Karol Wasiek: Adam jakbyś podsumował środowe spotkanie z Turowem Zgorzelec w Pucharze Polski?
Adam Waczyński: To był naprawdę dobry mecz w naszym wykonaniu. Myślę, że zasłużyliśmy na to zwycięstwo, graliśmy dobrze jako cały zespół. Była też niezła obrona, poza paroma akcjami w ostatniej kwarcie. Myślę, że to spotkanie możemy zaliczyć do udanych.
Znów rozpoczęliście spotkanie nieco nerwowo, ale z biegiem czasu graliście coraz pewniej.
- Tak to prawda. Taki mecz na pewno był nam potrzebny, szczególnie gracze obwodowi uwierzyli w swoje umiejętności w akcjach dwójkowych, w grze jeden na jeden, grania w obronie. Wspomaga to zespół gdyż odciąża zawodników podkoszowych, którzy dzięki temu mają łatwiej pod koszem. Myślę, że takie uzupełnianie się nawzajem jest jak najbardziej konieczne.
W piątek gracie już z Anwilem, jakiego meczu się spodziewasz? W których elementach możecie szukać swoich szans?
- W tym sezonie graliśmy już z Anwilem, ale była to kompletnie inna drużyna. Będziemy o tym spotkaniu na pewno rozmawiać o tym w czwartek, zawodników personalnie mniej więcej znamy. Musimy tylko przypomnieć sobie ich zagrywki i myślę, że jesteśmy w stanie z nimi wygrać i zagrać w finale.
Ty jako najmłodszy zawodnik w dwóch ostatnich meczach musiałeś ciągnąć grę zespołu. Ciężko jest pełnić taką rolę, gdy doświadczeni zawodnicy z każdą kolejną akcją patrzą tylko na ciebie?
- Wszyscy mnie wspierają w tym co robię, nie jestem ograniczany i mam pewną swobodę, co na pewno działa dobrze na każdego zawodnika, który wie że może pozwolić sobie w niektórych fragmentach na kreowanie swojej gry. Ważne są zwycięstwa zarówno w polskiej lidze i w pucharze. Miejmy nadzieję, że teraz będziemy szli tylko do przodu.
Jak oceniasz szanse drużyny w turnieju Final Four w Gdyni?
- Na pewno szanse są. Musimy pokazać to na parkiecie, musimy pokazać, że jesteśmy mocni i potrafimy walczyć do samego końca. Myślę, że w tym finale możemy być.
A jak się czujesz w roli takiej gwiazdy zarówno na boisku, jak i poza nim?
- Myślę, że nie do końca tak to jest. Gwiazdą drużyny jest na pewno Filip Dylewicz. Jednakże muszę przyznać, że przełomowym momentem był czas po meczu z Zastalem. Wówczas rozmawialiśmy z trenerem na temat naszej gry. Powiedział, że nikt tutaj nie będzie kreował gry, jak nie obwodowi gracze. Także musieliśmy wziąć się w garść, grać na miarę swoich umiejętności. Poza tym musimy powrócić do swojej gry - czyli gra jeden na jeden, rzuty z dystansu. To wszystko jest nasza gra. Nie możemy tylko liczyć na wysokich graczy, ponieważ nie będą grali oni całych 40 minut za nas. Musimy mieć jakąś równowagę w tej grze.