Koniec passy lidera - relacja z meczu AZS Politechnika Warszawska - MKS Dąbrowa Górnicza

Hala przy Marymonckiej w końcu zdobyta! Koszykarze Politechniki Warszawskiej doznali pierwszej w tym sezonie ligowej porażki na własnym parkiecie, a w rolę pogromców Inżynierów wcielił się zespół MKS-u Dąbrowa Górnicza.

Podopieczni Wojciecha Wieczorka są na fali - wygrali już po raz piąty z rzędu i w tabeli umocnili się na czwartej lokacie. Zespół z Dąbrowy Górniczej jest jedyną ekipą, która skalp z Inżynierów zdejmowała dwukrotnie, jesienią we własnej hali MKS pokonał bowiem stołeczny zespół 83:69. Jaki jest sposób na ogranie lidera? - Na pewno bardzo dobra obrona, niezła skuteczność i odrobina szczęścia - wymienia w rozmowie ze SportoweFakty.pl Wieczorek. - Warto też podkreślić, że na przestrzeni całego meczu graliśmy bardzo równo i stąd zwycięstwo, z którego się bardzo cieszymy - dodaje uśmiechnięty szkoleniowiec.

Sobotnie spotkanie od samego początku toczyło się w rytmie punkt za punkt, a wśród gości z wysokiego C rywalizację rozpoczęli Adam Lisiewski i Paweł Zmarlak. - Niepotrzebnie daliśmy im wejść w grę - nie kryje zmartwiony Leszek Karwowski. Doświadczony podkoszowy Politechniki meczu do udanych z pewnością zaliczyć nie może, miał spore problemy ze skutecznością i nie potrafił pokierować poczynaniami poddenerwowanych kolegów. 36-letni zawodnik był nieobecny duchem, ciałem zabrakło za to Michała Nowakowskiego.

Koszykarze z Dąbrowy Górniczej na początku trzeciej kwarty byli nawet na 5-punktowym prowadzeniu, znakomite wejście do gry zaliczył jednak Kamil Pietras, który pociągnął grę Politechniki. W sumie 23-latek rzucił 12 punktów, zaliczył 4 zbiórki, miał przechwyt i aż 3 bloki. Dotrzymać mu kroku próbowali Łukasz Wilczek i Mateusz Ponitka, młodym koszykarzom zabrakło jednak szczęścia i doświadczenia, a w ostatniej części meczu szalę zwycięstwie na korzyść przyjezdnych przeważył Zmarlak, aż trzykrotnie trafiając za trzy punkty (w sumie rzucił aż 21 oczek).

- Byliśmy za mało mobilni w obronie - tłumaczył po końcowej syrenie Mladen Starcević, który tradycyjnie miał też ogromne pretensje do arbitrów. Dość powiedzieć, że w trakcie przerwy między połowami poświęcił kilka dobrych minut, by przedstawić sędziemu stolikowemu wszystkie zbrodnie, jakie popełnił duet boiskowych rozjemców. Na nic zdały się jednak jego żale, a mecz zakończył się wynikiem 66:70. Stołeczny zespół pierwszej lokaty stracić nie powinien, ma bowiem niezły terminarz i stosowną przewagę nad resztą stawki. Zespół Wieczorka udowodnił jednak, że lider nawet na własnym parkiecie nie jest niezniszczalny.

AZS Politechnika Warszawa - MKS Dąbrowa Górnicza 66:70 (17:18, 13:15, 19:22, 17:15)

AZS: Wilczek 17, Ponitka 12, Pietras 12, Pamuła 7, Karwowski 7, Pełka 5, Kolowca 4, Mokros 2, Popiołek 0, Solanikow 0.

MKS: Zmarlak 21, Lisewski 14, Szczypka 10, Basiński 9, Zieliński 7, Bogdanowicz 4, Piotrkowski 3, Lemański 2, Piechowicz 0, Wójcik 0.

Komentarze (0)