Nerwowo, ale do przodu! - relacja z meczu Wisła Can Pack Kraków - Nadieżda Orenburg
Niezwykła dramaturgia towarzyszyła pierwszemu pojedynkowi Wisły Can Pack Kraków z Nadieżdą Orenburg w pierwszym meczu 1/8 Euroligi koszykarek. O wygranej Białej Gwiazdy zadecydowała dopiero dogrywka, w której podopieczne Jose Ignacio Hernandeza zdominowały wydarzenia na parkiecie, a kluczową akcję dla zwycięstwa przeprowadziła Jelena Leuczanka.
Krzysztof Kaczmarczyk
Ten mecz Wisła Can Pack Kraków musiała wygrać i po wielkich męczarniach cel ten udało się osiągnąć. Nasz jedynak na europejskich parkietach ani razu w tym meczu nie przegrywał, a pomimo tego o zwycięstwo musiał walczyć nawet w dogrywce. Na szczęście dodatkowe pięć minut gry udało się rozstrzygnąć na swoją korzyść i w Orenburgu to Nadieżda będzie musiała wygrać marząc o przedłużeniu serii.
Krakowianki rozpoczęły niesamowicie agresywnie w defensywie, a to dało efekt w postaci prowadzenia 11:4 po trzech minutach gry. W tym momencie trener Nadieżdy Władimir Kołoskow poprosił o przerwę, a do boju posłał Becky Hammon, która spotkanie rozpoczęła na ławce rezerwowych. Niestety Amerykanka z rosyjskim paszportem na parkiecie spędziła ledwie dwie minuty i musiała go opuścić, bowiem po zderzeniu z Nicole Powell doznała urazu kolana.
Z Hammon czy bez, Nadieżda miała nadal ogromne problemy z krakowiankami, które dzieki zabójczym kontrom prowadziły po pierwszej kwarcie już 27:13. Drugą ćwiartkę od trójki rozpoczęła Powell, a przewaga Wisły Can Pack wynosiła już 17 punktów. W tym momencie coś się jednak zacięło w grze ofensywnej, a obrona strefowa Nadieżdy przyniosła rosyjskiej drużynie pozytywny efekt. Skuteczna defensywa oraz aktywna Tina Charles (14 punktów w pierwszej połowie) sprawiły, że na pół minuty przed końcem połówki było tylko 38:33. Na szczęście w ostatniej akcji tej części meczu zza łuku trafiła Powell i do szatni gospodynie schodziły w nieco lepszych nastrojach.
Fotorelacja z meczu ->
Po przerwie rosyjski zespół nadal znakomicie bronił, a nie do przejścia pod koszem była Charles, która po kolei rozdawała bloki kolejnym zawodniczkom Białej Gwiazdy. Sprawy w swoje ręce wzięła dopiero Andja Jelavic i przewaga gospodyń wzrosła do 12 punktów. Z każdą kolejną minutą przyjezdne jednak zbliżały się do krakowianek. W samej końcówce z ponad 7 metrów trójkę trafiła Christon i przed decydującą częścią meczu przewaga Wisły Can Pack zmalała do 7 punktów.
Jako, że koszykarki Nadieżdy zazwyczaj miały problemy w czwartych kwartach można było przypuszczać, że wygrana Białej Gwiazdy jest na wyciągnięcie ręki. Gdy na 6 minut przed końcem meczu zza łuku trafiła Powell i było 66:54 nikt nie przypuszczał, że w tym meczu może dojść jeszcze do horroru. Od tego momentu na tablicy wyników liczba punktów rosła już tylko po stronie przyjezdnych. Na 1:33 przed końcem trafiła Ludimla Sapova było już 66:66. Jako, że żadnej z drużyn nie udało się już zdobyć punktów, do rozstrzygnięcia meczu potrzebna była dogrywka.
Do niej Nadieżda przystąpiła już bez Sapovej, która z pięcioma przewinieniami decydujące minuty obserwowała z perspektywy ławki rezerwowych. Dogrywkę krakowianki rozpoczęły dobrze, bo od punktów. Ciężar gry na swoje barki wzięła Ewelina Kobryn, a Wisła Can Pack objęła prowadzenie 71:68. Gdy w następnej akcji Charles wyrzuciła piłkę w trybuny, wygrana była tuż tuż. Triumf krakowianek przypieczętowała akcją 2+1 Leuczanka i to pod Wawelem mogą cieszyć się z prowadzenia w serii.
Biała Gwiazda ma powody do radości, ale trzeba jasno powiedzieć, że pierwszą wygraną nad Nadieżdą powinna już odnieść po czterdziestu minutach gry. Ostatnie sześć minut czwartej kwarty gospodynie przegrały 12:0 i same sobie zgotowały takie nerwy i dodatkowe pięć minut męczarni.