Ten mecz Wisła Can Pack Kraków musiała wygrać i po wielkich męczarniach cel ten udało się osiągnąć. Nasz jedynak na europejskich parkietach ani razu w tym meczu nie przegrywał, a pomimo tego o zwycięstwo musiał walczyć nawet w dogrywce. Na szczęście dodatkowe pięć minut gry udało się rozstrzygnąć na swoją korzyść i w Orenburgu to Nadieżda będzie musiała wygrać marząc o przedłużeniu serii.
Krakowianki rozpoczęły niesamowicie agresywnie w defensywie, a to dało efekt w postaci prowadzenia 11:4 po trzech minutach gry. W tym momencie trener Nadieżdy Władimir Kołoskow poprosił o przerwę, a do boju posłał Becky Hammon, która spotkanie rozpoczęła na ławce rezerwowych. Niestety Amerykanka z rosyjskim paszportem na parkiecie spędziła ledwie dwie minuty i musiała go opuścić, bowiem po zderzeniu z Nicole Powell doznała urazu kolana.
Z Hammon czy bez, Nadieżda miała nadal ogromne problemy z krakowiankami, które dzieki zabójczym kontrom prowadziły po pierwszej kwarcie już 27:13. Drugą ćwiartkę od trójki rozpoczęła Powell, a przewaga Wisły Can Pack wynosiła już 17 punktów. W tym momencie coś się jednak zacięło w grze ofensywnej, a obrona strefowa Nadieżdy przyniosła rosyjskiej drużynie pozytywny efekt. Skuteczna defensywa oraz aktywna Tina Charles (14 punktów w pierwszej połowie) sprawiły, że na pół minuty przed końcem połówki było tylko 38:33. Na szczęście w ostatniej akcji tej części meczu zza łuku trafiła Powell i do szatni gospodynie schodziły w nieco lepszych nastrojach.
Po przerwie rosyjski zespół nadal znakomicie bronił, a nie do przejścia pod koszem była Charles, która po kolei rozdawała bloki kolejnym zawodniczkom Białej Gwiazdy. Sprawy w swoje ręce wzięła dopiero Andja Jelavic i przewaga gospodyń wzrosła do 12 punktów. Z każdą kolejną minutą przyjezdne jednak zbliżały się do krakowianek. W samej końcówce z ponad 7 metrów trójkę trafiła Christon i przed decydującą częścią meczu przewaga Wisły Can Pack zmalała do 7 punktów.
Jako, że koszykarki Nadieżdy zazwyczaj miały problemy w czwartych kwartach można było przypuszczać, że wygrana Białej Gwiazdy jest na wyciągnięcie ręki. Gdy na 6 minut przed końcem meczu zza łuku trafiła Powell i było 66:54 nikt nie przypuszczał, że w tym meczu może dojść jeszcze do horroru. Od tego momentu na tablicy wyników liczba punktów rosła już tylko po stronie przyjezdnych. Na 1:33 przed końcem trafiła Ludimla Sapova było już 66:66. Jako, że żadnej z drużyn nie udało się już zdobyć punktów, do rozstrzygnięcia meczu potrzebna była dogrywka.
Do niej Nadieżda przystąpiła już bez Sapovej, która z pięcioma przewinieniami decydujące minuty obserwowała z perspektywy ławki rezerwowych. Dogrywkę krakowianki rozpoczęły dobrze, bo od punktów. Ciężar gry na swoje barki wzięła Ewelina Kobryn, a Wisła Can Pack objęła prowadzenie 71:68. Gdy w następnej akcji Charles wyrzuciła piłkę w trybuny, wygrana była tuż tuż. Triumf krakowianek przypieczętowała akcją 2+1 Leuczanka i to pod Wawelem mogą cieszyć się z prowadzenia w serii.
Biała Gwiazda ma powody do radości, ale trzeba jasno powiedzieć, że pierwszą wygraną nad Nadieżdą powinna już odnieść po czterdziestu minutach gry. Ostatnie sześć minut czwartej kwarty gospodynie przegrały 12:0 i same sobie zgotowały takie nerwy i dodatkowe pięć minut męczarni.
75:70
(27:13, 14:20, 16:17, 9:16, d. 9:4)
Wisła Can Pack: Erin Phillips 17, Ewelina Kobryn 16, Nicole Powell 16 (11 zb), Jelena Leuchanka 10, Gunta Basko 7, Andja Jelavic 4, Magdalena Leciejewska 4, Paulina Pawlak 0
Nadieżda: Tina Charles 24 (12 zb), Ludimila Sapova 16, Shameka Christon 10, Anastasiya Veremyenka 10, Olga Ovcharenko 6, Elena Berseneva 4, Tatiana Burik 0, Oxana Zakalyuzhnaya 0, Becky Hammon 0, Elena Baranova 0
Stan rywalizacji: 1:0 dla Wisły Can Pack Kraków