Michał Niemand: Panie Michale po kilku sezonowej przygodzie w ekstraklasie postanowił pan podpisać kontrakt z drużyną pierwszoligową, a do tego z drużyną, która dopiero co awansowała na zaplecze ekstraklasy. Co Pana skłoniło do tego kroku i czemu wybór padł akurat na beniaminka?
Michał Przybylski: Po zeszłym sezonie, w którym udało nam się z Polonią awansować do fazy play off, postanowiłem spróbować swoich sił w pierwszej lidze. Będąc zawodnikiem "Czarnych koszul" nie zawsze dostawałem tyle minut na parkiecie na ile liczyłem. Chciałem też sprawdzić się w trochę innej roli, niż zawodnika wchodzącego z ławki na 5-10 min. Wówczas pojawiła się oferta z Radomia. Zadzwonił do mnie trener Ignatowicz, przedstawił mi jak by wyglądała moja rola w zespole i jakie są jego plany na ten sezon. Pod koniec maja pojechałem na kilkudniowe testy i od razu dostałem konkretną propozycję. Wszystko potoczyło się więc bardzo szybko i na początku czerwca zostałem zawodnikiem Rosy.
Jak Panu się współpracuje z duetem trenerskim Piotr Ignatowicz i Marek Łukomski?
- Jeśli chodzi o mnie to uważam, że nasza współpraca układa się bardzo dobrze... ale to pytanie trzeba raczej zadać trenerom. Wystarczy spojrzeć, na którym miejscu w tabeli I ligi jest obecnie Rosa. (śmiech)
Jest pan podstawowym zawodnikiem swojej drużyny, czy ciężko było zapracować na pozycję, którą ma pan obecnie w zespole?
- Bardzo ciężko... zwłaszcza, że na mojej pozycji jest w naszym zespole bardzo duża konkurencja, o czym poinformował mnie w rozmowach przedsezonowych trener Ignatowicz. Na wielu treningach toczyliśmy zażarte boje z Emilem Podkowińskim, Robertem Cetnarem czy Konradem Kapturskim, aby udowodnić swoją przydatność dla zespołu. Jestem zdania, że taka zdrowa rywalizacja wyjdzie na dobre nie tylko nam, ale i całej drużynie. Nasza siła tkwi w tym, że mamy wyrównany skład, długą ławkę rezerwowych i każdy może pomóc w odniesieniu zwycięstwa, a to jest przecież najważniejsze.
Pana gra, na pewno nie wszystkim kibicom przypada do gustu. Nie wiem czy się pan ze mną zgodzi, ale wykonuje pan dość niewdzięczną rolę w swoim zespole. Michał Przybylski jest zawodnikiem od zadań specjalnych czy może od tzw. "czarnej roboty"?
- Przychodząc do Rosy wiedziałem na co się decyduję. Trener Ignatowicz dokładnie przedstawił mi swoją wizje zespołu i rolę jaką miałbym w niem pełnić. Jasne było to, że Piotr Kardaś i Paweł Wiekiera to liderzy, którzy bezpośrednio decydują o obliczu drużyny. Ja natomiast miałem robić to, czego "team" w danym meczu potrzebuje... w jednym jest to obrona, w drugim zbiórki, w trzecim punkty czy asysty. Nie ważne co mam robić na boisku, ważne żeby zespół funkcjonował prawidłowo i wygrywał kolejne mecze. Kiedy każdy wie jakie jest jego zadanie na boisku o wiele łatwiej o porządek i dyscyplinę taktyczną. Ja osobiście swojej roli nie uważam za niewdzięczną. Dopóki będę mógł pomóc chłopakom, w jakikolwiek sposób w odniesieniu zwycięstwa, będę zadowolony i usatysfakcjonowany.
Po tym jak zostaliście okrzyknięci rewelacją pierwszej rundy na pewno wzrosły oczekiwania kibiców, trenerów i zarządu. Czy Rosa Radom będzie chciała także "namieszać" w fazie play off?
- Oczywiście, że oczekiwania wzrosły... nasze względem samych siebie również. (śmiech) Na chwile obecną skupiamy się tylko i wyłącznie na następnym meczu. Chcemy odnieść jak najwięcej zwycięstw do końca sezonu zasadniczego i zająć jak najwyższe miejsce w tabeli przed fazą play off. A co będzie dalej czas pokaże. Mogę jedynie obiecać, że będziemy walczyć i moim skromnym zdaniem mamy szanse na sprawienie dużej niespodzianki...
W ostatnim, zwycięskim meczu przeciwko Polonii 2011 był pan jednym z "ojców" tego sukcesu. Mecz odbył się w pana rodzinnym mieście, na trybunach było słychać dopingujących pana kibiców. Mimo, że przyjechaliście do stolicy w roli faworytów w pierwszej połowie mieliście sporo kłopotów z mniej doświadczonymi rywalami. Czym było to spowodowane, co takiego powiedział wam w szatni trener, że w trzeciej kwarcie zupełnie zdominowaliście grę?
- Mecz z Polonią 2011 był dla mnie kolejnym, ważnym meczem ligowym, tyle, że odbywał się w moim rodzinnym mieście, a na trybunach zasiadła moja rodzina, przyjaciele, znajomi. Była także rodzina mojej dziewczyny Agnieszki. Przy okazji chciałem im wszystkim bardzo podziękować za wsparcie i doping. Staram się wykorzystywać każdą możliwą okazję do spotkań z nimi, ale ze względu na napięty terminarz rozgrywek, czasu nie jest dużo. Faktycznie do Warszawy przyjeżdżaliśmy w roli faworyta, ale po 20 min przegrywaliśmy głównie za sprawą dobrej i agresywnej, obrony na całym placu Polonii i indywidualnych popisów strzeleckich Jankowskiego. W przerwie trener udzielił nam paru cennych wskazówek, jak sobie radzić z tego typu defensywą i zmobilizował do lepszej egzekucji ataku pozycyjnego. Krótko mówiąc w trzeciej kwarcie złapaliśmy swój właściwy rytm. (śmiech)
Wiele dobrego mówi się o pańskim obecnym klubie?
Jak na prawdę wygląda to od środka? Czy Rosa Radom organizacyjnie jest gotowa do kolejnego poważnego kroku jakim mógłby być awans do TBL?
- Moim zdaniem Rosa Radom to klub bardzo profesjonalny. Mimo, że jest to beniaminek pierwszej ligi to podejrzewam, że parę klubów ekstraklasy może zazdrościć Rosie stabilizacji organizacyjnej i finansowej. Jeśli chodzi o nas, zawodników, zapewniono nam są bardzo dobre warunki treningowe jak i mieszkalne. Nic tylko grać i wygrywać. (śmiech)
Dwukrotnie ulegliście w tym sezonie Sokołowi Łańcut, po jednym meczu jak na razie przegraliście z Asseco, ŁKS-em, AZS-em Politechniką Warszawską, Sportino, Dąbrową Górniczą. Z którą z tych drużyn najchętniej spotkałby się pan w pierwszej rundzie play off?
- Jak już mówiłem wcześniej, bardzo nie lubię kalkulować i oceniać, na którym miejscu będziemy, czy z kim będziemy grać w pierwszej rundzie play off. Jedyne co mogę powiedzieć to, że będziemy walczyć i dawać z siebie wszystko w każdym meczu, nie ważne kto będzie naszym przeciwnikiem.
Czego można życzyć Michałowi Przybylskiemu w obecnym sezonie? Awansu z nowym klubem do ekstraklasy?
- Przede wszystkim zdrowia...no i oczywiście awansu. To by było coś!