Słoweński trener nie chciał zbyt dużo zmieniać w swoim składzie. Saso Filipovski na kolejny sezon pozostawił trzon drużyny, do którego dobrał kilku perspektywicznych i obiecujących graczy. I tak do Vjeko Petrovicia, Dragisy Drobnjaka, Andresa Rodrigueza, Thomasa Kelatiego, Roberta Witki i Slobodana Ljubotiny dołączyli David Logan i Iwo Kitzinger (obaj Polpharma Starogard Gd.), Mateusz Jarmakowicz (Real Madryt), Harding Nana i Robert Skibniewski (obaj Polpak Świecie), Marin Han (KK Split) oraz Marko Scekić (Vojvodina Nowy Sad). W składzie znalazł się także Sebastian Szymański, który został zaproszony na camp NBA. Skład uzupełnili młodzi Polacy – Maciej Strzelecki i wychowanek Bartosz Bochno.
- Zatrzymaliśmy trzon drużyny i dokupiliśmy kilku doświadczonych zawodników, którzy doskonale nas wspomagają. Mając dobrą obronę wygrywa się mistrzostwo, a mając dobry atak możemy jeszcze więcej. Wydaje mi się, że w tym sezonie oba składniki są obecne w zespole Turowa – mówił w trakcie sezonu Saso Filipovski.
Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu, ówczesny prezes Turowa Zgorzelec, Arkadiusz Krygier, zawarł umowę z Polską Grupą Energetyczną, która została strategicznym sponsorem zgorzeleckiego klubu. Obie strony miały na uwadze debiutancki występ przygranicznej drużyny w Pucharze ULEB.
Dobrze rozumiejący się zespół miał stanowić o sile zgorzeleckiej drużyny, co potwierdziły przedsezonowe sparingi. PGE Turów wygrał dwanaście z czternastu spotkań i znakomicie przepracował okres przygotowawczy, zwyciężając w Kranjska Gora Open oraz w rozgrywanym w Ostrowie Wlkp. turnieju. W każdym z tych spotkań brylował David Logan, który wielokrotnie był najlepszym strzelcem swojej drużyny, kilkukrotnie przekraczając granicę dwudziestu punktów. - Nigdy nie myślę o byciu gwiazdą. Po prostu skupiam się nad tym, aby być dobrze przygotowanym do sezonu. Staram się grać dobrze i to tyle. Nie robię z siebie gwiazdy - po prostu gram dobrze – mówił wówczas sprowadzony z Polpharmy Amerykanin.
W październiku ruszyły rozgrywki Dominet Bank Ekstraligi, a pierwszym przeciwnikiem wicemistrzów Polski okazał się beniaminek sezonu 2007/2008 – Górnik Wałbrzych. Skazani na porażkę podopieczni Radosława Czerniaka pokonali w Świebodzicach faworyzowany PGE Turów Zgorzelec 77:75, co niewątpliwie okazało się największą niespodzianką pierwszej kolejki spotkań nowego sezonu. Decydujące okazały się rzuty wolne Adriana Czerwonki, byłego zawodnika przygranicznej drużyny.
Spragniony rehabilitacji po porażce PGE Turów podejmował w drugiej kolejce SPEC Polonię Warszawa, która w pierwszej serii spotkań o mały włos nie sprawiła sensacji, bowiem była blisko pokonania broniącego tytułu Prokomu Trefla Sopot. Warszawiacy niczym jednak nie zaskoczyli gospodarzy, a szybka gra Iwo Kitzingera i skuteczność strzelców zgorzelczan pozwoliła na wysokie zwycięstwo 75:56, co potwierdzało, iż porażka z pierwszej kolejki była tylko wypadkiem przy pracy ekipy prowadzonej przez Saso Filipovskiego.
Z każdym następnym spotkaniem maszyna słoweńskiego trenera coraz bardziej się rozpędzała, a z dnia na dzień jaśniej świecił David Logan. Amerykanin był najlepszym strzelcem w pojedynku z Energą Czarnymi Słupsk, a przeciwko Śląskowi zdobył 35 punktów, pudłując zaledwie dwa rzuty z gry. W kolejnym meczu, w którym przeciwnikiem tym razem był Polpak Świecie, najlepszym strzelcem był Thomas Kelati, lider Turowa z poprzedniego sezonu. Zgorzelecka ekipa charakteryzowała się nie tylko znakomitą obroną, ale także posiadała w swoich szeregach strzelców, którzy na zmianę mogli grać koncertowo. Amerykanin rodem z Erytrei kapitalnie zagrał także tydzień później, gdy w Kwidzynie zdobył 28 punktów, a PGE Turów wygrał z Bankiem BPS Basket 83:74. Następnie ponownie szalał Logan, który przeciwko AZS Koszalin rzucił 34 punkty, a zgorzelczanie razem z Anwilem Włocławek, Prokomem Trefl Sopot i Atlasem Stalą Ostrów Wlkp. zajmowali pierwsze miejsce w lidze.
Pierwsza porażka zespołu Filipovskiego, po sześciu kolejnych wygranych, przyszła dopiero na początku grudnia, gdy po stojącym na najwyższym poziomie meczu, Prokom Trefl wygrał u siebie 66:60, chociaż PGE Turów miał ogromne szanse na zwycięstwo. Walka toczyła się do ostatnich minut, a decydujące akcje wykonał Christos Harissis.
Później wszystko wróciło jednak na odpowiedni tor i pokonani zostali Kotwica Kołobrzeg i Polpharma Starogard Gd., ale zgorzelczanie ulegli na własnym boisku Anwilowi. Gerrod Henderson trafił dwa rzuty wolne na cztery sekundy przed końcem meczu i włocławianie wygrali z PGE Turowem 61:59. Po tym spotkaniu Robert Witka czuł się fatalnie. - Przegraliśmy, tylko szkoda, że po tak słabej grze – mówił wówczas polski skrzydłowy. Wicemistrzowie Polski zakończyli niezwykle udany rok na trzecim miejscu w ligowej tabeli, tracąc do prowadzących Anwilu Włocławek i Prokomu Trefl Sopot zaledwie punkt.
PGE Turów nowy rok rozpoczął od wygranej po dogrywce w Ostrowie Wlkp., ale tydzień później przyszedł kryzys formy. Górnik Wałbrzych po raz drugi w sezonie pokonał zgorzelecką drużynę, lecz tym razem na parkiecie rywala. Przygraniczna ekipa szybko otrząsnęła się jednak po tym meczu i kilka dni później pokonała SPEC Polonię, a następnie Energę Czarnych Słupsk, Śląsk Wrocław i Polpak Świecie. Piątą porażkę w sezonie wicemistrzowie Polski ponieśli 16-stego lutego. Bank BPS Basket Kwidzyn doprowadził do dogrywki, skutecznie wykonywał rzuty wolne i zatrzymał strzelców Turowa, przez co wygrał w Zgorzelcu 74:72. Kolejna porażka przytrafiła się także w następnej kolejce, kiedy to wicemistrzowie Polski nie sprostali AZS Koszalin, przez co podopieczni Saso Filipovskiego tracili do prowadzącego w tabeli Prokomu już dwa punkty.
Zgorzelczanie nie składali jednak broni i tydzień później pokonali 88:79 Prokom Trefl Sopot, a losy spotkania rozstrzygnęły się już chwilę po przerwie. Następnie na widelcu była Polpharma, a zupełnie znokautowany na własnym parkiecie został Anwil. PGE Turów wygraną mógł świętować już po dwudziestu minutach gry. Następnie pokonany został Atlas, a najlepszy mecz w karierze rozegrał Marko Scekić. Zgorzelczanie byli liderami ligowej tabeli i - w mając zapewnioną pierwszą lokatę po rundzie zasadniczej – mogli pojechać do Kołobrzegu bez swoich liderów. Osłabiony brakiem podstawowych zawodników PGE Turów postawił jednak Kotwicy bardzo trudne warunki i dopiero w końcówce spotkania pozwolił gospodarzom narzucić swój styl gry, co zakończył się porażką.
Zgorzelczanie do fazy play-off przystępowali z pierwszej lokaty, więc na każdym szczeblu rozgrywek posiadali przewagę własnego parkietu. Pierwszym przeciwnikiem okazała się Kotwica Kołobrzeg, która w pre play-off wyeliminowała Bank BPS Basket Kwidzyn. Przeciwnik był jak najbardziej w zasięgu, jednak sprawa znacznie się skomplikowała w momencie, gdy poważnej kontuzji ręki nabawił się David Logan. Taka sytuacja pokrzyżowała w bardzo dużym stopniu plany Saso Filipovskiego, który nagle musiał zmienić taktykę. Wicemistrzowie Polski udowodnili jednak, że nawet bez swojego lidera potrafią wygrywać, a do swojej roli z poprzedniego sezonu wrócił Thomas Kelati i to on trzykrotnie poprowadził swój zespół do zwycięstwa, a co za tym idzie – wprowadził zgorzelczan do kolejnej rundy. – Brakuje mi Davida na boisku – mówił wówczas Kelati.
Kolejnym szczeblem na drodze do mistrzowskiego tytułu była półfinałowa potyczka ze Śląskiem Wrocław, która była doskonałą kopią rywalizacji sprzed roku. Do gry po przebytej kontuzji powrócił David Logan, co jeszcze jakiś czas wcześniej wydawało się nierealne, bowiem głośno mówiło się, iż - w związku z kontuzją ręki - Amerykanin straci resztę sezonu. Rehabilitacja Logana przebiegła jednak pomyślnie i zawodnik był gotowy do gry w półfinale przeciwko siedemnastokrotnym mistrzom Polski.
- Jesteśmy silni, ale z Loganem i Witka w składzie jesteśmy jeszcze silniejsi – mówił Slobodan Ljubotina. - Chcemy wygrać serię ze Śląskiem i zdobyć mistrzostwo – dodawał serbski środkowy. Jednym z najbardziej zmotywowanych do walki o najcenniejszy kolor medalu był Dragisa Drobnjak, który toczył zażarte boje z podkoszowymi innych drużyn i praktycznie wszystkie rozstrzygał na swoją korzyść.
PGE Turów, dzięki bardzo dobrej grze obronnej w drugiej połowie, zwyciężył ze Śląskiem w pierwszym meczu półfinału 67:56. - Zwabialiśmy do siebie przeciwników, aby nasi strzelcy mogli rzucać – wspomina Andres Rodriguez, były już rozgrywający zgorzelczan. Wrocławianie skutecznie odpierał ataki Turowa w drugiej połowie i wygrali 78:72 w drugim spotkaniu, doprowadzając tym samym do remisu 1:1 w półfinale DBE. PGE Turów w drugiej połowie trzeciego spotkania zagrał znakomicie, a kluczowe trójki trafił Thomas Kelati i wicemistrzowie Polski pokonali Śląsk 71:60, więc prowadzili 2:1 w półfinałowej rywalizacji. Zgorzelczanie wygrali także kolejny mecz we Wrocławiu i także w Zgorzelcu, więc byliśmy świadkami dokładnie takiego samego scenariusza, jak przed rokiem, kiedy to przygraniczna ekipa wygrała 4:1.
W wielkim finale Dominet Bank Ekstraligi PGE Turów zmierzył się z Prokomem Trefl i chciał rewanżu za porażkę sprzed roku. Po dwóch wygranych zgorzelczan u siebie, w tym pewnie i wysoko w drugim spotkaniu, nikt nie dopuszczał do siebie scenariusza, że w przygranicznym mieście zabraknie upragnionego złota, szczególnie gdy do znakomitej formy strzeleckiej powrócił David Logan. Podopieczni Saso Filipovskiego przegrali jednak w dramatycznych okolicznościach dwa spotkania w Sopocie i także jeden w Zgorzelcu. W związku z takim przebiegiem sytuacji, wicemistrzowie Polski musieli szukać swoich szans na parkiecie rywala, gdzie gospodarze – po ewentualnej wygranej – mogli już świętować kolejne z rzędu mistrzostwo.
Koszykarze PGE Turowa zagrali jednak na miarę swoich możliwości i - po znakomicie rozegranej czwartej kwarcie - wygrali 74:69, doprowadzając do remisu 3:3 w finale. Kapitalne spotkanie rozegrali Andres Rodriguez i Dragisa Drobnjak, których dwójkowe akcje poprowadziły zgorzelecką drużynę do wygranej i przedłużyły nadzieję na mistrzostwo Polski. W siódmym meczu finałowej serii górą był Prokom Trefl i to sopocianie cieszyli się ze złota, a zgorzelczanie ze srebra. Marzenia o tej konkretniej koronie muszą więc zostać odłożone na kolejny rok.
Drugą koroną, jaką PGE Turów miał wywalczyć w rodzimej lidze, miał być Puchar Polski. W Warszawie odbyło się losowanie par i zgorzelecka drużyna w pierwszej rundzie miała zmierzyć się ze Śląskiem Wrocław. Wicemistrzowie Polski przed tym spotkaniem wydawali się nie tylko faworytami zbliżającego się pojedynku, ale również całego turnieju. Śląsk wytrzymał jednak napór ze strony PGE Turowa z początku spotkania i wobec problemów z faulami wicemistrzów Polski wygrał 78:70. To spotkanie obnażyło niestety braki w nieograniu polskich graczy w zgorzeleckiej ekipie. W konsekwencji podopieczni Saso Filipovskiego z marzeniami o zwycięstwie w Pucharze Polski muszą jeszcze poczekać.
PGE Turów jako wicemistrz Polski sezonu 2006/2007 otrzymał rekomendację od Polskiej Ligi Koszykówki S.A. do gry w Pucharze ULEB. Chociaż nie było to aż tak oczywiste, to jednak mówiło się, iż zgorzelecka drużyna mogłaby sięgnąć po trzecią koronę w sezonie 2007/2008, czyli zwycięstwo w europejskich pucharach. Rywalami zgorzeleckiej ekipy na zapleczu Euroligi okazały się rosyjski Uniks Kazań, chorwacki KK Zadar, izraelski Hapoel Jerozolima, francuski SIG Strasburg oraz holenderski EiffelTowers Den Bosch.
23 punkty Thomasa Kelatiego i znakomita gra podkoszowych PGE Turowa zapewniła zgorzelczanom pierwsze w historii występów w Pucharze ULEB zwycięstwo 80:65 nad EiffelTowers. Czeski Liberec, gdzie zgorzelczanie rozgrywali swoje mecze pucharowe, okazał się być bardzo szczęśliwym miejscem dla wicemistrzów Polski. Corey Brewer i Todor Gecevski poprowadzili KK Zadar do zwycięstwa nad PGE Turowem 85:74 w drugiej kolejce Pucharu ULEB, ale jak się później okazało, była to jedna z dwóch porażek zgorzeleckiej drużyny w rundzie grupowej Pucharu ULEB. Wicemistrzowie Polski grali koncertowo i pokazywali koszykówkę na najwyższym europejskim poziomie, a drugą porażkę ponieśli dopiero w ostatniej kolejce, kiedy awans do następnej rundy mieli już zapewniony. Jednym z większych sukcesów klubu okrzyknięto wówczas wygrany dramatyczny pojedynek w Rosji z Uniksem Kazań, a PGE Turów zaskoczył nawet włodarzy Pucharu ULEB.
Po rundzie grupowej we Włoszech odbyło się losowanie par kolejnej rundy. Zgorzelczanie byli rozstawieni w pierwszym koszyku, bowiem wygrali swoją grupę i trafili na mistrza Czech – CEZ Basketball Nymburk, z czego zadowolony był Saso Filipovski. - Przede wszystkim CEZ Nymburk jest dobrym zespołem, który na pewno postawi nam ciężkie warunki, więc aby wygrać, będziemy musieli zagrać na 120 procent swoich możliwości – mówił tuż po losowaniu ucieszony słoweński trener.
W 1/16 Pucharu ULEB PGE Turów zremisował z CEZ Nymburk 61:61, a wynik spotkania ustalił Ladislav Sokolovsky, który równo z końcową syreną trafił za trzy. Drugie spotkanie było już prawdziwym czeskim dramatem - koszykarze ze Zgorzelca wytrzymali presję ze strony CEZ do końca i po dramatycznej końcówce wygrali 68:66, dzięki czemu awansowali do kolejnej rundy, w której przeciwnikiem okazał się BC Kijów.
W ramach 1/8 Pucharu ULEB walka toczył się nie tylko pomiędzy zawodnikami PGE Turowa i BC Kijów, ale także na ławce trenerskiej obu drużyn. Saso Filipovski i Tomo Mahorić pracowali razem w Olimpii Lublana, ale wówczas to trener ukraińskiej drużyny był pierwszym szkoleniowcem. Koszykarze PGE Turowa po zwycięstwie na Ukrainie nad BC Kijów 71:59 byli o krok od awansu do Final Eight, a formalności dopełnili tydzień później w Libercu, gdzie chociaż po raz pierwszy przegrali, to w bezpośrednim pojedynku byli lepsi i było im dane wystąpić podczas finałowego turnieju Pucharu ULEB. Bohaterem tego spotkania był Andres Rodriguez. Portorykański rozgrywający przebywał na boisku pomimo kontuzji i grając praktycznie na jednej nodze poprowadził swój zespół do wygranej.
PGE Turowowi w Final Eight przyszło zmierzyć się z Dynamo Moskwa i wcale nie był skazany na pożarcie już na samym wstępie, chociaż rosyjska ekipa miała na ławce trenerskiej Svetislava Pesicia, a także MVP sezonu regularnego Pucharu ULEB Henry'ego Domercanta. Amerykanin potwierdził swoją klasę w Turynie, gdzie przeciwko zgorzeleckiej ekipie zdobył 22 punkty, trafiając sześć trójek na stuprocentowej skuteczności, a polska drużyna zakończyła rywalizację na zapleczu Euroligi na etapie ćwierćfinału.
- Zawsze znajdą się ludzie, którzy ocenią to jako porażkę, ale dla mnie jest inaczej. Uważam, że mamy za sobą świetny sezon – mówił już po zakończonym sezonie Saso Filipovski. Koncentracja, dyscyplina i zaufanie – te słowa przez cały sezon powtarzał słoweński trener Turowa. - Drużyna może wiele zdziałać posiadając te dwie cechy. Tylko wtedy, gdy zawodnicy robią dokładnie to, co każą im trenerzy, można wygrać – mówił w trakcie trwania rozgrywek Filipovski. Słoweniec jest człowiekiem, dla którego wielu koszykarzy chciałoby grać, a on sam pozwala im na wiele, jednak muszą pamiętać, by trzymać się jego systemu i filozofii, że gra zespół, a nie jednostka.
Znakomitą formę przez cały sezon prezentował David Logan. - Ja po prostu ciężko trenuję – krótko odpowiadał Amerykanin, który był najlepszym strzelcem Dominet Bank Ekstraligi sezonu zasadniczego oraz odebrał nagrodę MVP za ten okres gry. Saso Filipovski został okrzyknięty przez dziennikarzy najlepszym trenerem minionych rozgrywek, a prowadzona przez niego drużyna była najlepiej broniącym zespołem.
W poprzednim sezonie graczom PGE Turowa udawało się uniknąć kontuzji (jedynie raz problemy z kostką miał Andrej Stimać). W obecnym urazy dopadły Vjeko Petrovicia (na blisko trzy miesiące), Iwo Kitzingera, Andresa Rodrigueza, Roberta Witkę oraz naprawdę poważnie Davida Logana. To jednak nie pokrzyżowało planów zgorzeleckiej drużyny i wicemistrzowie Polski awansowali do finału, gdzie zdobyli srebrne medale.
Koszykarze PGE Turowa byli bardzo otwarci dla młodzieży, z którą często się spotykali. Jedną z wizyt były odwiedziny liceum w Rosji. Zgorzeleccy zawodnicy, wraz z Prezesem Arkadiuszem Krygierem, zaproszeni zostali do jednego z kazańskich liceów, gdzie ponad 200 dzieci codziennie uczy się języka polskiego. Wszyscy miło spędzili czas.
Tego typu spotkanie odbyło się jeszcze raz. David Logan, Thomas Kelati, Robert Witka, Dragisa Drobnjak, Marin Han i Mateusz Jarmakowicz byli w marcu w Niemczech, w Berufschulzentrum Technik w Görlitz, na spotkaniu z młodzieżą. Wizyta wicemistrzów Polski, na czele z trenerem Saso Filipovskim i prezesem Piotrem Waśniewskim, trwała około dwóch godzin, jednak zarówno gracze ze Zgorzelca, jak i uczniowie, nie tylko niemieccy, ale również i polscy, bawili się znakomicie. Impreza pod hasłem "Start the basket" zgromadziła około stu młodych ludzi. – To dobrze przyjść do Görlitz, gdzie dzieci, będące na co dzień kibicami Turowa, które są naszym wsparciem, mogą się z nami spotkać, porozmawiać, czy otrzymać autograf. Widać, że one to kochają, że cieszą się z tego powodu, uśmiechają i to jest miłe zarówno dla nas, jak i dla nich – mówił niekryjący radości ze wspólnej zabawy Thomas Kelati.
Miniony sezon miał także swoje pozasportowe akcenty – 19. stycznia na zawał serca zmarł były prezes Turowa, inż. Zbigniew Kamiński. Niespełna dwa tygodnie później odszedł także 75-letni Tadeusz Czernecki, wieloletni wiceprezes Klubu Sportowego Turów Zgorzelec. W ostatni dzień lutego posadę Prezesa Zarządu stracił Arkadiusz Krygier, który pełnił tę funkcję od lipca 2006 roku. Zastąpił go Piotr Waśniewski, bardzo dobrze znany szczególnie kibicom Śląska Wrocław, który przez lata, za czasów Grzegorza Schetyny, był związany z tym klubem – najpierw jako dyrektor finansowy, a później także jako prezes.
PGE Turów Zgorzelec ma za sobą bardzo długi, lecz niezwykle udany sezon. Minione rozgrywki z całą pewnością można uznać jako te z grona sukcesów, chociaż nie udało się zdobyć żadnej z zapowiadanych trzech koron. Po emocjonującej rywalizacji, zakończonej zdobyciem przez PGE Turów drugiego z rzędu srebrnego medalu, przyszedł czas na oficjalne zakończenie sezonu, ale najważniejszą decyzją podjętą w ostatnim czasie było przedłużenie kontraktu przez Saso Filipovskiego. Słoweński szkoleniowiec, który w Zgorzelcu pracuje od dwóch lat, to główny autor sukcesów przygranicznej ekipy. Filipovski mówi jednak, iż wie, jak w Polsce zdobyć mistrzostwo. Czyżby dwuletnia praca miała mieć swoje odzwierciedlenie w maksymalnym stopniu w trzecim sezonie pracy?
Filipovski po sezonie zadowolony był ze swojego kontaktu z zawodnikami, ale miał także powody do niezadowolenia. – Niezadowolony jestem przede wszystkim z tego, że niektórych nie udało mi się wdrożyć do gry – przede wszystkim Roberta Skibniewskiego i Hardinga Nany - mówił. Teraz Słoweniec rozpoczął budowę składu na nadchodzące rozgrywki i należy jedynie czekać na konkretne decyzje.