawet okupują miejsca w czołówce, lecz w rundzie rewanżowej wyraźnie spuszczają z tonu i ostatecznie spadają o kilka lokat, często wypadają nawet poza pierwszą ósemkę, więc nie łapią się do fazy play-off. Mimo to Szczubiała chętnie zatrudniają biedniejsze kluby, które liczą na emocjonujące widowiska i utrzymanie się na najwyższym szczeblu. Tak zresztą było przed rokiem, kiedy to 53-letni szkoleniowiec wylądował w dogorywającym Zniczu Jarosław, a i tak kilkakrotnie spuścił lanie silniejszym.
Tradycja jest kontynuowana w Kołobrzegu, kurorcie żyjącym koszykówką, ale nie osiągającym wielkich sukcesów. Szczubiał raz jeszcze postawił na swoich ulubieńców, czyli Amerykanów. To oni są filarami tego okrętu. Tym razem jednak wybrał graczy sprawdzonych na naszych parkietach, bo króla zbiórek Darrella Harrisa i szalonego strzelca Teda Scotta. Bez nich Kotwica traci mnóstwo atutów, zwłaszcza w ataku. Warto też wspomnieć o rozgrywającym zza oceanu Anthonym Fisherze, który również ma niemałe umiejętności strzeleckie.
Całość wypełniają rodzimi zawodnicy, którzy są właściwie tłem dla Amerykanów, co bynajmniej nie oznacza, że nie mają wkładu w zwycięstwa. Tomasz Zabłocki czy też Bartosz Sarzało potrafią zagrać dobre zawody i przekroczyć barierę 10 punktów. Ten drugi będzie miał podwójną motywację, bo jest wychowankiem klubu ze stolicy Kociewia.
- Bez wątpienia czeka nas trudny mecz z Kotwicą. Zresztą teraz już do końca rozgrywek nie ma łatwych spotkań, ale będziemy walczyć do samego końca, bo chcemy przecież awansować do fazy play-off - mówi opiekun gości Zoran Sretenović.
Polpharma udała się do Kołobrzegu w świetnych nastrojach. A to dlatego, że Kociewskie Diabły notują coraz lepsze wyniki i coraz śmielej patrzą w górę tabeli, choć nadal jest sporo do odrobienia po fatalnym początku sezonu. Trzeba jednak przyznać, że strzałem w dziesiątkę okazała się zmiana na stanowisku szkoleniowca. Pod wodzą Sretenovicia nasza drużyna przegrała tylko jeden mecz, w Zgorzelcu z miejscowym PGE Turowem, wygrała natomiast aż pięć, wliczając w to potyczki w Pucharze Polski.
Pierwszoplanowymi postaciami Farmaceutów są obwodowi Michael Hicks i Deonta Vaughn. Hicks zaczął rozgrywki niemrawo, przeplatał gorsze mecze ze słabszymi, ale ostatnio udało mu się ustabilizować formę i teraz jest szalenie groźny. Vaughn nie jest wprawdzie doskonałym strzelcem, lecz nie można mu odmówić sporego wkładu w ostatnie triumfy, nastawia się bardziej na penetracje pola trzech sekund, rzuty z półdystansu i wymuszanie przewinień, co wychodzi mu naprawdę przyzwoicie.
To nie jedyne silne strony Polpharmy. Ważnym elementem układanki są Polacy. Rozgrywający Robert Skibniewski jest innym typem gracza niż jego vis a vis, sporo punktów nie zdobywa, ale za to dobrze dogrywa partnerom. Kamil Chanas niejednokrotnie porywał pozostałych partnerów do walki, spore możliwości ma Tomasz Cielebąk, ale póki co nie pokazuje pełni swoich możliwości.
Kluczowym elementem w tym meczu będzie walka pod tablicami. Kotwica ma specjalistę Harrisa, mimo iż w pojedynkę, potrafi wyrządzić wiele krzywdy, ale starogardzianie już od dłuższego czasu pracują nad lepszym zastawieniem "deski". - brak u nas zawodnika, który dobrze zbiera czy zastawia "deskę". Oznacza to, że musimy szukać innego sposobu na złapanie takiej gry, żeby rywal nie mógł tyle zbierać pod naszą tablicą. Pracujemy nad tym elementem, ale nie wychodzi nam to jeszcze najlepiej - powiedział trener SKS.
Interesująco zapowiada się także starcie niemal nieuchwytnego Scotta z Vaughnem. Jeśli goście chcą zwyciężyć, to bez wątpienia muszą zatrzymać najlepszego strzelca Tauron Basket Ligi.
Początek spotkania w sobotę o godz. 18.