Nie możemy akceptować takiej postawy na boisku! - rozmowa z Tomaszem Kwiatkowskim, dyrektorem sportowym Trefla Sopot

Po dwóch porażkach z rzędu Trefl Sopot spadł na czwarte miejsce w tabeli. Takim obrotem spraw bardzo zaniepokojeni są działacze klubu, którzy myślą o zmianach kadrowych w drużynie.

Karol Wasiek
Karol Wasiek

Karol Wasiek: Po Meczu Gwiazd, Trefl Sopot odniósł dwie porażki w lidze z rzędu. Chyba nie tak miało to wyglądać?

Tomasz Kwiatkowski: Tak to prawda, w dodatku przegraliśmy jeszcze mecz pucharowy w Poznaniu. Udało się nam wygrać tylko z Siarką tydzień temu. Nie tak to miało wyglądać, nie tego oczekujemy od drużyny i trenera. Niezależnie od obiektywnych przyczyn, które zawodnicy oraz sztab szkoleniowy mogliby przedstawić w takiej sytuacji to na pewno klub nie będzie akceptował takich wyników. Jeżeli postanowiliśmy wspólnie, że będziemy walczyć o pewne cele to nie możemy akceptować takiej postawy na boisku, braku zaangażowania jak w meczu z Zastalem.

O ile porażkę w Starogardzie można było wkalkulować, ale takie mecze, jak ten z Zastalem trzeba po prostu wygrywać.

- Ja nie chciałbym wkalkulowywać żadnych porażek, natomiast mam świadomość, że porażka nawet u siebie z zespołem teoretycznie słabszym może się zdarzyć. Jeżeli jednak my zagramy na 100 procent to powinniśmy być w stanie spojrzeć sobie w lustro i powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, żeby wygrać. Natomiast ani w Starogardzie, ani w meczu z Zastalem my tego nie zrobiliśmy. Ja mam pełną świadomość, że ci zawodnicy mogą grać lepiej. Jeśli nie chcą realizować poleceń trenera, nie chcą angażować się w wystarczającym stopniu to klub będzie wyciągał z tego konsekwencje.

Co według pana nie funkcjonowało prawidłowo w drużynie w tych meczach?

- My staliśmy, nie biegaliśmy. W koszykówkę nie gra się na stojąco. Natomiast my w sumie truchtaliśmy w tych meczach. Natomiast szwankowały także inne elementy. Przede wszystkim brak waleczności, myślenia, zaangażowania w obronie i realizacji założeń przedmeczowych. To są wszystkie rzeczy, które były złe. Natomiast taka postawa, że zawodnik najpierw szuka usprawiedliwień poza sobą, a na końcu u siebie jest nie do przyjęcia.

Wydaje mi się, że w drużynie brakuje kogoś, kto w trudnych chwilach wziąłby ciężar zdobywania punktów na swoje barki. Szczególnie było to widać w końcówce w meczu z Zastalem.

- Owszem. Natomiast ja uważam z całym szacunkiem dla drużyny Zastalu, że rozpoczęliśmy w odpowiednim tempie i zabrakło nam typowego instynktu kilera. Tak jak mówię, zespół z Zielonej Góry zwłaszcza po tych zmianach jest dobrym zespołem z klasowymi zawodnikami. My prowadząc dwunastoma punktami w drugiej kwarcie powinniśmy kontrolować spotkanie. Jednak my pozwoliliśmy Zastalowi wrócić do jego stylu gry, do tego stylu, który on lubi. Zamiast grać twardo w obronie i biegać, a nie chodzić. Zupełnie stanęliśmy w pewnym momencie. Natomiast w końcówce oczywiście, kiedy decydują się losy spotkania zabrakło nam kogoś, kto rozsądnymi akcjami pozwoli przeważyć szalę zwycięstwa na naszą korzyść. My w drugiej połowie zdobyliśmy 21 punktów, to jest wynik niespotykany dla mnie. Wynika to być może z tego, że zamiast grać zespołową koszykówkę i realizować to, co trener zaleci na parkiecie, to zawodnicy myślą o czym innym, mają inne pomysły na rozgrywanie akcji.

Proszę powiedzieć, czy możemy spodziewać się jakiś zmian kadrowych podczas okienka transferowego?

- Zastanawiamy się nad tym, do wczorajszego meczu nie chcieliśmy składać żadnych deklaracji, bo nie myśleliśmy o tym poważnie. Oczywiście przeglądamy rynek, natomiast ja jestem zdania, że nie należy dostosować się do zmian, które robią nasi przeciwnicy. Należy się koncentrować nad tym zawodnikami, których mamy bo nie są to słabi gracze. Przede wszystkim brakowało normalnego, rzutowego treningu. Na przełomie grudnia i stycznia było to utrudnione. Po meczu z Zastalem niektórzy zawodnicy mogą się bać o miejsce w składzie.

W jakim celu klub ponownie sięgnął po Pawła Malesę?

- My mieliśmy do tej pory problemy z rotacją polskich zawodników. Z uwagi na to, że rozpoczynają się decydujące rozgrywki w juniorach starszych, a także w drugiej lidze to na treningach czasem trenowało tylko dziewięciu zawodników. Równocześnie Paweł Malesa postanowił zmienić swoje zdanie i jednak wrócić do koszykówki. Zgłosił się do nas, uznaliśmy, że damy mu szansę. My pomożemy jemu dojść do dyspozycji, a on pomoże nam w normalnych codziennych treningach. Jak na razie wychodzi to całkiem nieźle. On musi jeszcze poczekać na swoją szansę, ale jego forma idzie w górę, w dodatku widać chęć powrotu do wielkiej koszykówki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×