Jacek Seklecki: Walczycie o pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym, ale takie mecze jak wpadka z Kotwicą czy porażka z Energą Czarnymi was do tego nie przybliżają. Nie żałujecie któregoś z tych spotkań. Wygrane mogły wam już zapewnić fotel lidera?
Robert Witka: Na pewno żałujemy. Przynajmniej jedna porażka mniej i już bylibyśmy w o wiele lepszej sytuacji. Stało się jednak inaczej i teraz do ostatniego meczu w sezonie zasadniczym musimy bić się o zwycięstwa, ale może to i lepiej dla nas. Będzie to swoiste przygotowanie mentalne do play-off, które pozwoli nam dostatecznie mocno skoncentrować się na dalszej walce o kolejny tytuł mistrzowski.
Tym bardziej, że będą to zespoły z samej czołówki. Już graliście z Energą Czarnymi, PGE Turowem a teraz zmierzycie się z Anwilem.
- Zgadza się. Terminarz jest taki, że na koniec sezonu zasadniczego przypadły nam mecze z samą czołówką ligi, dlatego wiemy jak ważne są te spotkania i na pewno podejdziemy lub podeszliśmy już do nich bardzo skoncentrowani. Będzie to dobre przetarcie przed play-off.
Skąd takie wahanie formy. Przegrywacie z drugą od końca w tabeli Kotwicą, a później wygrywacie z depczącym wam po piętach PGE Turowem?
- Ciężko powiedzieć. Myślę, że z reguły w takich sytuacjach wszystko siedzi w głowach. Jeżeli do każdego meczu podchodzimy w pełni skoncentrowani, nastawieni na zwycięstwo to w większości wygrywamy te spotkania. W przypadku rywalizacji ze słabszymi drużynami gdzieś w podświadomości leży ten fakt i wtedy strasznie się męczymy. Tak więc największą rolę odgrywa tutaj przygotowanie mentalne. Teraz gramy z silnymi zespołami i to będzie dobra szkoła dla nas.
Dodatkowo mecz z Kotwicą odbywał się w środku tygodnia, był spotkaniem zaległym, więc te czynniki demotywujące namnożyły się.
- Dokładnie tak, ale trzeba też przyznać, że wtedy nie graliśmy tak słabego meczu. Przez dłuższy czas w miarę kontrolowaliśmy mecz, wszystko układało się po naszej myśli, po trzech kwartach prowadziliśmy 10 punktami i później Kotwica się rozstrzelała. Mimo naszej dobrej obrony trafiali nam niesamowite rzuty i to wykorzystali. Ekipa trenera Dariusza Szczubiała słynie z tego, że jak jego zawodnicy zaczną trafiać to ciężko cokolwiek zrobić. Przespane przez nas dwie minuty przesądziły o wyniku.
Teraz gracie z Anwilem, który ostatnio jest w formie. W pięciu poprzednich spotkaniach nie pozwolił rywalom rzucić nawet 70 punktów. Przerwiecie tę serię włocławian?
- My walczymy o pierwsze miejsce, więc będziemy musieli ten mecz wygrać i zrobimy wszystko, aby tak się stało. Anwil gra dobrze i osobiście uważam, że miał trochę pecha. Obserwuję ten zespół i to jest dobry team od początku sezonu. Przytrafiały się włocławianom pewne porażki, jak i nam się przytrafiały, ale cały czas pozostają mocnym zespołem i gdyby nie te wpadki z meczów, które powinni wygrywać to byliby w czołówce. Jedziemy do Włocławka na ciężkie spotkanie, bo to niedzielne niewątpliwie takim będzie. Chcemy wygrać, bo zależy nam na pierwszym miejscu w tabeli.
W czym tkwi siła Anwilu, jakie elementy tego zespołu są najsilniejsze?
- Anwil ma kilku zawodników, których można się obawiać i którzy stanowią o sile tego zespołu. Włocławianie grają dość zespołowo, mają strzelców, mają dobrych podkoszowych, a także niezłych skrzydłowych więc jest to zespół kompletny. Oglądałem Anwil w Gdyni podczas Final Four Pucharu Polski i naprawdę zaprezentował się świetnie i mimo że przegrał to koszykarze tej drużyny zagrali nieźle, a porażki zdarzają się każdemu.
Dla Pana to kolejny powrót do Hali Mistrzów w barwach innego zespołu. Po kilku latach w PGE Turowie teraz przyjedzie Pan z Asseco Prokomem. Jest jeszcze jakiś dodatkowy dreszczyk emocji przy powrocie do Włocławka?
- Na pewno ten dreszczyk emocji jest. Co prawda jest to już piąty sezon, od kiedy nie gram we Włocławku, więc te emocje są nieco mniejsze. Te pierwsze przyjazdy na Kujawy dużo więcej dla mnie znaczyły, niż teraz, aczkolwiek nadal pozostaje ten dreszczyk emocji i pewien sentyment.
Qyntel Woods pomoże wam w play-off?
- Mamy wszyscy nadzieję, że tak właśnie będzie. Qyntel czuje się coraz lepiej, ale oczywiście decyzja co do jego gry leży tylko i wyłącznie w rękach sztabu trenerskiego. Qyntel zaczyna z nami trenować, grał już przeciwko AZS i dlatego wszyscy w niego bardzo wierzymy. Takiego gracza nam potrzeba, czyli prawdziwego lidera, który w trudnych momentach pociągnie do przodu całą drużynę, także wszyscy na niego liczymy.