W poniedziałek przed porannym treningiem Igor Griszczuk dowiedział się, że nie będzie już dłużej prowadził drużyny Anwilu Włocławek. To spory cios dla Białorusina z polskim paszportem, który w dwóch ostatnich sezonach zdobywał z "Rottweilerami" dwa medale mistrzostw Polski: brązowy i srebrny. W obecnych rozgrywkach szkoleniowiec nie umiał jednak poskładać zespołu, stworzyć monolitu z poszczególnych zawodników, na 12 meczów wygrywając tylko pięć (bilans 5-4 w lidze i 0-3 w pucharze). We wtorkowym starciu w ramach Pucharu Europy drużynę poprowadzi więc dotychczasowy asystent Griszczuka, Krzysztof Szablowski.
- Jako człowiek związany kontraktem z klubem mam teraz obowiązek zastąpić trenera. Prezes i dyrektor klubu, z którymi wspólnie rozmawiałem na ten temat, poinformowali, że mam prowadzić zespół do czasu znalezienia nowego szkoleniowca. We wtorek na pewno nie zdąży jeszcze przyjechać, ale będzie być może przed meczem z Energą Czarnymi Słupsk. Dodam, że mam wykupioną licencję trenerską. Nie będzie więc żadnych kłopotów formalnych z tym związanych - powiedział dla jednego z lokalnych portali internetowych Szablowski, który staje przed wielkim wyzwaniem.
Pomimo trzech porażek w Pucharze Europy, Anwil Włocławek ma jeszcze bowiem matematyczne szanse na awans do kolejnej rundy, ale nie może pozwolić sobie na żaden błąd. Tymczasem we wtorek w Hali Mistrzów gospodarze podejmą naszpikowaną gwiazdami ekipę Kransye Krylia Samara. Choć Rosjanie nie spisują się dotychczas tak, jakby oczekiwaliby tego ich kibice, to jednak właśnie oni pokonali włocławian największą różnicą punktów w meczach pierwszej rundy.
W hali Olymp w miejscowości Tugliatti, gdzie swoje mecze rozgrywają Czerwone Skrzydła, włocławianie przegrali bowiem aż 80:103, choć jeszcze po trzech kwartach gospodarze prowadzili różnicą dziesięciu punktów, a po punktach Dardana Berishy było tylko 72:75. Fantastyczna końcówka miejscowych, wygrana aż 28:8 sprawiła, że Anwil wracał do Włocławka rozgromiony.
Warto powiedzieć, że wicemistrz Polski przegrał tamten mecz tak naprawdę z... piątką zawodników. Najlepszymi strzelcami pojedynku okazali się Brion Rush i Gerald Green (również 10 zbiórek), którzy zdobyli po 21 oczek, tylko punkt mniej uzbierał Primoż Breżec (dodatkowo 11 zbiórek), zaś 19 punktów rzucił doskonale znany publiczności w Hali Mistrzów Qyntel Woods. Od tej czwórki odstawał nieco Ernest Bremer, ale i jego występ okrasiły bardzo solidne cyferki - 15 oczek i 10 asyst. Kwintet ten zdobył zatem aż 96 ze 103 punktów całego zespołu i aż o 16 więcej niż drużyna gości.
Zatem na kim mają się skupić włocławianie we wtorek już wiadomo. Ponadto muszą zagrać w ataku na zdecydowanie lepszym procencie rzutów z dystansu. O ile bliżej kosza Anwil gra całkiem przyzwoicie (75 procent w meczu z PBG Basketem, 53 z Treflem, 69 z Krasnye Krylia), to jednak próby zza linii 6,75 metra wyraźnie szwankują. W Rosji drużyna trafiła tylko 4 z 20 takich prób (20 procent), a przeciwko Treflowi Sopot tylko 8 z 26 (30). A przecież jeszcze do niedawna o zespole z Włocławka mówiło się jako o tym, który swoją ofensywę lubi bazować na trójkach. W tym sezonie jednak ani razu ekipa nie przekroczyła 10 rzutów celnych z dystansu w meczu, choć przecież Nikola Jovanović, Andrzej Pluta czy D.J. Thompson mają ten element dopracowany niemalże do perfekcji.
We wtorek dowiemy się również jak drużyna zareagowała na rozstanie z trenerem Griszczukiem. Rozgrywający Thompson i Chris Thomas na parkiecie grali dokładnie taki basket, jaki życzył sobie Białorusin z polskim paszportem, lecz nie oznacza to, że grali to, do czego tak naprawdę predestynują ich umiejętności. To samo dotyczy Stipe Modricia, który w ofensywie musiał powielać akcje Jovanovicia, choć jest zupełnie innym typem koszykarza. Niemniej, pucharowy mecz z zespołem z Rosji zapowiada się interesująco pod wieloma względami.
Spotkanie odbędzie się w Hali Mistrzów we wtorek, 7 grudnia, o godz. 19. Bezpośrednią transmisję przeprowadzi kanał Eurosport2.