To była niezwykle bolesna konfrontacja dla drużyny Zastalu. Zielonogórzanie do tego meczu przystąpili bez najwyższych w zespole Tomasza Kęsickiego i Chrisa Burgessa, którego "dopadła" angina. Już przed meczem było więc jasne, że "Zastalowcom" nie będzie łatwo pod koszami. Mimo osłabienia, zielonogórscy koszykarze wcale nie czuli się na straconej pozycji, grając bardzo ambitnie i zostawiając na parkiecie swoje wszystkie siły. Włożony wysiłek podopiecznych Tomasza Herkta dawał się we znaki koszalinianom, którzy nawet mimo absencji czołowych graczy Zastalu, nie mogli przeciwstawić się rywalowi aż do 39. minuty.
Zielonogórzanie do tej potyczki przystąpili tylko z jednym nominalnym centrem, Rafałem Rajewiczem. Dla 22-letniego zawodnika, który we wcześniejszych meczach grał niewiele, była to więc dobra okazja do zaprezentowania swoich umiejętności. Mierzący 204 cm środkowy rozegrał swój pierwszy mecz w ekstraklasie, w którym mógł spełnić znaczącą rolę dla swojego zespołu. Rajewicz od trenera Herkta dostał niespełna 28 minut, i przez ten czas zdobył sześć punktów, zaliczył siedem zbiórek i jeden blok. Tym samym młody gracz bardzo pomógł swojej drużynie, która jest trapiona brakiem centrów.
Spotkanie już od samego początku było bardzo wyrównane. Mecz toczył się cios za cios, a rezultatem takiej gry był wynik 23:23 po pierwszej kwarcie. W inauguracyjnych dziesięciu minutach meczu szkoleniowiec Zastalu mógł stracić kolejnego ze swoich podopiecznych. Trenton Marshall w ferworze walki zderzył się z Marcinem Sroką, i musiał zejść z boiska. W tym przypadku niezbędna okazała się pomoc masażysty, i jednak Amerykanin po kilku minutach powrócił do gry. Druga odsłona to również niezwykle zacięty bój. Obie ekipy szły łeb w łeb, ale faul techniczny Tomasza Śniega pozwolił Zastalowi na objęcie 5-punktowego prowadzenia. Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się przy stanie 44:49.
Podczas przerwy team Zastalu wyraźnie się zmobilizował. Zielonogórzanie uwierzyli, że w Koszalinie mogą wygrać nawet bez swojego najważniejszego gracza. I to przyniosło skutki. Po indywidualnej akcji Jakuba Dłoniaka, zielonogórska drużyna prowadziła 66:57. 9-punktowe prowadzenie gości nie dodało animuszu do walki ekipie AZS-u, która musiała odrabiać straty. "Zastalowcy" powiększyli jeszcze przewagę, i przed ostatnią kwartą wynik brzmiał 67:80.
Mimo sporej zaliczki zespołu z Winnego Grodu, trener Herkt wiedział, że jego podopieczni będą musieli wylać siódme poty, aby wybronić tę przewagę. Zielonogórskim koszykarzom powoli zaczęło brakować sił, co było efektem krótkiej ławki rezerwowych. Na domiar złego w 35. minucie za pięć fauli parkiet musiał opuścić lider Zastalu, Walter Hodge. Tym samym "Zastalowcy" po raz pierwszy w tym sezonie stanęli przed próbą wygrania meczu bez dwóch najważniejszych graczy na parkiecie. Przy wyniku 82:84 do końca spotkania pozostawało pięć minut, a szkoleniowiec Zastalu nie mógł skorzystać ani z Hodge'a, ani z Burgessa. To dla ekipy przyjezdnej była niepowetowana strata, i to wykorzystali "Akademicy". W 39. minucie za trzy trafił Winsome Frazier, i było 89:87. Zielonogórzanie chcieli jeszcze wyszarpać końcowy triumf, ale nie byli w stanie skonstruować akcji, która dałaby im zwycięstwo. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 93:87.
AZS Koszalin - Zastal Zielona Góra 93:87 (23:23, 21:26, 23:31, 26:7)
AZS: Marcin Sroka 26, George Reese 17, Slavisa Bogavac 16, Winsome Frazier 13, Igor Milicic 9, Damien Kinloch (12 zb), Tomasz Śnieg 3, Grzegorz Arabas 2, Mirosław Łopatka 1
Zastal: Jakub Dłoniak 18, Żarko Comagić 16 (13 zb), Walter Hodge 15, Marcin Flieger 11, Marcin Chodkiewicz 10, Trenton Marshall 6, Rafał Rajewicz 6, Maciej Raczyński 5, Grzegorz Kukiełka 0