Pod koniec listopada swój ostatni mecz wygrali koszykarze Kotwicy Kołobrzeg. Podopieczni Dariusza Szczubiała cieszyli się wówczas ze zwycięstwa nad lokalnym rywalem, AZS, lecz następnie przyszły trzy przegrane (Polpharma, Zastal, Siarka), które przesunęły "Czarodziei z Wydm" w lidze na daleką, 10. pozycję. Jeszcze gorszą serię zanotowali jednak zawodnicy PBG Basket Poznań. Fani zespołu prowadzonego przez Miliję Bogicevicia na wygraną swoich ulubieńców czekają już prawie dwa miesiące. Po odprawieniu z kwitkiem Asseco Prokomu, poznaniacy przegrywali bowiem kolejno z: Treflem, Energą Czarnymi, Anwilem, Polonią, PGE Turowem i AZS.
Nic więc dziwnego, że dla obu zespołów niedzielny mecz, który zainauguruje rundę rewanżową, będzie jednym z tych, których po prostu nie wolno przegrać. O ile jednak trener Szczubiał ma dość spory kredyt zaufania u włodarzy Kotwicy, to jednak pod serbskim szkoleniowcem PBG Basketu krzesło robi się coraz gorące. Jest to oczywiście wynikiem tego, że ekipa z Wielkopolski miała w tym sezonie bić się o czołowe lokaty i po cichu mówiła nawet o grze w półfinale play-off. Tymczasem na półmetku rozgrywek zajmuje 8. miejsce, a trener Bogicević ogranicza się tylko do tego, by po każdej kolejnej porażce, zapewniać dziennikarzy o tym, że jego drużyna ma potencjał i nie rozumie dlaczego jego koszykarze nie spisują się tak, jak by się od nich oczekiwało.
Problemem poznaniaków jest jednak to, że Serb nie określił jasno kto ma być liderem jego zespołu. Co prawda statystycznie taka postać wykreowała się samoistnie - to Eddie Miller, który notuje przeciętnie 14,2 punktu, ale równocześnie gra bardzo chimerycznie i często forsuje rzuty na siłę (w ostatnich trzech meczach tylko 7 z 17 za dwa i 5 z 21 za trzy). Wynika to z tego, że równie często o losach meczów chcą decydować Cliff Hawkins, Patrick Okafor czy Vladimir Tica. Brak zrozumienia, brak zaufania i brak kolektywnej postawy to w tej chwili największe grzechy PBG Basketu, które kosztowały już porażki w końcówkach kilku meczów (67:68 z Polonią, 71:72 z Turowem (pomimo prowadzenia 40:20 do przerwy) czy 76:81 z AZS).
Ściśle określone role są natomiast w Kotwicy i choć generalnie drużyna spisuje się słabo (bilans 3-7), to jednak kołobrzeżanie walczą głównie o to, by na koniec rozgrywek nie, nomen omen, zakotwiczyć na ostatnim miejscu w tabeli. Lider pełną gębą, który ma zielone światło na właściwie każde możliwe ofensywne zagranie, Ted Scott rzuca przeciętnie 26,6 punktu i bezapelacyjnie prowadzi w klasyfikacji najlepszych strzelców, zaś do pomocy ma nadzwyczaj solidnego Darrella Harrisa (14,1 punktu i 10,8 zbiórki) oraz coraz lepiej czującego się w Polsce Anthony’ego Fishera (13,2). Reszta koszykarzy ma za zadanie głównie nie przeszkadzać w ofensywnej grze tego tercetu, wspomagając ich tylko sporadycznie.
Niedzielne spotkanie będzie miało dodatkowy smaczek dla Piotra Stelmacha oraz, podwójny, dla Bartosza Diduszki. Obaj w zeszłym sezonie bronili barw Kotwicy, dla której notabene gra teraz... brat tego drugiego, Łukasz Diduszko. Trudno jednoznacznie wskazać, który z braci spisuje się obecnie lepiej w tym sezonie w korespondencyjnym pojedynku. Obrońca PBG Basketu notuje w każdym meczu 3,7 punktu i 2 zbiórki (eval 4,6), zaś skrzydłowy kołobrzeżan wzbogaca konto swojej drużyny o 2 punkty i 3,9 zbiórki (eval 4,4).
Obie ekipy walczą zatem o to, by odbić się od dna i nieco polepszyć swoją sytuację w ligowej tabeli. Dla PBG Basketu porażka w Kołobrzegu byłaby siódmą z rzędu i kto wie, czy nie wymusiłaby na działaczach klubu szybkich i stanowczych decyzji związanych z personaliami w zespole. W przypadku zwycięstwa gości, to miejscowi znajdą się jednak w bardzo głębokim dole, z którego będzie im, mając w zanadrzu jeszcze mecze z najlepszymi, bardzo trudno wyjść.
Mecz odbędzie się 2 stycznia o godz. 18 w hali Milenium w Kołobrzegu.