15 pytań do Gwiazdy I ligi - rozmowa z Maciejem Klimą, zawodnikiem Sokoła Łańcut

Maciej Klima wrócił do I ligi po przygodzie w TBL z zespołem Stali Stalowa Wola i to przygodzie udanej dla siebie. Mimo sporej konkurencji utrzymywał stały, dobry poziom, co niewielu polskim graczom zdarza się uzyskać w sezon po awansie. Skoczny, dynamiczny, lubiący uprzykrzać życie rywalom blokami. Maciej Klima – kolejny bohater cyklu "15 pytań do Gwiazdy I ligi".

Mateusz Zborowski: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z koszykówką?

Maciej Klima: Pierwsze kroki stawiałem na parkiecie szkoły podstawowej nr 33 w Krakowie. Muszę wspomnieć o panu Nowaku, który we mnie i kolegach zaszczepił sportowego ducha i zabierał na wszelkie możliwe zawody. Tak zacząłem, ale przygoda z dorosłym i obecnym basketem to osobna historia i chciałbym poświęcić jej parę zdań. Nie byłoby mnie, gdyby nie pierwsze treningi z trenerami Armatysem i Herdziną na AR w Krakowie, gdyby mój przyjaciel Wojtek Bychawski nie wyciągnął mnie za ucho do gry w Limblachu Limanowa i wreszcie gdybym nie dostał szansy od Sokoła Łańcut. Wszystkim dziękuję.

Mecz, do którego wracasz pamięcią?

- Wszystkie mecze o awans do ekstraklasy w barwach Stali Stalowa Wola.

Koszykarski idol?

- Ciężko kogoś wskazać. Trzeba chyba wrócić do czasów, gdy mecze NBA oglądaliśmy w TVP i nie przesypiając nocy śledziliśmy finały Byków. Ostatnio przeglądałem w internecie mixy z akcjami Scottiego Pippena. Strasznie się rozemocjonowałem i pozostaję ciągle pod ogromnym wrażeniem jego koszykarskich umiejętności.

Ulubiona forma spędzania wolnego czasu?

- Błogie lenistwo. Mógłbym jak opos przespać cały dzień, zwłaszcza zimą. Siedzę też zdecydowanie za dużo czasu przed komputerem. Jeśli czytam, to najchętniej kryminały Cobena albo Gazetę Wyborczą. Ostatnio moja Ania (z moim niewielkim udziałem) zaprenumerowała mi Playboya, o co teraz się trochę wkurza (śmiech).

Ideał kobiety?

- Atrakcyjna, twardo stąpająca po ziemi brunetka, z uśmiechem sprawiającym, że śmiejesz się razem z nią. 185 cm wzrostu, uwielbia słodycze i porządek... i jak jest ciepło. Roztańczona i rozśpiewana, z tysiącem przeróżnych przemyśleń, którymi koniecznie musi się ze mną dzielić (śmiech). Najlepiej z Rzeszowa...

Gdybyś nie został koszykarzem, to?

- Trudne pytanie. Może piosenkarzem (śmiech). W Sokole jest teraz bardzo utalentowana wokalnie grupa. Moglibyśmy z powodzeniem założyć zespół. Próby od poniedziałku do piątku w szatni o 20, koncerty po wygranych meczach w autobusie.

Twoja mocna strona?

- Nieźle gotuję.

Twoja słabość?

- Ostatnio chyba za szybko się złoszczę...

Ulubiony napój?

- Herbata. Mam kubki wielkości mojej głowy, a na wyjazdy wożę super termos.

Trener, którego najlepiej wspominasz?

- Najwięcej z nim pracowałem i najwięcej mnie nauczył - Dariusz Kaszowski. A że jest znowu moim trenerem, to może dostanę za te ciepłe słowa jakieś ekstra minuty w następnym meczu.

Czego byś nigdy w życiu nie zrobił?

- Nie skrzywdziłbym swoich bliskich.

Największe marzenie?

- Ostatnio ktoś mnie pytał i było ciężko coś powiedzieć. Postawiłem na coś w zasięgu ręki. Chciałbym spokojnie, szczęśliwie i w zdrowiu żyć z moją rodziną. A muszę się pochwalić, że spodziewamy się z Anią dzidzi.

Trzy rzeczy, które zabierzesz na bezludną wyspę?

- Duże, wygodne łóżko, komputer i... łódź.

Życiowe motto?

- Mogło być gorzej!

Idealny kandydat na trenera kadry?

- Nie mam pojęcia.

Komentarze (0)