Mateusz Zborowski: Za wami kolejny ciężki mecz, ale w końcu przełamaliście niemoc i po pięciu porażkach z rzędu możecie zapisać dwa punkty na swoją korzyść. Takie mecze chyba budują?
Mateusz Nitsche: No tak. To był ciężki mecz, dużo walki, dużo twardej gry co odczuwam na sobie. Obie drużyny nie oszczędzały się na parkiecie, ale i dla nas i dla Startu to był mecz o być albo nie być. Spodziewaliśmy się po I kwarcie, że zagramy w końcu lepiej w ataku, że pokażemy się wszyscy, ale kojelny przestój i znów nerwowa końcówka.
Skąd takie wahania waszej dyspozycji? Te przestoje stają się już być nieodłącznym elementem waszej gry?
- Te nasze przestoje stały się już chyba sławne na całą ligę... Cały czas musimy z tym walczyć, pracować nad tym żeby w kolejnym meczu wyeliminować ten mankament. Swoją drogą mamy krótką ławkę więc często dopada nas zmęczenie i być może stąd takie okresy gry, w których brakuje nam pomysłu i siły. Wtedy drużyna przeciwna bierze głos i narzuca swój styl gry co w przypadku spotkań u siebie powinno być naszym atutem.
No właśnie wspomniałeś o krótkiej ławce. Pech was w tym sezonie nie opuszcza?
- Na chwilę obecną dysponujemy chyba najkrótszą ławką w lidze. Co raz to pojawia się jakaś kontuzja. Młodzi gracze póki co są tylko uzupełnieniem składu i są po to żeby się od nas uczyć co ma zaowocować w przyszłości. Nie wiem ile jeszcze przysługuje nam pecha, ale mam nadzieję, że limit już w tym sezonie wykorzystaliśmy.
Zaczynają pojawiać się jednak opinie, że im krótszy skład Górnika tym lepsza gra. Czy coś w tym jest?
- No tak, słyszałem o takich komentarzach, aczkolwiek nie chciałbym żeby tak było, ponieważ to jest gra zespołowa i cała drużyna pracuje na wynik. Myślę, że być może wynika to z naszego charakteru kiedy brakuje któregoś z graczy reszta wzbija się na wyżyny swoich możliwości i nadrabia braki ambicją i wolą walki.
W waszej grze w ataku często jest widoczny brak pomocy ze strony wysokich graczy, kiedy to musicie przebijać się na zasłonach, walcząc z wyższymi i silniejszymi rywalami.
- Jednak jest to widoczne tak? (śmiech). Ciężką przeprawę mamy w tym ataku... Cały czas staramy się nad tym pracować, ale do końca nigdy nie jest tak jak byśmy chcieli. To jest na pewno nasz pięta achillesowa i cały czas znajduje się element do poprawy.
W każdym meczu II rundy prezentujesz dobrą, równą stabilną formę, jaka jest tajemnica Twojej dobrej gry?
- Nie mam chyba nic do stracenia... Trzeba ciężko zasuwać, mocno pracować na treningach i robić swoje pomimo tego jak jest. Cieszę się, że mogę pomóc kolegom, że dobrze mi to wychodzi. Czy robię coś nadzwyczajnego? Pewna bliska mi osoba kazała mi dobrze grać (śmiech).
Rola lidera w zespole chyba Ci odpowiada?
- To, że statystyki kreują mnie na lidera zespołu wynika z tego, że w II rundzie zmienił się nasz styl gry. Pod nieobecność Maćka Ustarbowskiego i Krzyśka Jakóbczyka reszta zawodników w tym ja może brać większy ciężar gry na swoje barki. Mam teraz na parkiecie więcej swobody co owocuje dobrą grą z czego wypada mi się tylko cieszyć. Chciałbym tylko żeby moja dobra gra szła w parze z dobrą grą zespołu.
Teraz czeka was kolejny trudny mecz z Tychami, które w II rundzie po przyjściu Jareckiego są w stanie sprawić niespodziankę.
- Tychy odbudowały się na tyle ile mogły. Nie widziałem żadnego ich meczu w obecnym sezonie, ale obecność w składzie Witosa czy Jareckiego powoduje, że mogą być bardzo groźni w ofensywie. To nie będzie dla nas spacerek. Czeka nas na pewno wyrównany i ciężki mecz. Mam nadzieję, że dopisze nam szczęście i kolejne 2 punkty dopiszemy do swojego dorobku.