Oba zespoły w tym sezonie przeżywają wzloty i upadki. Spójnia rozpoczęła rozgrywki od bilansu 1-6 i zmiany trenera. Grzegorza Chodkiewicza zastąpił Tadeusz Aleksandrowicz. Od tego czasu zespół z Pomorza Zachodniego wygrał cztery z pięciu spotkań. W międzyczasie wiele się jednak wydarzyło, a był moment, w którym Spójnia zamykała tabelę. Stało się tak za sprawą zamieszania wokół spotkania z Astorią Bydgoszcz, które Polski Związek Koszykówki zweryfikował jako walkower na korzyść "Asty". Od tego jednak momentu koszykarze wzięli się do pracy dokonując wydawałoby się rzeczy niemożliwej w tym sezonie. Najpierw ograli u siebie rezerwy Asseco Prokomu, a tydzień później zwyciężyli w Łańcucie. Dobrą grę zespołu poparły starania działaczy, które doprowadziły do anulowania kary nałożonej na Spójnię. W ten sposób w dwa tygodnie drużyna awansowała z szesnastej na dziewiątą pozycję w tabeli.
Równie szalony sezon grają koszykarze Znicza Basket, którzy na swoim koncie mają sześć zwycięstw i tyle samo porażek. Bilans niezły biorąc pod uwagę, że na inaugurację zostali rozgromieni przez beniaminka z Radomia. Później przyszły jednak cztery zwycięstwa z rzędu i apetyty wzrosły. Zespół z Mazowsza dopadł jednak poważny kryzys, co skończyło się pięcioma porażkami z rzędu. Niechlubną statystykę próbuje jedynie oszukać walkower przyznany za spotkanie z zawieszonym wtedy GKS-em Tychy.
To nie jedyne podobieństwa między niedzielnymi rywalami. W obu klubach zachodziły również zmiany kadrowe. Pruszkowscy kibice są przyzwyczajeni, że w trakcie każdego kolejnego sezonu dochodzi do małej rewolucji. Tym razem przed meczem z Górnikiem Wałbrzych do ekipy prowadzonej przez Pawła Czosnowskiego dołączyli Janavor Weatherspoon i Marcin Makander. Dla Amerykanina z polskim paszportem to już trzeci epizod ze Zniczem Basket. Drugi w roli zawodnika i podobnie jak przed rokiem nie od początku sezonu. Tymczasem drużynę opuścił Krzysztof Zarankiewicz, który w kolejnym spotkaniu zagra już w Tychach. Po wzmocnienie sięgnięto również w Stargardzie Szczecińskim. Marcela Wilczka zastąpił Adam Parzych, który miał znacząco poprawić liczbę zdobywanych punktów. Koszykarz, który ostatnie lata spędził w USA powoli się rozkręca i w dwóch ostatnich spotkaniach był jednym z kluczowych ogniw potrzebnych do zwycięstw. Można, więc powiedzieć, że wzmocnienia pomogły i jednym i drugim, bowiem Znicz w obecnym składzie zdążył już pokonać na własnym parkiecie Górnika Wałbrzych. Czy będzie to jednak zwyżka formy? To pokaże niedzielny mecz, bowiem wałbrzyszanie słabo spisują się na wyjazdach i trudno ocenić formę Znicza na podstawie tego pojedynku.
Kolejnym ważnym elementem dla trenerów są kontuzję. W Spójni od początku sezonu nie gra Filip Dylik, a od ponad miesiąca Sławomir Buczyniak, który wróci dopiero w drugiej rundzie. Paweł Czosnowski musi natomiast radzić sobie bez Daniela Wilkusza, który jeszcze w październiku doznał poważnej kontuzji kolana. To właśnie od tego momentu gra Znicza się rozsypała i działacze musieli dokonać wzmocnień.
Obie drużyny nie imponują dyspozycją strzelecką. Spójnia zdobywa średnio 65 punktów na mecz, a jej rywal tylko o trzy więcej. Przekłada się to również na statystyki indywidualne. Próżno, bowiem szukać koszykarzy obu ekip wśród najlepszych strzelców zaplecza TBL. Najlepszy w Spójni, Marcin Stokłosa plasuje się dopiero w połowie trzeciej dziesiątki ze średnią 11,9 punktu na mecz. Jeszcze dalej jest lider Znicza, Marek Szumełda - Krzycki notujący 10,7 punktu na mecz. Pod tablicami natomiast osamotniony Andrzej Misiewicz powalczy z duetem Wiktor Grudziński, Rafał Kulikowski. Koszykarz gości może mieć ułatwione zadanie, bowiem kapitan Spójni ostatnio nie błyszczy, przez co obsunął się w rankingu zbierających. Dokładnie tyle samo zebranych piłek ma Kulikowski. Statystyki z tego sezonu pokazują, więc, że spotkanie będzie zacięte.
Gdyby spojrzeć na tą rywalizację historycznie to przed nami nie lada szlagier. W Stargardzie Szczecińskim zmierzą się, bowiem zespoły, które przez lata toczyły zacięte boje na parkietach ekstraklasy. Te najważniejsze rozegrały się trzynaście lat temu, gdy zespół z Pruszkowa tryumfował w finale mistrzostw Polski nie dając Spójni szans, zwyciężając wszystkie cztery mecze. Dopiero dwanaście lat później podobnego wyczynu w rywalizacji z Anwilem Włocławek dokonał obecny mistrz, Asseco Prokom Gdynia. Mimo takich rozstrzygnięć tamten sezon pozostaje najlepszym w historii stargardzkiego klubu, a twórca sukcesu, Tadeusz Aleksandrowicz ponownie zasiada na ławce stargardzkiego teamu. W sumie bilans z dawnych lat jest jednak bardzo korzystny dla Znicza, który wygrał 24 z 31 spotkań przeciwko Spójni. Gorzej już ta statystyka wypada w I lidze. Tu oba zespoły mierzyły się sześciokrotnie i odniosły po trzy zwycięstwa. Wszystkie spotkania pamięta tylko dwóch koszykarzy. Wśród gospodarzy niedzielnego meczu jest to Arkadiusz Soczewski, natomiast w obozie gości Dominik Czubek.
To, że wskazywanie faworyta nie ma sensu pokazał poprzedni sezon. W Pruszkowie efektowne zwycięstwo odniosła Spójnia, ale na zakończenie rozgrywek zasadniczych to zespół z Mazowsza tryumfował w Stargardzie. Wiele krwi gospodarzom napsuł wtedy Janavor Weatherspoon. Więcej jednak niż o grze mówiło się o pozasportowych kalkulacjach, co jak pokazała pierwsza runda play off okazało się bezpodstawne. Spójnia walczyła jedynie o rozstawienie i w najlepszym wypadku mogła zająć czwartą pozycję w tabeli, natomiast Znicz musiał wygrać, by się utrzymać. Większa determinacja gości zadecydowała o ich sukcesie. Teraz już o żadnych podtekstach nie może być mowy, ponieważ będzie to bezpośrednia rywalizacja o ósmą pozycję. Wprawdzie do zakończenia rozgrywek jeszcze sporo czasu, ale porażka w tym meczu może mieć brzemienne skutki. Szczególnie dla gospodarzy, którzy po tym spotkaniu mogą wskoczyć do ósemki, ale jeśli przegrają to będą tracić dwa punkty do tej pozycji.
Spójnia Stargard Szczeciński - Znicz Basket Pruszków niedziela 12 grudnia godz.16:00.